ROZDZIAŁ VIII; Wakanda

338 23 7
                                    

Rozmazana plama w oddali świadczyła tylko o jednym. Nowa drużyna Avengers już prawie dotarła do wyznaczonego celu. Wakandy, opancerzonej polem siłowym krainy, która najpewniej było ostatnim schronieniem na całej kuli ziemskiej. Zakładając oczywiście, że wirus nie przemieścił się w kosmosie.

-To tam- mruknął Zimowy Żołnierz siedzący na miejscu pasażera. Oczywiście przez długi czas starał się przechwycić stery od młodego Spidermana, lecz widząc upartego dzieciaka w końcu odpuścił.

-Coś jest nie tak...- odparł nagle Spiderman, gdy zbliżali się powoli w stronę wielkiej wyspy. Bruce od razu rzucił mu pytające spojrzenie, lecz gdy zwrócił wzrok na ląd, sam zdał sobie sprawę co miał na myśli najmłodszy.

Miasto poprzednio tętniące życiem całe znajdywało się w ruinach. Budynki były rozbużone, zaś drzewa i wysokie trawy płonęły od ognia. Nigdzie jednak nie było ani jednej żywej duszy, poczwary czy ludzie jakby wyparowali. Jedyne co można było zauważyć to miasto duchów, które musiało przejść przez klęskę żywiołową.

-Cholera...- tylko to zdołała wydusić Yelena, gdy przelatywali nad płonącymi wzgórzami. Nic nie było w stanie opisać widoku jaki zastali bohaterowie.

-Peter, oddaj ster. Peter natychmiast oddaj ster!- podniósł głos już bardziej zdenerwowany Bruce, w momencie gdy Spiderman uparcie trzymał pilot.

-Cholera dzieciaku, zabijesz nas!- wrzasnął po czym brutalnie zrzucił bruneta z siedzenia i siadł na miejsce pasażera. W momencie, gdy Parker obolały podnosił się z ziemi, naukowiec gwałtownie skręcił w lewo i zaczął starania nad bezpiecznym lądowaniem.

Samolot zaczął lecieć w dół, a przestraszeni bohaterowie od razu chwycili za pierwsze lepsze przedmioty, by nie spaść i mocno zacisnęli powieki. Ku ich zdziwieniu, gdy otworzyli zmęczone oczy, zauważyli, iż jakimś cudem udało im się bezpiecznie wylądować. Najwyraźniej Banner za sterami nie był takim głupim rozwiązaniem.

-Wszyscy są cali?- spytała Kate, rozglądając się po całym pokładzie.

-Jasne, choć spodziewałem się bardziej bombowego lądowania!- zapodał suchar Lang, lecz w momencie, gdy wszyscy spojrzeli na niego z śmiertelną powagą momentalnie, jego wyraz twarzy się zmienił. Przewrócił oczami.

-Levi- mruknął po chwili Parker, a peleryna sama nałożyła się na jego barki. Ciężko westchnął, rzucił krótkie spojrzenie towarzystwu, po czym pokierował się do drzwi ewakuacyjnych samolotu.

Niedługo później stał wokół ruin miasta, rozglądając się po okolicy. Zmysły niczego mu nie podpowiadały, więc albo poszły sobie na wakacje, albo naprawdę byli względnie bezpieczni.

-Broń w gotowości- mruknął Sam, wymieniając magazynek z pociskami. Tuż po tych słowach każdy odbezpieczył broń i ruszył za nowym Kapitanem Ameryką. Willson szedł z samego przodu razem z Langiem, Yelena oraz Kate niepewnie wlekły się za nimi, zaś Bruce, Bucky i Peter chronili tyły.

***

Towarzystwo zaczęło spowalniać dopiero po dziesięciu minutach, gdy znaleźli się w samym centrum pobojowiska. Dopiero wtedy zrozumieli co tak naprawdę spotkało Wakandyjczyków. Mianowicie świadczyła o tym wielką maszyna, której zgliszcza znajdywały się na dziedzińcu. Wokół leżało kilka odrzuconych ciał, a wybuch wręcz spopielił ich pokryte sadzą zwłoki.

-Cholera...- zdołał tylko wydusić Bucky, klękając obok zwłok jakiegoś mężczyzny. Zamarł wpatrując się w twarz zmarłego co zwróciło uwagę Petera, który do tej pory milczał.

-Znał go Pan?- spytał brunet nie do końca oczekując odpowiedzi. Wiedział bowiem, że zimowy żołnierz miał dobre kontakty z mieszkańcami Wakandy.

Spiderman | New AvengersWhere stories live. Discover now