rozdział 34

637 36 8
                                    

Drzwi zatrzasnęły się za nimi z głośnym hukiem, jednak żaden się tym nie przejął, zbyt zainteresowany tym drugim. Ciężkie oddechy mieszały się ze sobą z każdym ruchem warg, a dłonie błądziły po ciele jakby to miał być ich ostatni raz razem. Czarna koszula Tomlinsona powoli odkrywała tego samego koloru top na ramiączkach z pod spodu, kiedy palce bruneta sprawnie manewrowały przy ciemnych guzikach.

W pokoju panował mrok, zważając na to, że było po drugiej w nocy. Jedynie delikatnie świecące lampki przy suficie, których zapomnieli wyłączyć, zapewniały im lepszy widok na siebie nawzajem. W powietrzu unosił się waniliowy zapach spowodowany świeczkami, jakie przyniósł ze sobą Harry przy wnoszeniu swoich rzeczy.

- Nieładnie tak bawić się beze mnie. - mruknął Styles wprost do chętnych ust starszego jednocześnie ciągnąć go subtelnie za kosmyki włosów, na co ten przymknął oczy i odchylił delikatnie głowę do tyłu - Myślałeś, że możesz tańczyć dla kogoś innego niż mi? Twój błąd, skarbie.

Czarny materiał spadł z umięśnionych ramion, opadając na podłogę. Dźwięk uderzających o siebie srebrnych łańcuszków odbił się od ścian pokoju. Stawiali swoje kroki w stronę łóżka, czasem potykając się o bluzę czy spodnie, które Styles rzucał na ziemie podczas wybierania odpowiedniego ubrania na domówkę. Chłodne pierścionki wywoływały dreszcze na rozgrzanej skórze Louisa z każdym przesunięciem po niej palców, które zahaczały, niby od niechcenia, o jego sutki.

Tomlinson nie pamiętał do końca momentu, kiedy z salonu pełnego pijanych ludzi znaleźli się u nich w sypialni, ale nie narzekał. Nie miał zamiaru, kiedy większe ciało jego chłopaka przyciśnięte było do jego własnego, a wargi sunęły po szyj, żuchwie czy policzku.

Sapnął, gdy został popchnięty do tyłu i opadł na miękki materac łóżka. Uniósł się na łokciach i wędrował spojrzeniem po ciele Harry'ego, który stał naprzeciwko niego i również skanował go wzrokiem z małym uśmiechem na twarzy. Styles powoli zaczął błądzić po swoim torsie dłońmi z przymkniętymi powiekami, kołysząc lekko swoimi biodrami do piosenki, która wciąż była słyszalna z dołu. Od czasu do czasu unosił swoją koszulkę do góry, dając dla szatyna zapowiedź na kolejny ruch. Oczy szatyna zaszły małą mgłą, kiedy przyglądał się poczynaniom partnera i zaparło mu dech w piersi w chwili jak w końcu ujrzał wytatuowaną klatkę piersiową. Chyba nigdy nie wyjdzie z zachwytu, jak cudownie prezentował się jego chłopak.

- Taki śliczny. - skomplementował go Louis. W zamian brunet, kończąc swój mały pokaz, wszedł na łóżko i usiadł na jego biodrach.

- I co mam teraz z tobą zrobić, hm? - zapytał brunet, patrząc z góry na leżącego pod nim mężczyznę.

- Pocałować, na przykład? - zasugerował i westchnął zadowolony, kiedy wargi znalazły się na jego własnych - Mmm, uwielbiam ten błyszczyk.

Znów złączyli ze sobą usta, Louis układając swoje dłonie na talii bruneta, która przez pozycje w jakiej ten się znajdował była jeszcze bardziej uwydatniona. Zacisnął na niej palce, gdy wyczuł jak Harry zaczynał kołysać się na nim, wypinając w taki sposób, aby pośladki ocierały się o, teraz, na wpół twardego członka. Styles natomiast wyczuwając męskość chłopaka pochylił się jeszcze bardziej, tak, że ich klatki piersiowe się stykały i wplótł jedną dłoń w jasną grzywkę szatyna odgarniając ją do tyłu, a drugą kładąc swobodnie na jego piersi. Ich języki dotykały się i ślizgały po sobie, sprawiając, że jedyne co Louis czuł to czyste podniecenie i chęć trzymania bruneta blisko.

Oderwali się od siebie i Styles, nie chcąc tracić kontaktu ze skórą Louisa, zaczął całować go po szyi, zostawiając parę niewielkich śladów.

- Teraz Matt będzie wiedział do kogo należysz - powiedział z satysfakcją przyglądając się jak w niektórych miejscach powstają malinki – A czy ty wiesz, Lou? Wiesz czyj jesteś?

Painkiller || l.s ✔️Where stories live. Discover now