rozdział pierwszy-zniknięcie minstrela

75 0 1
                                    

(wszystko jest z perspektywy Lindira jeśli będzie inaczej dam znać)


-Elladan i Elrohir ile wy macie lat?Oddawajcie to-mówiła do swych braci Arwena,lecz oni nie zważali na jej słowa.Dalej rzucali między sobą jakiś notes,pewnie pamiętnik.

Jeśli mam być szczery nie miałem najmniejszej ochoty dzisiaj wstać i ich rozdzielać.Dzieci mojego pana zawsze się kłóciły,nie było dnia bez kłótni a kto musiał ich rozdzielać?Ja oczywiście.Ehhh wykończą mnie prędzej niż zajdę w ciążę z jednorożcem...

-Lindir pomógłbyś?-rzuciła zdenerwowana kobieta w moją stronę.Podniosłem wzrok od papierów,które uzupełniałem w bibliotece,a jej bracia spojrzeli ku mnie.No pięknie...

-Właśnie ,Lindir,pomóż naszej siostrze~-zanucił starszy z synów Elronda.

Westchnąłem ciężko i wstałem nie mając siły do nich na dzisiejszy dzień.Podszedłem i wyciąnąłem rękę żeby złapaćnotes księżniczki,jednak Elladan nagle złapał mnie za biodra,na co zesztywniałem.Spojrzałem na niego groźnie,a on się tylko uśmiechnął.Wtedy wpadłem na genialny pomysł.

Zacząłem zbliżać sie do jego ust swoimi ustami,on się uśmiechnął,Arwen i Elrohir patrzyli zdezorientowani.Wtedy kiedy miały nasze usta się zetknąć ,złapałem notes Arweny i odsunąłem się od starszego z braci.Elladan popatrzył na mnie z zaskoczniem.Ja tylko odwróciłem się do księżniczki i podałem notes

-Następnym razem pilnuj swoich rzeczy jasne?-powiedziałem,podając pamiętnik.Dziewczyna skinęła głową i pobiegła do siebie.Zauważyłem zboczone uśmiechy bliźniaków,na co zacząłem się cofać powoli.

- Nie-powiedziałem wychodząc z pokoju w trybie spierdalania.

jakimś cudem udało mi się zgubić tych zboczeńców,nie wiem jakim cudem oni są dziećmi lorda Elronda z charalteru nie są nawet podbni.Może to od strony Lady Celebriane ale średnio w to wierzę.Przechodząc przez korytarze spotkałem dorze znanego mi elfa-Hithyl,jeden  z członków straży granicznej,pewnie ma teraz przerwę...tak cholernie nie chciałęm go widzieć.Czy ten dzień musi być taki....taki...do dupy?Ehh niestety tak zdecydował los i nie zmienię tego.Musze to znieść jakoś.

Czemu mnie to nie dziwi że podszedł akurat do mnie?Jak zwykle musi iść AKURAT do mnie...

-witaj bezdomny-ukłonił się prześmiewczo,na co wywruciłem oczami zarówno na ukłon jak i na przezwisko.Skąd takie przezwisko?Już tłumaczę.Wychowywałem się w domu dziecka i byłem już za duży żeby ktokolwiek mnie chciał adoptować.Hithyl nie był młodszy ode mnie a i tak znalazł rodxinę.Szczerze nie obchodzi mnie to.Cieszę się z tego gdzie jestem pomimo okropnych wspomnień.Z nim w roli głównej.

-witaj.-odpowiedziałem spokojnie.

-masz już kogoś?Czy dalej mieszkasz w sierocińcu?

- po pierwsze jestem pełnoletni a po drugie przynajmniej nie musiałem na ciebie dłużej patrzeć.

mina mu zrzędła,na co się uśmiechnąłem i odszedłem.Ale byłem niespokojny.Czułem że jeśli nie zrobię sobie przerwy to eksploduje gniewem i całe Imladris pójdzie do grobu.Ruszyłem dośc szybkim krokiem korytarzem i zatrzymałem wię przy dużych dębowych dzrwiach do gabinetu lorda Elronda.Wziąłem głęboki oddech i zapukałem dwa razy.Czekałem chwilę nim usłyszałem "proszę" zza drzwi.Poprawiłem lekko szatę i cicho wszedłem do gabinetu .

To był prywatny gabinet mojego pana,kiedy chciał pobyć sam pracował właśnie tutaj.Był dobrze oświetlony,miał jasne ściany z gobelinami,jeden z Lindonu,kolejny z lorien i Imladris,oraz z Gondolinu.Reszty niestety nie znałem i nigdy o to nie pytałem.Pośrodku pokoju znajdowało się duże biurko ,na którym piętrzyły się stosy papierów,które trzeba było uzupełnić,złożyć podpisy i tak dalej.Na biurku zawsze panował względny porządek-poukłdane pióra i butelka atramentu z boku biurka a dokładniej po lewej stronie,gdyż mój pan pisał głównie lewą ręką.Elrond siedział na krześle i uzupełniał jakiś dokument.Za jego plecami znajodwało sie duże okno z widokiem na ogrody,które tak bardzo uwielbiał.Było przez  nie słychać uspokającą muzykę minstrelów.CHętnie bym dołączył ale byłem zbyt nerwowy na to dzisiaj.W prawej części pokoju znajdowała się kanapa z nieiwlekim stolikiem z marmuru i fotelem naprzeciwko.Po lewej stronie pomieszczenia znajdowała się duża pułka na książki i zwoje.To była prywatna kolekcja mojego pana.Całe pomiesczenie uzupełniały kwiaty i rośliny.

Świat który mnie zmieniłUnde poveștirile trăiesc. Descoperă acum