|2|

65 7 2
                                    

Po niezbyt przemyślanej decyzji Strange poszedł spać, mimo wczesnej pory czuł, że tego potrzebuje. Albo też odcięcia się od sytuacji co miała miejsce. W każdym razie poszedł spać, aby obudzić się następnego dnia rano. Po porannej rutynie w toalecie i przebraniu się w swoje szaty ruszył do kuchni w celu przyrządzenia śniadania dla siebie i jego nowej współlokatorki.

Dziś postawił na zwykłe najnormalniejsze tosty z serem. No bo kto nie lubi tostów z serem? Po tym, jak Stephen przygotował śniadanie, zaczął iść w stronę pokoju, w którym przebywała Cindy.

Zapukał do drzwi i wszedł do środka, zastał tam siedzącą na pościelonym łóżku dziewczynę, która patrzyła, się na niego jak tylko przekroczył próg pokoju.

- Dzień dobry – powiedział Strange z uśmiechem do Cindy.

- Dzień dobry proszę Pana – odpowiedziała uprzejmie dziewczyna.

- Proszę, możesz do mnie mówić Stephen.

- Dobrze S-stephen – dziewczyna przez chwile się zawahała, ale jednak powiedziała.

- Okej to chodź śniadanie gotowe – powiedział i wystawił w jej stronę otwartą dłoń, aby ona ją złapała i poszli razem na dół na śniadanie. Dziewczyna z lekką niepewnością ją złapała i razem szli na śniadanie.

Kiedy byli już w kuchni Cindy puściła rękę mężczyzny i usiadła przy stole, czekając na posiłek. Strange wziął jeden talerz z dwoma tostami dla Cindy i postawił przed dziewczyną, następnie poszedł po swój talerz i usiadł naprzeciwko jej.

- Smacznego – powiedział do Cindy.

- Smacznego – powiedziała to samo co czarodziej przed chwilą i zaczęła jeść swoje tosty.

Po zjedzonym śniadaniu były doktor razem z Cindy byli w bibliotece. Strange czytał różne księgi zaklęć, a za to dziewczyna na początku chodziła po całej bibliotece, oglądając wszystkie regały z książkami.

Kiedy znudziło jej się oglądanie wszystkich regałów i półek, przystanęła przy jednym z nich, wzięła jedną książkę, usiadła na podłodze tak, aby plecy były oparte o regał, otworzyła książkę i zaczęła czytać. Była cisza i spokój, ale nie na długo, bo nagle w Sanctum Sanctorum pojawił się Wong. Otworzył drzwi od biblioteki pierwsze, co ujrzał to Strange’a.

- Ja tu tylko na chwilę – powiedział Wong i ruszył w stronę odpowiedniego regału z książkami, nie czekając, na odpowiedz, ze strony byłego doktora. Tak przechodząc między regałami, był przy odpowiednim dziale, zobaczył, że na podłodze siedziało dziecko, które czytało książkę. Zdziwiony zaistniałą sytuacją wziął odpowiednią księgę i ruszył do Strange’a.

- Powiedz mi Strange. Dlaczego w Sanctum Sanctorum jest dziecko? - zapytał Wong.

- Wczoraj, kiedy wracałem wieczorem, usłyszałem krzyk i płacz więc pobiegłem w stronę dźwięku i jacyś ludzie chcieli ją albo porwać lub gdzieś wywieść więc uratowałem ją – odpowiedział Stephen – I miałem cię prosić o pomoc.

- Mnie prosić o pomoc? Ty zgłupiałeś do reszty, Strange! Tutaj jest za dużo bardzo cennych artefaktów i ksiąg, a taki dzieciak może wszystko zniszczyć!

- A co miałem z nią zrobić?! Pozwolić alby ją zabrali i Bóg wie co robili?!

- Mogłeś ją uratować i zgłosić to na policję! Albo oddać do opieki a może ktoś ją szuka!

- Ona nie jest zarejestrowana jako zaginiona!

- Może byłaby, gdybyś to zgłosił i rodzice tej małej by ją zabrali!

- Wiesz co? Nie mam siły już się z tobą kłócić – powiedział zrezygnowany Strange.

- Ja też! Doba to twój problem, ale pamiętaj, u mnie nie znajdziesz pomocy z tym dzieciakiem – powiedział, na ochłodnę Wong, otworzył portal i przeszedł przez niego, znikając po drugiej stronie. Czarodziej ciężko wdychąc z powrotem usiadł na fotelu i wrócił do poprzedniej czynności, zanim Wong u przerwał.

I tak im minęła kolejna część dnia razem z przerwą na obiad. Po obiedzie Strange wpadł na pomysł, że mógłby zadzwonić do Christine po radę jak się zajmować dziećmi. Była już późna pora, więc trzeba było już iść do łóżka, Strange odłożył księgę i poszedł szukać Cindy między regałami. Znalazł ją, kiedy spała w pozycji siedzącej z książką na udach. Mały uśmiech wkradł się na usta Stephena, wziął małą na ręce i ruszył do jej pokoju, położył ją na łóżku, przykrył kołdrą i wyszedł po cichu z pokoju. Jak był na dole, to wziął telefon, wybrał numer Christine i zadzwonił. Po kilku sygnałach odebrała.

- Halo?

- Dobry wieczór, Christine. Dzwonię z pewną prośbą.

- A jaką?

- Wczoraj uratowałem pewną dziewczynkę z rąk jakichś ludzi, ale jak się później okazało, że nie ma rodziny i pozwoliłem jej zostać u siebie, ale jest problem, bo nie umiem zajmować się dziećmi. Pomożesz? - zapytał Strange. Przez kilka chwil nie było nic słychać po drugiej stronie.

- Tak pomogę. Na początku najważniejsze jest, abyś załapał z nią dobry kontakt. Tak, żeby przed tobą się otworzyła i się ciebie nie bała. Oczywiście jeszcze podstawowe zapotrzebowanie, czyli ubrania, kosmetyki i inne rzeczy do higieny. Pamiętaj, nie możesz na nią naciskać, wszystko w swoim czasie. Na razie to tyle potrzebnych informacji. Jak coś to dzwoń.

- Jasne dziękuje Christine. Dobranoc – pożegnał się Stephen.

- Nie ma sprawy. Dobranoc

VENUSWhere stories live. Discover now