4

119 10 0
                                    

Doskonale wiedział, że nie mam wyjścia. Spryciarz zrobił to specjalnie. Wpatrywałam się w jego cwany uśmieszek, a on tylko czekał, aż skapituluję.

-No wiesz, jeśli nie chcesz to nie musisz - powiedział z miną zwycięzcy i wzruszył ramionami zakładając kask i siadając okrakiem na motorze. O kurczę, ale on mnie drażnił. Drażniło mnie to, że ma mnie w garści, ale nie umiałam być na niego wściekła. Podobała mi się ta gra, ale po co mu o tym mówić? Starałam się, żeby moje kąciki ust nie zadrgały w uśmiechu ani o milimetr. Wstałam z godnością i po prostu usiadłam za nim na motorze, mocno przyciskając się do jego szerokich pleców.

-Witches Street - powiedziałam tylko i zobaczyłam oczami wyobraźni jak jego uśmiech się powiększa. Kiwnął głową i zapalił swoje cudeńko.


Nie miałam kasku. Moje długie włosy szalały jak pijane wijąc się pomiędzy mną i nim. Było wspaniale. Ciężko mi to przyznać, ale już dawno nie robiłam nic bardziej absurdalnego, a to przecież mój sens życia. Mimowolnie zaśmiałam się. Musiał poczuć (lub usłyszeć), że się śmieję, bo obrócił głowę patrząc na mnie zdziwiony kątem oka. Postanowiłam już bardziej nie kusić losu tylko grzecznie siedzieć ze zesznurowanymi dłońmi na jego brzuchu. Noc była piękna. Pachniała wolnością, a może to on nią pachniał? Puste ulice jak by tylko czekały, na to żeby zagłębić się w nie jeszcze bardziej. Neony i światła zlewały się w jedno. Żadnego uczucia nie byłam pewna. Już znikało zanim się pojawiało. Czułam tylko bijące ciepło od niego, które ochraniało mnie przed wiatrami nocy.

Pan z Papierosem zajechał pod mój dom. Zgasił silnik, więc tylko cisza była naszym świadkiem i ujadanie psa gdzieś w oddali. Wszystkie światła w domach były pogaszone. Ciemną ulicę oświetlało kilka latarni. Niechętnie odkleiłam się od niego i powoli zsiadłam z harleya. On ściągnął swój kask i siedząc na motorze wpatrywał się z tym swoim drwiącym uśmieszkiem we mnie. Nie bardzo wiedząc jak mam się zachować, włożyłam ręce do tylnych kieszeni dżinsów i spuściłam głowę cicho śmiejąc się z tej całej sytuacji.

-Sugeruję, że podobało ci się? - zapytał śmiejąc się razem ze mną.

-No wiesz - udawałam lekko fochniętą - bywało, że jeździłam szybciej.

-Tak? - zainteresował się. Zszedł z motoru i opierając się o niego wyciągnął paczkę papierosów zapalając jednego - No to opowiadaj - skrzyżował dłonie na piersiach i ponaglił mnie ręką.

Odwróciłam głowę w bok parskając śmiechem. Nie chciałam żeby zobaczył mojego zmieszania kłamstwem.

-Ha - odezwał się zadowolony z siebie - tak właśnie myślałem.

Mam ochotę sprać mu ten cudowny uśmieszek z tej jego buźki. Sprać? Słabo interpretujesz uczucia, Aluniu. Wpatrywał się we mnie zaciągając się raz po raz papierosem czekając aż coś powiem.

-No w każdym razie nie ma za co - rzucił niedopałek przygniatając go butem i już siedział na motorze zakładając kask.

-Co? Już jedziesz? - wyrwało mi się. Nie chciałam, żeby odjeżdżał, ale po co zaraz mu to mówić. Teraz wyszłam na zdesperowaną lalunię. Podeszłam do niego.

-A chcesz, żebym został? - odpowiedział rozbawiony opierając się o kierownicę, tak, że spokojnie patrzył mi w oczy z dołu.

Nie chciałam się śmiać. Chciałam być zła i nieosiągalna, ale przy nim za nic nie potrafiłam zachować tej zimnej maski, którą nosiłam przez cały czas.

Schyliłam się do niego, opierając się o przednią część harleya. Dzieliło nas kilka centymetrów. Będąc tak blisko niego i patrząc mu w oczy z trudem opanowałam drżenie głosu.

-Nie, możesz już jechać - powiedziałam beznamiętnie.

Trwaliśmy tak bez ruchu jeszcze kilka chwil mierząc się wzrokiem. Tym razem to ja wygrałam. Uśmiechnął się pod nosem spuszczając głowę i zakładając kask.

-W razie czego szukaj Vincenta - powiedział zapalając silnik, ale ja się nie ruszyłam.

-Skąd pomysł, że miałabym cię szukać?

-Bo wiem, że będziesz chciała wrócić - powiedział i zobaczyłam jak jego oczy się śmieją. Ruszył i porwał część moich włosów za sobą, które już za nim tęskniły. Odgarnęłam je z twarzy i dopiero teraz mogłam spokojnie uśmiechnąć się do małego punktu przede mną, który oddalał się w każdej chwili i wydawał coraz bardziej przyciszony warkot.


Co myślicie? Mam nadzieję, że was nie zawiodłam. Komentujcie proszę i mówcie co sądzicie ;)

BlacknessWhere stories live. Discover now