#07 Date

1K 82 134
                                    



#corpoboyff na Twitterze!

— Brad! - Zaśmiał się Harry robiąc wielkie oczy. — Jesteś dziś naprawdę nie do zniesienia. Pierwszy i ostatni raz dowiadujesz się o moich randkach.

— Jest już tutaj? - Zapytał brunet pociągając nosem, uśmiechając się szeroko.

— Tak. Napisał mi. - Przytaknął Harry i wyszedł za furtkę. — Widzisz gdzieś za mną czarne Porsche? Tylko dyskretnie.

Brązowe spojrzenie na moment wyjrzało zza plecy loczka. Brad od razu ujrzał Louisa. Szatyn opierał się o maskę swojego pięknego samochodu, w jednej dłoni trzymając telefon, a w drugiej papierosa. Nie podniósł swojego wzroku, pozwalając na to aby zachodzące już słońce pieściło jego skórę ostatnimi promieniami. Miał na sobie jasnobrązową koszulę w kratkę dobrze znanej wszystkim marki, do tego czarną marynarkę oraz czarne spodnie garniturowe. Na jego nadgarstku w świetle błyskał zegarek, który też na pewno nie należał do tych z dolnej półki. Wyglądał naprawdę bogato.

— Jego samochód kosztuje pół miliona, a jestem pewny że jeszcze go modyfikował. Mój Boże, wsiądziesz do samochodu wartego jakieś 700 tysięcy! Ile on do cholery jasnej zarabia?!

— Nie mam pojęcia. Pewnie w cholerę. Okej, idę do niego. Dziękuję ci za pomoc.

— Nie ma sprawy. Nasz młody milioner na pewno będzie zbierał szczękę z podłogi. - Mrugnął do niego i ułożył dłoń na jego ramieniu. — Wyglądasz olśniewająco.

— Taki był plan. - Przytaknął loczek. — Miłego dnia, Brad. - Pożegnał się poklepując go po bicepsie.

— Miłego dnia, Harry. - Przytaknął starszy z uśmiechem na twarzy. — Baw się dobrze. Jak coś to pisz, uratuje cię.

— Wątpię żebym potrzebował ratunku. - Odpowiedział kiedy zaczęli się już rozchodzić.

Harry westchnął głośno, bojąc się o to że jednak w ani jednym procencie nie dorównywał Louisowi wyglądem. Po reakcji swojego trenera spodziewał się naprawdę wszystkiego, i był nastawiony na najgorsze. Bał się że jego czarne eleganckie spodnie w białe paski, oraz czarna koszula odpięta praktycznie ze wszystkich guzików, w porównaniu do wyglądu szatyna będzie niczym.

Finalnie odkręcił się w jego stronę, i od razu głośno przełknął ślinę. Louis nawet nie ukrywał się z tym, że miał pieniądze. Wyglądał po prostu zabójczo dobrze. Tak niesamowicie dobrze, że kolana Harry'ego naprawdę ugięły się na moment, a on miał wrażenie że gdyby się nie ocknął to klęczałby na chodniku.

Louis wyrzucił swojego papierosa i przydeptał go butem, chowając telefon do kieszeni spodni. Od razu odnalazł Harry'ego wzrokiem, posyłając mu jakże promienny i piękny uśmiech. Brunet zaszczycił go tym samym, po czym poprawił swoje ułożone loki.

— Dobry wieczór, śliczny. - Przywitał się Louis, unosząc brwi w górę i wyciągając rękę w stronę zielonookiego.

— Dobry wieczór. - Przywitał się i ułożył dłoń na tej należącej do szatyna. Ten moment może nie był czymś niezwykłym, ale był wszystkim czego Harry potrzebował. Rozczulone i niewinne lodowe spojrzenie oraz ciepłe malinowe wargi skupione tylko ma nim. Zdecydowanie to połączenie, w dodatku z ciepłą dłonią która również wchodziła w interakcje z jego ciałem, było dla Harry'ego powodem do eksplozji serca. Louis przywitał się z nim pocałunkiem w dłoń.

— Możemy? - Zapytał uprzejmie i wyprostował się, powoli i delikatnie puszczając dłoń loczka wolno.

— Proszę bardzo. - Przytaknął zielonooki uśmiechając się szeroko.

My Corpo Boy | larry stylinson fanfictionWhere stories live. Discover now