Rozdział 13

519 35 2
                                    

Iza

Głęboki oddech Amada wypełniał pokrytą mrokiem nocy przestrzeń wokół nas. Powoli, jakby od tego zależało moje życie, a byłam całkowicie pewna, że właśnie tak było, odwróciłam się na drugi bok, by móc go obserwować.

Za każdym razem, gdy przebywałam w pobliżu tego mężczyzny, czułam jego siłę i wyzbyte głębszych emocji sumienie, co powinno napawać mnie przerażeniem oraz pragnieniem ucieczki. Nigdy bym się nie spodziewała, że pobudka w jego pustym łóżku oraz świadomość, że nie ma go w sypialni, wywołałyby we mnie głęboki, bezlitosny strach i nawet obecność warujących pod drzwiami dobermanów nie ukoiła tego uczucia. Dlatego czekałam na niego, skulona na środku łóżka, nieprzerwanie wpatrując się w ciemność, aż ciche warknięcie moich piekielnych ochroniarzy zmusiło mnie do zmiany pozycji.

Czy to jest możliwe, by obecność diabła w ludzkiej postaci, dawała mi poczucie bezpieczeństwa, którego tak pragnęłam?

Może właśnie o to chodziło, Amad jako jedyny jawił się w moich oczach kimś, kto nie obawiał się tego, kim był mój mąż, dlatego czułam się przy nim bezpiecznie. Tylko… dlaczego Amad chciał się na nim zemścić? Co takiego zrobił Robert, że sam diabeł postanowił wpuścić do swojego królestwa żonę wroga?

Nie znałam motywu Amada, ale wiedziałam jedno – zostanę kartą przetargową, pionkiem w tej chorej grze, ale jeśli w ten sposób mam szansę na pozbycie się z mojego życia raz na zawsze skurwysyna, który metodycznie i z lubością mnie niszczył, to podejmę wszelkie ryzyko.

Jedynie w moim sercu tliła się cicha nadzieja, że będzie mi dane rozkoszować się spokojem przez resztę życia.

Patrzyłam na oświetloną pierwszymi promieniami słońca twarz mężczyzny, której delikatne, ale groźne rysy były pełne ulgi przyniesionej przez sen. Ten widok uświadomił mi, że naprawdę pozostała mi tylko nadzieja. Mimo to chciałam wiedzieć, jaką krzywdę wyrządził temu upadłemu aniołowi mój mąż.

I kiedy tak naprawdę połamałeś skrzydła, aniele?

Aby oderwać się od ponurych rozmyślań, skupiłam się na Amadzie, którego delikatność podczas snu nie pozostawała złudzeń: wystarczył mój jeden nieostrożny ruch, za który mogłabym przypłacić życiem.

Chciałabym powiedzieć, że bezwiednie podążałam wzrokiem za coraz większą łuną słońca, która odkrywała cal po calu silne ciało, ale skłamałabym. Robiłam to z pełną premedytacją, chłonęłam idealny widok, korzystałam z błogiej nieświadomości śpiącego Amada. Nigdy bym sobie nie pozwoliła na tak wiele, gdybym stała z nim twarzą w twarz w świetle dnia, przede wszystkim dlatego, że jego postać onieśmielała mnie. Zacisnęłam pięść, by powstrzymać uporczywe pragnienie dotknięcia opuszkami palców smukłej i umięśnionej sylwetki, w egoistycznej chęci przekonania się, czy jego skóra faktycznie była tak gładka, na jaką wyglądała.

Twarz anioła, ciało bóstwa, dusza diabła.

Przymknęłam powieki, gdy spojrzeniem sięgnęłam linii szarych dresów, chociaż oderwanie wzroku od perfekcyjnie wyrzeźbionych skosów brzucha było ciężkim wyzwaniem. Paradoksalnie, ta cała sytuacja, moja chwilowa śmiałość, przekonały mnie do jednego – Amad mnie zabije. Mogłam się tylko domyślać, co kierowało tym mężczyzną, jednak byłam pewna, że poświęci moje życie, by zemścić się na Robercie. Hellness był nieświadom tego, że mój mąż chyba nigdy tak naprawdę mnie nie kochał, a po postrzale zrobił ze mnie niewolnicę i dziwkę, by na każdym kroku pokazywać, jaką ma nade mną władzę. Opowiedziałam Amadowi część mojej historii, ale jeśli zemsta przesłoniła mu osąd, to i tak byłam stracona.

Westchnęłam cicho. Amad nic nie ugra, ale nie miałam zamiaru nawet próbować wyprowadzić go z błędu, przecież sama chciałam to zakończyć, jednak byłam na to zbyt wielkim tchórzem. Powinnam była na plaży podciąć sobie nadgarstki, wtedy Amad by nie zdążył mi pomóc. Mogłam też bardziej schować puste pudełko po tabletkach, które popiłam alkoholem.

Amad miał rację. Naprawdę chciałam się zabić, a przy nim nawet i to było poza moim zasięgiem.

Zerknęłam na szafkę nocną i stojącą na niej butelkę z wodą, analizując, czy faktycznie aż tak bardzo chce mi się pić. Nie chciałam go obudzić, ponieważ spał zaledwie dwie godziny, a na pewno tak by się stało, gdybym tylko podniosła się z łóżka. Przytomnie sobie uświadomiłam, że ostatnio piłam w restauracji, więc chyba nie miałam wyboru – musiałam zaryzykować.

Ostrożnie oparłam się na ręce, drugą sięgając tuż przy jego twarzy do plastikowej butelki. Już miałam ją chwycić, gdy nagle leżałam na plecach, a na szyi czułam coś zimnego. Niebieskie, lodowate oczy wpatrywały się we mnie ze wściekłością, a na ten widok moje serce stanęło.

– Chciałam się tylko napić – wyszeptałam, a tęczówki Amada rozbłysły. – Przepraszam, nie chciałam cię obudzić.

Nie poruszyłam się, gdy przesuwał po mnie wzrokiem, jakby próbował upewnić się, czy mówię prawdę. Nie odważyłam się nawet oddychać, by przytknięte do tętnicy szyjnej ostrze nie zrobiło tego, o czym jeszcze do niedawna marzyłam. Nie odwróciłam twarzy, gdy bez słowa uniósł się i sięgnął po butelkę, którą po chwili trzymałam w drżących dłoniach, a sam Amad zniknął za drzwiami prowadzącymi do łazienki.

Szum prysznica otrzeźwił mnie i wyrwał z letargu. Ponownie zostałam sama w sypialni i mogłam tylko wsłuchiwać się w odgłosy dochodzące z łazienki, w spokojne kroki mężczyzny i pracę szczoteczki elektrycznej, ciche stuknięcie, gdy odstawiał wodę kolońską oraz delikatny zgrzyt, gdy naciskał klamkę. Natychmiast odwróciłam wzrok i mogłam przysiąc, że moja reakcja wywołała drwiący uśmiech na jego twarzy.

– Zawstydzam cię?

Nie odpowiedziałam, bo przed oczami nadal miałam perfekcyjne, nagie ciało. Kompletnie nagie. Usłyszałam otwierane drzwi od szafy i nieśmiało uniosłam wzrok, który skupił się na pięknym tatuażu na plecach mężczyzny. Patrzyłam na ogromne, kolczaste skrzydło, które pokrywało prawą łopatkę Amada, podczas gdy drugie sięgało aż jego ramienia. Długi, groźnie wyglądający ogon, zawijał się na jego talii, a majestatyczne cielsko pokrywało przestrzeń między nimi. Spojrzałam w oczy smoka, w których wręcz mogłam wyczytać wściekłość i ból, zupełnie jakbym patrzyła na żywą, przepełnioną emocjami postać. Drgnęłam przerażona, gdy smok poruszył się i dopiero po chwili zorientowałam się, że to Amad sięgnął po wiszącą wysoko koszulę, której materiał zasłonił cały spektakl.

– Możesz poruszać się po posesji, ale miej przy sobie psy. – Spojrzałam na niego zaskoczona, słysząc jego zmęczony głos. – Nie wychodź poza, gdy dowiem się, gdzie jest twój mąż, będziesz wolna.

– Gdzie idziesz? – wypaliłam, zanim zdążyłam się ugryźć w język. – Nie zostaniesz? – dodałam szeptem.

– Nie. Idę do klubu.

– Przecież już ranek, na pewno tam sprzątają… – Skuliłam się, gdy zrobił krok w moim kierunku. – Przepraszam, poczekam tu na ciebie.

– Nie musisz, tylko nie wychodź poza rezydencję – rzucił tylko i trzasnęły drzwi. – Pilnujcie jej – usłyszałam jeszcze.

To nic nie da. Ponownie w moim sercu zamieszkał strach, który pochłaniał mnie jeszcze bardziej niż przytknięte do tętnicy, bezlitosne ostrze.

Zbrukane sercaWhere stories live. Discover now