𝚃𝚊𝚐

389 27 29
                                    

Kłótnie są przecież lepsze niż szaleństwo.

Noc zbudziła blondynkę, nie każdy miał to szczęście budzić się po północy. Chwilę siedziała w bezruchu – sprawdzała czy ktokolwiek nie śpi. Nie chciała nikogo budzić. Po dokładnym przestudiowaniu pokoju postanowiła wstać i wziąć swoje niezawodne krzesło. Tym razem cicho. Wyszła przed budynek kawiarni upewniając się, że zamknęła drzwi i poszła przed siebie.                  Była rozbudzona, adrenalina buzowała jej w żyłach z niewiadomego powodu. Czy lubiła to uczucie? Nie. Czy była od niego uzależniona przez hobby jak i pracę, a teraz ten świat? Tak. Miała zamiar przejść kolejną grę, tym razem dogłębnie wypytać kogokolwiek.

 Nawet siłą.

W krótkim odstępnie czasowym znalazła jedną grę, była w jednym z budynków mieszkalnych, lub innych – nie było to teraz ważne. Weszła przez siatkę tych okropnych laserów skanujących w ręku trzymając krzesło. Zgarnęła jeden telefon i usiadła niedaleko wyjścia. Zeskanowało twarz i kobieta spojrzała jedynie na liczby na nim – Minuta dwadzieścia. Wtedy spojrzała po innych uczestnikach.

„Ten sam łysy typiarz z jakimś kolegą, jakiś kapelusznik, dwóch starszych ludzi, blondyn ze słuchawkami w uszach i dwie babki na szpilkach. Nikt ciekawy, trzeba ogarnąć kogoś innego. Może by tak przycisnąć tego łysego – on powinien coś wiedzieć" – Pomyślała i spojrzała w miejsce tamtego mężczyzny – patrzył prosto na nią. Prosto w jej tęczówki. Przerażające.

Po kilku sekundach przyszedł także jakiś gościu w szortach i... Karube? Co on tu robi?

- Yo, Kirian. Ty też tutaj jesteś! Do tego żywa. Wiesz cokolwiek? – Gdy mnie zobaczył od razu do mnie podbił, jak to on.

- Nie, nie wiem nic. Długo tutaj jesteś? – Wolałam nie mówić mu o tym, że jest tutaj także reszta. Już tłumaczę, dlaczego.

Karube zawsze był typem gościa, który bardzo często robił pierwsze, a później myślał. A jak wiemy lub nie Lotous jest taki sam. Raz zostawiliśmy ich samych, a chwilę później musiałam im nastawiać nosy. Oczywiście, jeśli wie cokolwiek to nie będę miała niczego przeciwko. Jednak wolałabym nie robić zamieszania przytaszczając do kawiarni kogoś więcej niż potrzeba. Do tego z kimś jest, możliwe, że jest tutaj z jego drugim przyjacielem – Chotą. Ten tutaj w szortach to raczej Arisu. Nie miałam okazji go poznać.

- Karube? Co to za kobieta? – Zapytał wspomniany mężczyzna.

- Ah, faktycznie. Zapomniałem was sobie przedstawić. Kirian to Arisu, Arisu to Kirian. Pamiętasz, ta blondi, którą ci chciałem przedstawić, ale się bałeś? – Przypomniał najwidoczniej coś zawstydzającego. Ja tylko się zaśmiałam.

Nie rozmawialiśmy długo. Oni poszli pod swój kąt, ja zostałam w swoim. Dalej obserwowałam resztę. Nic się nie zmieniło, może tylko położenie kolegi łysacza. Był zdecydowanie bliżej mnie, tutaj pasuje cytat Juji z przedszkola: „O fuj, chłopak".

Głos z telefonu odezwał się i przypomniał o sytuacji, w której jesteśmy. Jeszcze przyszła jakaś dziewczyna, ubrana na sportowo. Później jakiś czapkacz – podszedł do mnie.

- Przepraszam o co tutaj chodzi? Nie wiem co się dzieje, gdzie wszyscy ludzie? – Zapytał zdezorientowany.

- To gra na życie i śmierć. Wygrywasz – żyjesz, przegrywasz – giniesz. Lepiej uważaj na siebie, jeśli nie chcesz zostać plamą krwi wraz z flaczkami. Tak w gratisie, wiesz. – Uśmiechnęłam się do niego, jak gdyby nigdy nic. Dlaczego się bać? Życie jest krótkie, musimy przeżywać wszystko szybko.

Gdy ja rozmawiałam z czapko gościem Arisu i Karube tuż obok mnie dowiedzieli się czegoś innego, przed tym gdy to ustrojstwo przestało liczyć. „Kolory kart to typy gier, liczby na nich to poziom trudności". Byłam blisko.

𝙶𝚊𝚖𝚎 𝚂𝚝𝚊𝚛𝚝 | 𝙲𝚑𝚒𝚜𝚑𝚒𝚢𝚊 𝚂𝚑𝚞𝚗𝚝𝚊𝚛𝚘Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz