|TW:samobójstwo|
Zimny podmuch powietrza rozwiewał jego od sporego czasu nie myte włosy, gdy stał na dachu swojego liceum.
Nie myślał zbytnio o tym co robi, był jedynie pewien, że chce to wszystko zakończyć.
Nie wytrzymywał już kłótni między jego rodzicami, bycia pośmiewiskiem i przede wszystkim kozłem ofiarnym jego ojca, który wyznaczył go sobie na idealny cel wyładowywania swoich emocji.
Zdążył już do tego przywyknąć, myśląc, że ból przeminie i nim mrugnie, znów będą kochająca się rodzinką.
Niestety wbrew jego woli, z dnia na dzień czuł się coraz gorzej. Przestał przejmować się tym jak wygląda, że ludzie go obgadują i że całe życie jeszcze przed nim. Jako siedemnastolatek, przeżył w swoim życiu zbyt dużo cierpienia, co nawet dorosła osoba nie potrafiłaby znieść.
Dlatego stał też na szkolnym dachu, samemu nie wiedząc dlaczego wybrał akurat to miejsce na zakończenie jego żywota.
Prawdopodobnie przez miłe wspomnienia, które gdzieś tam z tyłu głowy od czasu do czasu, postanawiały mu o sobie przypomnieć.
Miał cudownie życie, zanim przyjaciele się od niego odsunęli. Był jak każdy normalny nastolatek uczęszczający do tej placówki.
Ale nic nigdy nie trwa wiecznie.
Nie zwracał uwagi na krzyki innych uczniów, którzy zwrócili na niego uwagę, gdy ten niebezpiecznie zwrócił się do krawędzi.
Spanikowani nauczyciele również wybiegli ze szkoły, chcąc przemówić mu do rozsądku.
Sarkastyczny uśmiech zawitał na jego ustach, kiedy słyszał to wszystko.
Nikt nigdy się nim nie przejmował. Uczniowie, nauczyciele, czy też szkolny psycholog.
Wszyscy mieli go głęboko gdzieś, uważając go za dziwoląga, przez to, że ubierał się cały czas na czarno a na zajęciach z wychowania fizycznego ćwiczył w bluzie i dresach.
Gdyby tylko wiedzieli... może nie stałby teraz na krawędzi, igrając ze swoim życiem.
Widział też te perfidne uśmiechy ludzi, którzy na niego gwizdali i śmiali się będąc pewnym, że czarnowłosy robi sobie jedynie żarty.
Niektórzy też krzyczeli, żeby skoczył, dopingując go wręcz.
— Pewnie jest zdesperowany bo nikt nie zwraca na niego uwagi! — krzyknął nieznany mu głos.
Z daleka zauważył pędzący w strony szkoły ambulans, który musiał wezwać jeden z uczniów lub nauczycieli.
Jakże wielkie było zdziwienie wszystkich, gdy wychudzone ciało, runęło bezwładnie w dół uderzając z głośnym hukiem o chodnik.
Krew powoli wylewała się spod jego głowy, a kończyny wyglądały jakby zostały połamane na każdy możliwy sposób.
Kilka osób na ten widok zalało się łzami, nawet jeśli nie znali ofiary.
Emocje targały wszystkimi, bo w końcu nie na codzień widzisz, jak ktoś skacze z budynku na twoich oczach.
Byli tego pewni i na miejscu wydarzenia i w szpitalu, że Jung Wooyoung zmarł, popełniając samobójstwo.
A może cud... lub szczęście? Coś niesamowitego, będące wręcz czymś niemożliwym.
Cudem napewno było to dla lekarzy, nie dla poszkodowanego chłopaka, który wybudził się po tygodniu śpiączki, tego samego dnia w którym mieli oznajmić, że już się nie uda go uratować. Nic bynajmniej nie wskazywało na to, że wróci do życia, z powodu pracy serca która kilkukrotnie się zatrzymywała.
Łzy desperacji wypełniły jego oczu, mocząc jakieś szpitalne ubranie które miał na sobie.
W końcu jakim trzeba być idiotom, żeby nie umieć się raz, a porządnie zabić.
***
cześć, witam w pierwszym ff o woosanach na moim profilu
mam nadzieję, że wam przypadnie do gustu
YOU ARE READING
Rescue Me, Please | Woosan
FanfictionSiniaki zdobiące jego ciało, były dla niego niczym nowym. Zdążył przywyknąć do takiej rzeczywistości już nie przejmując się bólem, który za każdym razem odczuwał, gdy jego ojciec nie panował nad sobą. - Wooyoung to cichy uczeń szkoły w Incheon, igno...
