Louis przyglądał się chłopakowi z zafascynowaniem, nie mogąc odwrócić wzroku od piękna jakim emanował. Nie umiał znaleźć słów, by opisać jak idealnie i anielsko wyglądał w oczach szatyna. 

- Wyglądasz... - jego wzrok latał po ciele młodszego, nie mogąc zatrzymać się na dłużej na jednym elemencie ubrania, chłonąc całą aparycję bruneta - ...wyglądasz naprawdę bardzo ładnie. - dokończył z zapartym tchem. 

Styles uśmiechnął się szeroko, wyraźnie zadowolony z reakcji i klasnął w dłonie, przypominając o wyjściu. Zaraz zniknął za drzwiami sypialni, zostawiając po sobie jedynie słodki, owocowy zapach perfum jakimi spryskał swoje ciało.

✵.。.✵

Szli leśną drogą, kierując się w stronę miasta. Nie brali samochodów, ponieważ wszyscy wiedzieli, że nikt nie wyjdzie z klubu trzeźwy, nawet jeśli omówiliby wcześniej kto będzie prowadzić. Już kiedyś tak było i prawie skończyło się to mandatem od policji, dlatego uznali, że nigdy więcej nie będą tak ryzykować. Taksówki również nie wchodziły w grę, ponieważ nie mogliby podać ich prawdziwego adresu zamieszkania. Uznali więc, że najlepszą a za razem najbezpieczniejszą opcją będzie spacer do ich miejsca docelowego, z którego później zostaną odebrani przez któregoś z pozostałych w mieszkaniu.

Dotarcie powinno im zająć jeszcze około dwudziestu minut, przez co Tomlinson co chwile słyszał marudzenia i zbolałe jęki swoich towarzyszy. Najbardziej niezadowolony był Harry, który nie miał pojęcia, na co się piszę. Nikt go nie poinformował, że będzie trzeba tyle iść, dlatego teraz narzekał, denerwując większość osób w grupie.

- Daleko jeszcze? - zapytał Harry dziesiąty raz w ciągu kilku minut.

- Zamknij mordę albo ci przypierdole i zostawię w tym lesie. - powiedział wytrącony z równowagi Kevin.

- A sobie zostawiaj, przynajmniej nie będę musiał oddawać ci kasy za fajki.

Szatyn obejrzał się za siebie, wydmuchując przy tym dym od papierosa, którego zapalił będąc zirytowanym niemal ciągłymi kłótniami. Zatrzymał się, gdy zobaczył jak dwójka mężczyzn zaczęła się popychać za każdym razem coraz mocniej. Krzyknął w ich stronę i podszedł do nich w celu uspokojenia ich. Stanął między nich i spojrzał najpierw na blondyna ze zmarszczonymi brwiami i ostrzegającym wyrazem twarzy, później na Stylesa, który wyglądał jak wkurzony szczeniak. Wypuścił ciężko powietrze i zaciągnął się używką. 

- Idźcie, zaraz was dogonimy. - rozkazał, słowa kierując do reszty grupy, nie wliczając w nią bruneta. 

Zgodnie kiwnęli głowami i ruszyli ścieżką prowadzącą ich do miasta, zostawiając Tomlinsona sam na sam z brunetem. Louis spokojnie palił, niepokojąc tym drugiego chłopaka, który w zdenerwowaniu ciągnął rękaw bluzki i zagryzał wargi.

- Przepraszam - szepnął - Nie powinienem was tak denerwować. 

- Owszem, ale przynajmniej wiesz teraz, że zrobiłeś źle i mam nadzieję, że to już się nie powtórzy - zgasił papierosa o pień drzewa i odrzucił go gdzieś w krzaki – A teraz wskakuj.

Ustawił się tyłem do bruneta i delikatnie schylił w oczekiwaniu. Nie czując ciężaru na swoich plecach, odwrócił się i spojrzał na Harry'ego z niemym pytaniem.

- Mam wskoczyć ci na plecy? - zapytał, nie do końca wiedząc o co chodzi szatynowi.

Ten pokiwał głową i wrócił do wcześniejszej pozycji.

- Mówiłeś, że bolą cię nogi. 

Zaraz Harry znalazł się na jego plecach z nogami dookoła jego talii oraz ramionami na jego szyi, dłonie trzymając na torsie szatyna. Szli w ciszy, czasem wymieniając ze sobą kilka zdań i śmiejąc się, kiedy to Louis prawie nie upuścił chłopaka na ziemie.

Painkiller || l.s ✔️Where stories live. Discover now