I. „Na razie daleko mi do królowej"

1.6K 110 166
                                    

— Co zrobiłaś?! — Twarz mamy robiła się na przemian blada i czerwona. — Skąd w ogóle taki pomysł? Przecież ty... wy... Jego Wysokość...

— Uwierz mi, jestem tak samo zaskoczona jak wy obie. — Spojrzałam na siostrę, która marszczyła tylko swoje ciemne brwi wyraźnie skonsternowana. — Wierzę, że to jednak właściwa decyzja. Naprawdę zaręczyłam się z królem.

Czekałam ponad tydzień, zanim im o tym powiedziałam. Najpierw chciałam, żeby mama wyszła ze szpitala, a potem — gdy już miało przyjść co do czego — najzwyczajniej w świecie stchórzyłam. Teraz nie miałam już wyjścia. Dosłownie za chwilę Aaron — królewski doradca i prawa ręka Jego Wysokości — miał tutaj przyjechać i przedstawić nam „plan działania", który obmyślił wraz z innymi doradcami i samym królem.

— Przepraszam, że dowiadujecie się tak nagle... Naprawdę nie wiedziałam, jak wam o tym powiedzieć.

Powoli i z ogromną ostrożnością wyciągnęłam ze swojej torebki pudełeczko z pierścionkiem zaręczynowym, który niby powinnam nosić, ale wciąż czułam się z tym dziwnie, a poza tym wydałby mnie od razu przed rodziną. Wsunęłam sobie ozdobę na palec i dałam im do obejrzenia, aby miały jakikolwiek namacalny dowód, że nic nie zmyśliłam.

Rose jako pierwsza ocknęła się, chwyciła moją dłoń i przysunęła ją sobie niemal do samego nosa. Odwracała nią na boki, aby światło odbijało się od brylantów pod różnym kątem, wydobywając jeszcze bardziej ich piękno. Cmoknęła i uniosła maksymalnie w górę brwi, teatralnie parodiując szczere uznanie. Uwolniłam rękę z uścisku i postarałam się, aby posłać siostrze prawdziwie zabójcze spojrzenie. Nigdy nie brała niczego na poważnie.

— Też dostanę od króla jakąś błyskotkę, żeby mnie udobruchać? — Uśmiechnęła się krzywo. — Bo domyślam się, że to oznacza i dla nas jakieś zmiany.

— Przepraszam cię, Rose. I ciebie też, mamo — zwróciłam się do kobiety, która wciąż pozostawała cicho. — Podjęłam taką decyzję dla naszego wspólnego dobra. Naprawdę myślę, że to dla nas ogromna szansa. Na pewno powinnam była to z wami przedyskutować. Jednak wtedy tak wiele się działo, że...

— Nie tłumacz się, kwiatuszku — przerwała mi mama. — Rozumiemy, że przy takich decyzjach nie ma się wiele czasu na wyliczanie wszystkich „za" i „przeciw", po prostu podejmuje się je pod wpływem emocji. Rose może i teraz jest niezadowolona, ale jestem pewna, że wkrótce ci za to obie podziękujemy.

Siostra upewniła się, że obie zobaczymy, jak przewraca oczami.

Nie dałam rady czegokolwiek więcej powiedzieć, bo w naszym mieszkaniu rozległ się dźwięk dzwonka. Wszystkie — jak to w końcu na rodzinę przystało — podskoczyłyśmy w tym samym momencie. Poderwałam się z fotela i w kilku podskokach dotarłam do drzwi. Spodziewałam się, kogo zastanę po drugiej stronie i nie myliłam się. Stanęłam twarzą w twarz z Aaronem we własnej osobie.

— Proszę wejść — ukłoniłam się, jednocześnie robiąc mu wejście, aby przeszedł — moja mama i siostra już na pana czekają.

Wampir oczywiście nie przybył sam. Nieodłącznie towarzyszył mu jakiś ochroniarz, a teraz — zapewne ze względu na fakt, że zapuścił się poza bezpieczne mury zamku — było ich dwóch. Jeden z nich podążył w głąb mieszkania za Aaronem, a drugi został przy drzwiach, które zamknęłam za nimi wszystkimi. Gdy tylko to zrobiłam, doradca wręczył mi jakiś pokrowiec i pudełko.

— Jego Wysokość pragnie zjeść dziś z tobą kolację — wyjaśnił, zanim jeszcze zdążyłam zadać jakiekolwiek pytanie. — Kierowca przyjedzie po ciebie o siedemnastej.

Mój żołądek ścisnął się na myśl o spędzeniu wieczoru z królem. Odkąd zgodziłam się zostać jego żoną, nie widzieliśmy się ani razu. Zupełnie nie wiedziałam, czego się spodziewać. Powiesiłam pokrowiec na szafie, która znajdowała się tuż obok wejścia, a pudełko położyłam na komodzie. Później się będę tym martwiła.

II. Pąki NadzieiWhere stories live. Discover now