ROZDZIAŁ 6

166 4 0
                                    

Odnalezienie Camille i zerwanie paktu z wampirami to było jedno, ale utrata Jace'a i przejście jego na stronę Valentine'a to było już drugie. Dzisiaj mieliśmy w końcu obudzić mamę. Clary siedziała załamana tuż obok naszej rodzicielki, a ja byłam w odległym kącie tego samego pomieszczenia razem ze swoimi myślami. Niedaleko siedzieli też Alec i Izzy. Niedługo mieli tu przyjść jeszcze Luke i Magnus. Po kilku minutach oboje się pojawili. Czarownik trzymał księgę otwartą na odpowiedniej stronie. Podszedł do ciała naszej matki. Podeszłam bliżej.

— Alex — usłyszałam cichy głos Izzy. — myślę, że to ty powinnaś zrobić.

Pov. Alec

Rudowłosa spojrzała na Izzy  zaskoczona. Przeleciała wzrokiem po wszystkich obecnych. W pełni zgadzaliśmy się ze zdaniem Izzy, ale nikt nie był w stanie wypowiedzieć tego na głos. Magnus wskazał jej zaklęcie, które miała wypowiedzieć. Położyła więc księgę na małym stoliku i zaczęła szeptać inkantację. Była bardzo spięta i nerwowa. Z pewnością nie codziennie jej się zdarzało wybudzać innych z magicznych śpiączek. Po chwili jej oczy stały się fioletowe z czarną tęczówką. Na początku ciało jej matki okalał tylko delikatny promień, ale po chwili z jej rąk wydobyła się ogromna kula magii, która wybudziła Jocelyn, ale młoda Fairchild nie wytrzymała napięcia i prawie upadłaby do tyłu, gdyby nie złapał ją Magnus. Stanęła po chwili na równe nogi i zapewniła czarownika, że wszystko dobrze. Widziałem po niej, że nie jest, ale nie chciałem się kłócić. Rudowłosa kobieta widząc od razu naprzeciw siebie Clary zabrała ją w objęcia. Alexandra przyglądała się temu z boku. Bolało ją to, chociaż starała się tego nie okazywać. Zeszła z podestu kierując się do wyjścia.

— Alexandra gdzie idziesz? — zwrócił się do niej Luke. Zatrzymała się. Pewnie chciała wyjść niezauważona. — po takim czynie powinnaś czuć się dumna.

Odwróciła się i nałożyła swój najlepszy uśmiech. Sztuczny.

— Dumna mówisz — powiedziała zbliżając się w drugą stronę. — no tak. W końcu wybudzanie ze śpiączek nie należy do moich codziennych rytuałów. 

Rudowłosa kobieta spojrzała na drugą córkę przyciągając ją do uścisku. Nie protestowała, ale uścisk oddała bez większego entuzjazmu. Co się z nią stało?

×××

Ogłoszenie przez Aldetre rzekomej zdrady Jace'a wywołało duże poruszenie, ale zdecydowanie większe zapanowało, gdy moja matka chciała zabić własnego syna. Clary była na nią o to zła, obie zastałyśmy odcięte od możliwości chodzenia na akcje. Alec zaczął na nowo traktować nas jak wrogów, a Izzy do niego dołączyła. To było tak cholernie niesprawiedliwe. Siedziałam w pokoju na dużym parapecie. Złapałam za swoją gitarę. Dawno już nie grałam.

Miałeś być przy niej
Pilnować czy nie gubi się
Silnym ramieniem, siłą miałeś być
Żeby mogła czerpać z niej

Na każdą chwilę jesteś jej winien
Niebios z dostawą pod jej dach
Każdym oddechem woła o ciebie
I tylko ty nie widzisz jak

Głęboko w środku gdzieś
I choćby śladu łez
Jej oczy nie poznały nigdy nie
głęboko w srodku tam
otwiera Ci swój świat
otwiera wszystko to, co w sercu ma

Pod powiekami miałam łzy. Kochałam śpiewać, ale każde zaśpiewane słowo powodowało tęsknotę za czasami, gdy wszystko było takie cudowne. Usłyszałam pukanie do drzwi. Nie chciałam z nikim teraz rozmawiać, ale szybko wytarłam łzy, spojrzałam w lustro czy widać, zajęłam swoje poprzednie miejsce udając, że czytam i zaprosiłam do środka osobę z zewnątrz. Isabelle.

— Wiesz, że wcale nie myślę to co Alec powiedział — rzuciła prosto z mostu. — on też nie. Bez swojego parabatai jest inną osobą.

— On ma rację Isabelle — powiedziałam. — nie jestem tu nikomu potrzebna. Odkąd się pojawiłam sieję zamęt. Gdy to wszystko się skończy zamierzam wyjechać.

— Ale tutaj jesteś bezpieczna — powiedziała kucając naprzeciw mnie. — masz ludzi, którzy zawsze ci pomogą. Masz mnie. Masz siostrę. Masz mamę. To jest twoje życie.

— Nie Izzy — szepnęłam z łzami w oczach. — nie mam siostry i nie mam mamy. Teoretycznie są tu, ale żadna z nich od czterech lat nie pełni w moim życiu ważniejszej funkcji. Mama woli Clary, chciała zabić Jace'a więc mnie pewnie też. Jestem Aniołem, który ma moce czarownicy.. Wiele bym dała, żeby wrócić do poprzedniego życia. I nie mieć już więcej problemów.. chcę być z powrotem zwykłą Alexandrą Fairchild..

— Wierzę — powiedziała kładąc mi dłonie na kolanach. — ale teraz masz o wiele więcej możliwości. Masz dar.

— Raczej przekleństwo — odpowiedziałam. Po moich policzkach już płynęły łzy. — mogę oddać to wszystko co mam. Wspomnienia, życie, nawet rodzinę. Godności już raczej nie mam.

Czarnowłosa podniosła się i usiadła obok przytulając mnie do siebie. Cholernie mi tego brakowało. Zwykłego przytulenia czy pocieszenia. Szybko oddałam uścisk. Pod oczami miałam już smugę czarnego rozmazanego tuszu, ale się tym nie przejmowałam. 

Łzy i tak kiedyś muszą wypłynąć.

×××

Wracając  z Miasta Kości szybkim krokiem zmierzałam na odprawę. Byłam wściekła na Jace'a. Od razu uznawał sprawę za straconą. Irytowało mnie takie podejście.

— Alex porozmawiajmy — powiedziała moja matka tym samym mnie zatrzymując. — chodzi o to, co zaszło kiedy Alec był w śpiączce.

A tak. Zapomniałam wspomnieć, że dość mocno pożarłam się z matką. Alec zapadł w śpiączkę przez kamień, który dała mu moja matka, żeby znaleźć Clary i żeby Alec odszukał Jace'a znajdującego się na statku mojego ojca.

— Nie mamy raczej o czym — odparłam chłodno chcąc ją wyminąć. — śpieszę się na odprawę.

— Alex.. — chciała złapać mnie za rękę, ale się odsunęłam. — jeszcze wielu rzeczy nie wiesz. Spróbuj  mnie zrozumieć.

— A czyja to jest wina co? — warknęłam. Moja matka spojrzała za mnie, ktoś tam stał, ale byłam zbyt zła, by się teraz odwrócić. — przez ciebie mam zablokowane wspomnienia i nie jestem w stanie na nowo je odblokować. Prawie wszyscy mnie znienawidzili z powodu twojego zachowania. Oczekujesz, że dam ci szansę podczas gdy ty traktowałaś mnie jak gówno przez tyle lat. Przez tyle lat chroniłaś mnie przed niebezpieczeństwami tego świata, ale wcale nie pomyślałaś, że być może ten realny w którym żyłam jeszcze do tak niedawna jest o wiele gorszy. Nikt mnie nie wspierał po moim rozstaniu z Ryanem ani po śmierci Liliany. Nikt mi nie pomógł, wszyscy się odwrócili twierdząc, że histeryzuję. No kurwa matka roku. Także, dzięki za nic. Jak coś jeszcze chcesz to mów teraz.

— Nie chciałam, żebyś czuła się gorsza — broniła się. — kocham ciebie i Clary jednakowo. Tak właściwie to chcę ci powiedzieć, że jadę do Idrisu z rozkazu Clave. Podejrzewają mnie o współpracę z Valentinem. Chcę, żebyście razem z Clary pojechały tam ze mną.

— Serio myślisz, że rzucę to wszystko i wyjadę? — zdziwiłam się. — zastanowię się, ale nie licz na nic więcej.

Tuż za mną stała Izzy z Aleciem. Nie mam pojęcia jak długo tam stali, ale wnioskując po minie dziewczyny wystarczająco długo, żeby wiedzieć o co chodziło.

— Alexandra jest sprawa — zwrócił się do mnie czarnowłosy. — Jace'a nie ma, a potrzeba kogoś do misji. Zbieraj się.

Zdziwiłam się słowami Lightwood'a, ale nie protestowałam. Spojrzałam na czarnowłosą. Skinęła głową potwierdzając tym samym moje przypuszczenia, że on mówił serio. Ruszyłam po swoją broń i przebrałam się. Czas najwyższy wrócić do gry.

Cursed Angel | Shadowhunters Where stories live. Discover now