4. To widać

84 8 4
                                    

Światła latarni mieniły się przed moimi oczami, ta chwila niby beztroska, jednakże miałem ciekawe odczucie. Sprawiała wrażenie, najlepszej od wielu dni. W radiu leciała jakaś tandetna muzyka, uniemożliwiająca pojawienie się głuchej ciszy.
Moja matka rozmawiała z bratem, który któż wie czemu pojechał z nami. Zupełnie nie przeszkadzało mi w jakiej sprawie czy okolicznościach odbywa się ta interesująca podróż. Oparłem głowę o szybę samochodu, chciałbym zostać w ten sposób na wieki. To jeden z tych prostych momentów w codzienności, ale które każdy dobrze wspomina, nawet osoby o zepsutym sercu. Niestety jednak musiałem pożegnać się z tymi marzeniami, gdyż auto chwile później wjechało na teren parkingu szpitala.

Nabrało sensu dla mnie przybycie z nami brata kiedy musiałem dostać się do budynku. Jasne było, że kobieta tak drobna jak moja mama by mnie nie zaniosła, dobrze czasem mieć brata.
Po przekroczeniu progu szpitala uderzyło mnie światło rażących białych lamp, i ten specyficzny zapach leków. Później oprócz tylko czekania w poczekalni niczym dla osób u których zamierzony jest zabieg wprowadzenia w życie schizofrenii (całej białej) nie pamiętam wiele. Za nim zrobiliśmy wszystko co chcieliśmy minęły dobrze dwie godziny. Widocznie jednak lekarza nie interesowało jak poradzę sobie bez sprawnych nóg, nakazał nóg nie moczyć, nie ruszać i trzymać w opatrunkach gipsowych w które teraz odziane były moje stopy. Udać się spowrotem za sześć tygodni. Oprócz tego warto dodać, że ten facet wyglądał jak hipis ubrany w białe prześcieradło, jedyne co utwierdziało mnie w przekonaniu, że jest lekarzem, to że moja matka go znała. Opuszczając gabinet zdołałem zauważyć jak uśmiech mojego brata lekko pobladł, no tak o kulach chodzenie w tym stanie jest niemożliwe, zapewne w naszych głowach urodziła się ta sama myśl. Czy rudowłosy będzie mnie nosił przez następne sześć tygodni? To nie ma sensu i na ten moment szczerze było mi go żal gdyż ważyliśmy tyle samo.

Pokonując biały korytarz u brata na plecach, obserwowałem ludzi niecierpliwie czekających w kolejkach do najróżniejszych gabinetów. Ich miny były zrezygnowane, nie byłem zdziwiony.
Nagle w jednej niespodziewanej chwili uderzyło mnie zupełnie nowe uczucie, w jednej sekundzie zauważyłem dwójkę kobiet biegnących w stronę drzwi sali operacyjnej. Ich dłonie w elastycznych rękawiczkach kurczowo trzymały coś, co przypominało poręcz łóżeczka dla niemowląt w wersji ubogiej, mam na myśli takiej prostej, metalicznej. Nie byłem w stanie uważnie dostrzec niewielkiej osobki znajdującej się w środku. Nie wiem dlaczego, wstrzymałem oddech na kilka sekund, nie kontrolowałem tego. Wszystko działo się tak szybko, na ledwie dziesięć sekund słychać było jedynie zduszony krzyk dziecka, który postawił cały korytarz do pionu.
Po czym wszystko minęło, ludzie wrócili do przeglądania swoich telefonów czy innych spraw, my ruszyliśmy dalej bez słowa. Problem powstał jedynie w mojej głowie, nigdy nie odczułem tego czegoś, tego..tego czegoś, czego z pewnością czuć nie chciałem. Chciałem puścić to w niepamięć, nawet nie widziałem twarzy tego ziemniaka, o co mi do chuja chodzi ?..ale ten jego krzyk..żałosne.

Opuszczając budynek konań, jak byśmy nie mogli już spokojnie pojechać do naszego domu, matka spotkała koleżankę z oddziału, cudownie. Nasza rodzicielka streściła w skrócie moją smutną historię, co z jakiegoś powodu zaskoczyło brunetkę stojącą na przeciw nas. Pracuje w szpitalu, złamane kostki powinny obchodzić ją tyle co zeszłoroczny śnieg, są gorsze sprawy. Jednak widocznie nie kostki ją przejęły, z oburzeniem w oczach zwróciła się do mojej matki.
-Niemożliwe! A to zgred stary..dziecko z niesprawnymi nogami i nawet zardzewiałego wózka znajomej z pracy nie dał!- zaczęła swoją agresywną wypowiedź, wogole nie szczędząc sobie słow, widocznie nie przepadała za tym człowiekiem, w myślach powitałem ją w klubie- kochanie zaczekaj tu chwilkę dobrze? A nie nie! Żaden problem! Nawet sobie tym głowy nie zawracaj !! Ja z nim później pogadam. Poczekaj chwilkę ja ci zaraz skombinuje- powiedziała kobieta nie wiadomo czy do mnie, czy do matki i szybko nie dając mamie dojść do słowa truchtem wbiegła do budynku, wymieniliśmy z bratem pytające spojrzenia. Moja mama jedynie z westchnięciem usiadła na murku przed budynkiem, chwile później nasza dwójka uczyniła to samo.

Chciałem żebyś tylko trochę kochał mnie -Ringry Where stories live. Discover now