Rozdział 5.

10 1 0
                                    

"Dwa tygodnie. Trzysta trzydzieści sześć godzin od kiedy zniknąłeś Chris. Gdzie jesteś?" Myślała Kate siedząc na schodach jak co dzień. Z jednej strony była na siebie wściekła, że wyczekuje powrotu kogoś kto ją porwał, kogoś kogo prawie wcale nie znała, ale chciała się dowiedzieć o co chodziło. Okazało się, że trafiła do jakieś fantastycznej i nierealnej rzeczywistości. "WAMPIR?! To niedorzeczne!" Z nikim nie rozmawiała, bo za bardzo się bała. Prawie w ogóle nie wychodziła z pokoju, a raczej starała się nie wychodzić. Kilka razy widziała jak ich matka się jej przygląda. John też kilka razy chciał z nią porozmawiać, ale ona jak najszybciej uciekała wtedy do pokoju i zamykała się w środku. Jedyną rzeczą, na którą najbardziej czekała była informacja, że może skontaktować się z rodzicami. To była krótka rozmowa, e-mail, albo krótka wiadomość tekstowa. Zawsze wtedy obok niej ktoś był. Słysząc głos rodziców czuła przypływ energii i dlatego, że nie chciała ich zbyt dużo okłamywać w większości tylko słuchała, a wiadomości ograniczała do zdania, że ma się dobrze. Dopiero w drugim tygodniu stwierdziła, że bez sensu jest to ciągłe chowanie się, bo jeśli mają to zrobić to i tak to zrobią. Zaczęła przesiadywać dużo w kuchni, bądź na schodach wpatrując się w drzwi.

W słoneczną niedzielę zajęła swoje miejsce na stopniach, gdzie służba, z którą się zaprzyjaźniła, przygotowała poduszkę by było jej wygodniej. Przez przypadek dowiedziała się, że każdy z nich to człowiek. Znacznie ją to uspokoiło, ale nie na tyle by zapomnieć o tym, że jest więziona.

- Dlaczego płaczesz? - podniosła wzrok, a on stał nad nią z tym swoim uśmiechem.

Siedzieli w pokoju, który według Chrisa był małym pomieszczeniem, czyli w tym domu oznaczającym wielkości małego mieszkania. W tym pokoju spędziła trochę czasu, szczególnie wieczorami, gdy rozpalony był kominek. Kremowe ściany, drewniane meble, mały stolik kawowy, kilka bukietów kwiatów, których cudowny zapach wypełnił całą przestrzeń. Dwa fotele stojące na uboczu, na których usiedli idealnie wpasowywały się w wystrój. Kate wpatrywała się w zieloną roślinę doniczkową stojącą przed nimi, unikając rozpoczęcia rozmowy. "I co ja mam powiedzieć? Jak zacząć? Od czego zacząć?" Z zamyślenia wyrwał ją jego śmiech, szczery i piękny. Spojrzała się na niego z niesmakiem.

- Wybacz, ale to jest śmieszne.-

- Słucham?! -

- Ach... Otóż, my wampiry, mamy umiejętność czytania w myślach. Starszyzna uczy młode wampiry, że jest to zdolność pozwalająca zbliżyć się do potencjalnych ofiar, ale też jest formą komunikacji między wampirami.- Kate słuchała jego wypowiedzi z otwartymi ustami, a on mówił o wampirach jakby to było coś zupełnie normalnego.

- Jak to? Niby do czego wam ta umiejętność? - Dotarło do niej, że od kiedy jest zamknięta z obcymi ludźmi ciekawi ją bardzo wiele rzeczy, którymi kiedyś z pewnością by się nie zainteresowała, ale teraz w tej sytuacji wszystko dotyczące osób mieszkających w tym wielkim domu wydaje jej się niezmiernie ciekawe, jakby stanowiło informacje potrzebne jej do przeżycia.

- No na przykład gdybyśmy poznali się w klubie, zapewne za pomocą swoich zdolności dowiedziałbym się co myślisz lub na jakiego drinka masz ochotę i takie tam. Ułatwiłoby mi to zapolowanie na ciebie lub sprawdzenie czy nie należysz do innego wampira. -

- Masz jeszcze jakieś ukryte "talenty"? - zaśmiała się ironicznie Kate.

- Doświadczyłaś już prędkości, a co za tym idzie nie męczymy się oraz nigdy nie śpimy. Chociaż tutaj bym polemizował.-

- A potrafisz latać, albo zmieniać się w nietoperza? - W jej oczach pojawiła się iskierka radości.

- Nie. Jeśli chodzi o latanie jest to mit, który powstał, gdy niektórzy ludzie widzieli jak przeskakujemy duże odległości, a zmiana w nietoperze to zwyczajna bujda.- Oboje się zaśmiali.

WybrankaDär berättelser lever. Upptäck nu