rozdział 15

639 45 12
                                    

Minęła czwarta i wszyscy ledwo trzymali się na nogach albo spali na chodniku, czekając aż dwa samochody podjadą pod klub. Louis w większym stopniu zdążył już wytrzeźwieć więc to on w był tym, który starał się pilnować tych, co z niewiadomych przyczyn zechcieliby ponownie wrócić do budynku. Pomagał mu również Harry, ale czasem i jemu musiał pomóc w ustaniu na nogach. Na szczęście ich auta pojawiły się kilka minut później i z pomocą Nicka oraz Jamesa wsadził swoich ludzi do pojazdów.

Sam po zgaszeniu papierosa skierował się do drzwi od strony przedniego pasażera i gdy już miał wsiadać zobaczył ciemną sylwetkę, stojącą pod latarnią z aparatem w ręku. Wychylił się chcąc dostrzec kto to był i zmarszczył brwi, kiedy postać przystawiła urządzenie do twarzy, nakierowała go w ich stronę i zrobiła zdjęcie z użyciem flesza.

- Zaczekajcie chwilę, zaraz do was przyjdę, tylko muszę coś sprawdzić. - powiedział i wysiadł z auta.

Szedł szybkim krokiem w kierunku, z tego co zdołał wydedukować, mężczyzny, wkładając rękę za pasek od spodni, gdzie miał schowany swój pistolet. Złapał za niego, jeden palec automatycznie umieszczając na spuście. Przeklną siarczyście pod nosem, kiedy zauważył jak nieznana mu osoba cofa się do tyłu i po odwróceniu się do niego tyłem ucieka. Nie chcąc dać za wygraną zaczął biec za uciekinierem. Mijał bloki, mniejsze parki, wciąż nie spuszczając oczu z osoby, którą gonił. Dyszał ciężko od przebytych kilometrów, ale nie poddawał się, ponieważ wiedział, że ten drugi jest w gorszej kondycji od niego. Mówiła o tym jego smukła, wysoka sylwetka oraz nie umiejętność biegu, oznaczająca, iż ten nie korzystał z siłowni czy innego rodzaju ćwiczeń.

Po wyraźnym zmęczeniu chłopak zaczął zwalniać dając tym samym przewagę dla Tomlinsona, który wykorzystał ostatnie resztki siły i dogonił go. Złapał go za kołnierz czarnego płaszcza i z użyciem sporej ilości siły rzucił go na chodnik. Chłopak syknął cicho i jęknął, gdy kolana wraz z dłońmi zderzyły się z twardą powierzchnią, przecinając skórę w miejscach, gdzie ta spotkała się z kamykami. Aparat zwisał na jego szyi z widoczną rysą na obiektywie. Louis ułożył podeszwę od buta na plecach drugiego mężczyzny i popchnął go w dół tak, że leżał z twarzą przyciśniętą policzkiem do ziemi.

- Kim jesteś i po jaką cholerę robiłeś nam zdjęcia? - zapytał, pochylając się nad blondynem, jak zdążył zauważyć.

- Miałem zlecenie. - odpowiedział jedynie, drażniąc tym Tomlinsona.

- Od kogo? - nacisnął butem bardziej na ciało leżące pod nim, co spotkało się ze zbolałym jękiem.

- N-nie mogę powiedzieć. - westchnął, gdy przez krótką chwilę poczuł ulgę po tym jak szatyn zabrał nogę z jego pleców.

Louis pochylił się i złapał chłopaka za włosy, ciągnąc mocno jego głowę do tyłu, tak, aby ten mógł go zobaczyć. Poprawił uścisk w blond kosmykach, zaciskając w nich palce i spojrzał prosto w ciemne, niebieskie tęczówki.

- Lepiej teraz mów kto kazał ci nas śledzić albo zabiorę cię i pozwolę dla swoich ludzi używać cię jak szmacianą laleczkę - odparł blisko jego ucha. Ujrzał w jego oczach lśniące łzy, na co uśmiechnął się sarkastycznie – No, chyba, że wolisz zwykłą kulkę w łeb, ale wtedy to żadna zabawa.

- Proszę - szepnął łamliwie, słone krople spływały ze strachem po policzkach – Zostaw mnie.

- Zrobię to, jeśli odpowiesz grzecznie na moje pytania - wyjął pistolet i przystawił jego lufę do ust blondyna, z satysfakcją patrząc jak ten trzęsie się z przerażenia - To jak?

- D-dostałem zlecenie od jakiegoś faceta, n-nie przedstawił się, ale miał ciemne, kręcone włosy i-i był dosyć wysoki. Nie pytałem się po co mu twoje zd-zdjęcia, bo płacił naprawdę dużo.

Painkiller || l.s ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz