Rozdział 7

15 4 4
                                    

Austin

Zaufanie to bardzo ciężka i zawiła sprawa

Niektórzy ludzie, od razu po spotkaniu jakieś osoby, która jest miła, lub mogą czerpać z niej korzyści, nazywają ją przyjacielem

U Austina było inaczej. On ufał tylko dwóm osobom w całym swoim życiu. Connor i Hailey nigdy go nie zawiedli i nie sprawili, że poczułby się wykorzystany lub odrzucony. Byli nie tylko jego przyjaciółmi, ale i rodziną

Zrobiłby dla nich dosłownie wszystko

Dlatego właśnie siedział w samochodzie na parkingu komendy policji w której pracowała Via. Nie mógł się nie zaśmiać, na samą myśl o tym, że gdyby tylko dowiedzieli się, kim jest, z marszu dostałby dziesięć wyroków dożywocia. Dlatego właśnie, nie mógł na to pozwolić, by sprawa się nie sypła.

Miał pewien plan. Od samego początku dostrzegł, że problem nie leży w samym obiekcie westchnień Connora, tylko w ludziach, którymi się otaczała. Rozmowa z jej przyjaciółką, którą przeprowadziła w kawiarni tylko utwierdziła go w tym przekonaniu.

Nadszedł czas na pomyszkowanie.

Poprawił ciemną skórzaną kurtkę i przejrzał się w lusterku samochodowym. Jasno niebieskie oczy przebijały go na wylot, jakby były gotowe przejrzeć swoją własną dusze. Białe włosy, delikatnym kosmykami opadały mu na czoło idealnie współgrając z ciemnym zarostem. Uśmiechnął się sam do siebie i założył okulary przeciwsłoneczne, oraz podrobioną plakietke pracownika biura detektywistycznego.

Cholernie rzadko pokazywał, że kogoś podziwiał, jednak ta cwana bestia Cunning, umiała odwalić niezwykłą robotę. Zmieniała rzeczywistość na swoją własną korzyść i każdy jej wierzył. Miał nadzieję, że w tym przypadku będzie tak samo.

Wysiadł powoli, wpatrując się w budynek z kłującym uczuciem w żołądku, które towarzyszyło mu niemal zawsze. Nie był to jednak strach, tylko uczucie podniecenia.

Uwielbiał tego typu akcje. Mógł udawać, że jest kimś zupełnie innym. Nawet, gdy nie musiał tego robić, wystarczyło założyć skórzane rękawiczki i maskę, by nieźle się zabawić

Nawet rzeźnik, nie ma tyle krwi na rękach co on.

Od razu po wejściu do budynku komendy, poczuł znajomy smród. Skrzywił się, ale po chwili obrzydzenie, zostało zastąpienie przez ledwo zauważalny uśmieszek

Jebało tu kłamstwem

– Witam serdecznie – założył maskę innej osoby i podszedł do biurka, za którym siedziała recepcjonistka. Uśmiechnął się kokietersko, chociaż już nawet bez tego, ponętna szatynka zalała się rumieńcem, a jej dłonie nad klawiaturą komputera zastygły w bezruchu
– Nazywam się Mike Devrell i jestem prywatnym detektywem. Zostałem wynajęty przez Heath'a Chueves'a. Miałem tu do niego przyjechać – na potwierdzenie pokazał plakietke, z logiem biura fałszywym wraz ze swoim zdjęciem

– Tak.. – kobieta przełknęła ślinę i nadal się w niego wpatrując, sięgnęła po telefon stacjonarny, przykładając go do ucha – Heath? Pan detektyw do ciebie – po chwili opuściła dłoń, odkładając urządzenie na miejsce – Zaraz przyjdzie, proszę tu poczekać. Napije się Pan czegoś?

– Mike, żaden Pan – uśmiechnął się, puszczając jej oczko – Nie dziękuję, poczekam. Dziękuję bardzo za pomoc

Gdy tylko się odwrócił, przewrócił oczyma zdegustowany i ruszył w kierunku kanapy, która stała niedaleko automatów z gorącymi napojami i słodyczami, po czym usiadł w niej ciężko, rozglądając się dookoła, badając teren

"Za Cenę Milczenia" CHWILOWO ZAWIESZONE⚠️Where stories live. Discover now