Możecie uznać mnie za kompletną idiotkę, bo gdy weszłam przez drzwi bloku skierowałam się do wejścia na klatkę schodową. Mieszkałam na siódmym piętrze, dlatego gdy w końcu stawałam przed swoim mieszkaniem miałam ochotę wypluć płuca.

Jednak moim celem od tamtego piątku było unikanie i ignorowanie Nicoli, który na początku nie dawał za wygraną i męczył mnie wiadomościami. Po dwóch dniach zorientował się, że nie mam ochoty z nim rozmawiać i odpuścił. Cash także nie dawał mi spokoju. Nie chciałam się spotkać z żadnym z nich w małej windzie.

Prawda była taka, że było mi tak cholernie głupio za swoje zachowanie z piątkowej nocy, że wolałam go unikać, zamiast po prostu z nim porozmawiać. Uznałby mnie za rozchwianą emocjonalnie kretynkę, której nic w życiu nie wyszło i jedyne, co potrafi robić to narzekać i płakać nad swoim smutnym losem. A bardzo nie chciałam, żeby ktokolwiek miał o mnie takie zdanie.

Cicho otworzyłam kluczem drzwi od mieszkania i już miałam pociągnąć za klamkę, gdy usłyszałam dźwięk otwierania windy. Spanikowana pchnęłam drzwi i zamknęłam je mocno, od razu przekręcając klucz w zamku.

Na tym piętrze były tylko dwa mieszkania, moje i Nicoli, więc jeśli ktoś oprócz mnie na nie wyjeżdżał to był to Zalewski albo Matty, bo przez miniony tydzień kilkukrotnie słyszałam jego głos przez drzwi.

Zdjęłam płaszcz i zawiesiłam go na haczyku. Wtedy w moim mieszkaniu rozległ się dźwięk pukania.

Przeklęłam cicho pod nosem i delikatnie odłożyłam torebkę na puchaty dywan.

— Taylor, naprawdę nie wiem, z jakiego powodu tak się zachowujesz — usłyszałam głos Nicoli, na co kolejne przekleństwo wyszło z moich ust. — Nie możemy porozmawiać, jak dorośli ludzie albo po prostu o tym zapomnieć, jeśli tak wolisz? Przestań mnie ignorować, proszę.

Przygryzłam policzek od środka i odeszłam od drzwi. Chciałam z nim porozmawiać, bo brakowało mi spędzania z nim czasu, ale z drugiej strony nie potrafiłabym spojrzeć mu w oczy po tym, co odwaliłam przed klubem. Było mi zwyczajnie wstyd.

— Nie masz zamiaru mi otworzyć?

Nie odpowiedziałam. Sekundę później usłyszałam huk zamykanych drzwi, więc widocznie odpuścił. Wypuściłam powietrze z ust i spojrzałam na wyświetlacz telefonu. Jeśli chciałam zdążyć się spakować i podrzucić klucze do mieszkania Finneasowi, to musiałam się spieszyć.

Z każdą kolejną minutą byłam coraz bardziej podekscytowana. Wracałam do domu, do Phoenix. Do pięknej i słonecznej Arizony.

O drugiej w nocy wytaszczyłam na klatkę swoją wielką walizkę i zamówiłam ubera, który miał zawieźć mnie pod mieszkanie mojego przyjaciela. Stwierdziłam, że nie będę znosić bagażu po schodach, a o drugiej w nocy raczej nikogo nie spotkam.

— Wyjeżdżasz?

Podskoczyłam ze strachu, a klucze wypadły mi z ręki.

— Tak — powiedziałam suchym tonem, a szkarłat oblał mi policzki. — Czekałeś pod drzwiami, aż w końcu wyjdę z mieszkania?

Nicola stał w progu swoich drzwi w siwych dresach i tego samego koloru bluzie, świdrując mnie zmęczonym wzrokiem.

— Nie, właśnie wychodziłem na spacer. Nie mogę zasnąć — mruknął i przetarł twarz dłońmi. — Chyba długo cię nie będzie, co? — wskazał na moją walizkę.

Przytaknęłam.

— Lecę do Phoenix na dwa tygodnie — wyjaśniłam, pchając walizkę do otwartej windy.

Brunet wsiadł do niej razem ze mną. Patrzyłam w podłogę, wsłuchując się w jego oddech.

— Taylor...

— Nicola...

Oboje zamilkliśmy w tym samym czasie. Chwyciłam mocniej za plastikową rączkę.

— Jak wrócę do Anglii to wszystko ci wyjaśnię — powiedziałam szybko z sercem w gardle. — Teraz naprawdę nie mam ochoty o tym rozmawiać.

Pokiwał głową ze zrozumieniem.

— Nie będę na ciebie naciskał — uśmiech nie dosięgał jego oczu. — Ale wiem, że gdybyśmy się nie spotkali przez przypadek ta cisza z twojej strony by mnie zamęczyła. Wolę, żebyś była na mnie zła i się na mnie darła, niż żebyś wcale się nie odzywała.

Wysiedliśmy na parterze, a Nico przejął ode mnie walizkę. Wiedziałam, że nie ma sensu, bym oponowała, dlatego posłusznie ruszyłam za nim do wyjścia.

— Zadzwoń do mnie, gdy wylądujesz — odwrócił się w moją stronę, gdy kierowca wkładał mój bagaż do samochodu. — I uważaj na siebie.

Zacisnęłam dłonie w kieszeniach płaszcza i zagryzłam wargę.

— Do zobaczenia, Nico — uśmiechnęłam się do niego po raz ostatni. — Ucałuj ode mnie Casha.

Zaśmiał się cicho.

— Nie chcę zarazić się jakimś syfem — wcisnął twarz w szalik. — Do zobaczenia. Przywieź mi coś fajnego z Phoenix.

Żadne z nas nie ruszyło się z miejsca, gdy wpatrywaliśmy się w siebie, a między nami zawisły niewypowiedziane słowa, które być może oboje chcieliśmy usłyszeć.

Zrobiłam krok w jego stronę i uścisnęłam go mocno, opierając brodę na jego ramieniu. Nicola owinął swoje ramiona wokół moich.

— Będę tęsknił za twoim śpiewaniem pod prysznicem — mruknął. — I tłuczeniem garnkami.

— To tylko dwa tygodnie — westchnęłam. — Wrócę i znowu nie dam ci spokoju.

Nie wiem, ile staliśmy przytuleni do siebie. Z letargu wyrwał mnie dopiero głos kierowcy.

— No to jedzie pani, czy nie?

Przewróciłam oczami i oderwałam się od ramienia Zalewskiego i wsiadłam do samochodu. Pomachałam mu przez szybę, a chwilę później straciłam go z oczu, bo odwrócił się i poszedł w drugą stronę.

— Old Oak Road, a później lotnisko Heathrow? — spytał starszy mężczyzna, sprawdzając trasę w telefonie. Potwierdziłam. — To jazda, proszę zapiąć pasy.

***

uwielbiam pisać to fanfiction. nie mogę doczekać się też publikacji rocks at my window z cashem, ale to dopiero w marcu. trzymajcie się zdrowo i standardowo, do jutra <3

cup of sugar • nicola zalewskiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz