Time to Say Goodbye

166 16 25
                                    

Jeśli chodzi o książkę, która pojawia się w tym rozdziale ("Trzy metry nad niebem") to pojawia się ona tutaj dlatego, że o ile się nie mylę to Łukasz, zapytany na asku o ulubioną książkę, podał tam właśnie jej tytuł. Na ile jest to zgodne z rzeczywistym stanem rzeczy, nie wiem :)

When you were so far away I sat alone and dreamt of the horizon (gdy byłeś daleko, siedziałem sam i myślałem o horyzoncie), then I knew that you were here with me, with me (później zrozumiałem, że byłeś przy mnie przez cały czas) building bridges over land and sea (budując mosty ponad lądem i morzem), shine a blinding light for you and me to see, for us to be (niech rozbłyśnie jasne światło, dla ciebie i dla mnie, byśmy je zobaczyli, byśmy mogli trwać).

Time to say goodbye, horizons are never far, would I have to find them alone, without true light of my own?

Land rover zbliżył się do Rzymu na odległość, z jakiej rozświetlone miasto było już przez przednią szybę widać. Marek zaburczał na swoim siedzeniu, mając całkowicie dość kretyńskiej zabawy wymyślonej przez Olejnika kilkanaście kilometrów wcześniej – na zmianę mieli zadawać sobie pytania, od prostych w stylu „twój ulubiony film i dlaczego ten" po w całości osobiste. Naciskany przez Tomka przyznał mu w końcu, że tym, co wydawało mu się w Łukaszu „najseksowniejsze" były jego głos oraz długie, szczupłe palce.

– Dajmy już sobie spokój, co? – westchnął, wyglądając przez boczne okno. – Ani tobie nie chce się w to grać, ani mnie.

– Skąd pomysł, że się mi nie chce?

– Niby czemu miałoby cię to interesować, moje odpowiedzi na te pytania? Mnie twoje nie interesują na przykład w ogóle.

– Dzięki. Próbuję cię zająć, Marek. – Przejechali kawałek, w ciszy. – No to co? Twoja kolej?

Jeszcze jedno westchnięcie.

– Czemu odpuściłeś sobie swój kanał – spytał, właściwie rzucił temat. – Nie spodziewałeś się takich słabych wyświetleń, co? Pogódź się, człowieku, z tym, że nie jesteś mną, a twój Kamerzysta nie był nawet w jednej piątej tak zajebisty jak mój.

– No jak się bierze sobie super-przystojnego fejma z aska...

– No bez przesady, co to ma do rzeczy, jak on miał worek na głowie cały czas. Nie chodziło o urodę, on był po prostu... – wzruszenie ramionami. – Miał w sobie coś takiego, że ludzi nie obchodziło, że pije, pali, że ma swoje za uszami, że mówią o nim wyłudzacz i oszust. Miał w sobie coś, co sprawiało, że kochali go mimo tych wszystkich rzeczy. Wiedzieli, jaki jest, a byli przy nim i tak. Nie wiem, jak to „coś" nazwać. Może supermocą.

Cisza.

– Mówisz teraz... o ludziach, czy o sobie?

– O co ci chodzi? – warknięcie.

– Zawsze powtarzałeś, i to bardzo uparcie, że nie interesują cię faceci, a jednak się w nim zakochałeś. Gdyby stało się tak przez jego wygląd, musiałbyś przyznać, że chłopcy ci się jednak podobają, ale tobie nie podobało się to jak wyglądał. Podobało ci się, że to był... on. Po prostu.

– Za psychologa robisz? Chyba mieliśmy rozmawiać o twoim kanale.

Olejnik opowiadał czasem pierdoły że głowa mała (ba, wierzył w nie), a jednak, odkąd opuścili Szczecin, powiedział parę całkiem niegłupich rzeczy. Wyżej wymieniona należała do nich bezdyskusyjnie. Oczywiście, z czasem rozwinęła się pomiędzy nimi – pomiędzy Markiem i Łukaszem – więź fizyczna, zaczęli ze sobą sypiać i Marek stanął oko w oko z faktem, iż Wawrzyniak zawrócił mu w głowie również od takiej strony, czysto fizycznej, ale nie zawsze tak było. Sama jego osoba imponowała mu w pierwszej kolejności, dzielenie czasu z kimś innym niż on wydawało się odmienne, niewystarczające. Nikt inny nie miał, no właśnie, „tego czegoś". Nikt inny nie był Łukaszem Wawrzyniakiem.

Spring Day - Kruszwil&Kamerzysta [REUPLOAD]Wo Geschichten leben. Entdecke jetzt