Rozdział 2

71 12 62
                                    

Judah

Kiedy wchodzimy do niewielkiego pokoju tuż obok sali, w której za godzinę ma się odbyć konferencja prasowa, wiem już, że coś się kroi. Richard stoi jak rewolwerowiec tuż przed pojedynkiem na śmierć i życie i patrzy prosto na mnie. Przełykam ślinę, bo czuję się nieswojo, ścigany tym mocno oceniającym spojrzeniem. Zastanawiam się, czy menadżer wyczuł, że piłem i postanawiam przezornie usunąć mu się z drogi. Siadam na końcu skórzanej kanapy i staram się nie rzucać w oczy.

– Znowu się nawaliłeś, Judah? – Słyszę jego ciche warknięcie i drgam.

– Oczywiście, że nie! – Oburzam się, przeliczając jednocześnie, ile dzisiaj w siebie wlałem. Gdy wychodzą mi zaledwie trzy małe drinki, stwierdzam, że nie pozwolę się obrażać, bo do bycia nawalonym mam jeszcze bardzo daleką drogę. – Dlaczego tak mówisz?

– Bo widzę, że świecą ci się oczy. – Richard przygląda mi się beznamiętnie i zaciska usta. – No i standardowo, czuć alkohol. Travis potrafi się powstrzymać, przynajmniej w większości sytuacji, więc zostajesz ty.

– A może tym razem to jednak nie jest moja wina? – kłócę się dla zasady.

Nic nie poradzę, że lubię denerwować tego faceta, który zawsze wszystko bierze dosłownie i na serio.

– Już niedługo.

– Co? – Zamieram, bo to, co mówi, brzmi jak groźba i to nawet nie jakaś mocno zawoalowana.

– Chciałem się z wami dzisiaj spotkać, żeby omówić kilka spraw. – Menadżer nie zwraca na mnie uwagi, co mnie wkurza jeszcze bardziej, zwłaszcza po tym, co przed chwilą powiedział. – Niedługo zaczynacie trasę koncertową.

– Wiadomość roku – parskam, a Travis ucisza mnie spojrzeniem.

– Nareszcie mamy czas, żeby was przygotować i dopiąć wszystko na ostatni guzik. Ze względu na to, że nie jestem w stanie nad wszystkim sam czuwać, zatrudniłem za zgodą wytwórni osobę, która będzie mnie w tym wspierać.

– A co nas to obchodzi? – pytam, bo nie wiem, po co nam o tym mówi.

– Jak dasz mi dokończyć, to się za chwilę dowiesz. – Richard lekko czerwienieje, co jest nieomylnym znakiem, że zaczyna się wkurzać, ale nadal mówi spokojnym, opanowanym głosem.

Kiwam głową szepcząc, że będę już cicho.

– Jak wspomniałem, będę mieć pomoc. I dzięki temu wy będziecie mieć lepszą opiekę i wsparcie w codziennych sprawach.

– A co z Kat, Dylanem i Mateo? – pyta Travis. – Zwolnisz ich? Nie sprawdzają się? My jesteśmy zadowoleni z ochrony i z Kat, prawda, Judah?

– Uhm. Tak, tak. Jesteśmy.

– Asystentka zostaje, o ile Judah będzie trzymał fiuta w spodniach – cedzi Richard. – Mam dość gaszenia po tobie pożarów.

– Nic nie poradzę, że jestem taki gorący! – Wybucham śmiechem i rozsiadam się wygodniej. – To ten zwierzęcy magnetyzm. Jestem zbyt pociągający, żeby któraś mogła mi się oprzeć.

– Jezu, jak ty z nim wytrzymujesz? – Richard zerka na Travisa, który próbuje pozostać poważny. – Serio pytam. Ja bym go zabił po godzinie.

– Dlatego nie mieszkamy razem – wyjaśniam ze słodkim uśmiechem. – I dlatego wytwórnia płaci ci grube pieniądze za użeranie się ze mną.

– Coś w tym jest...

– A kto w takim razie do nas dołączy, skoro ochrona i Kat zostają? – Travis jest przyzwyczajony do naszych rozmów i spokojnie wraca do głównego tematu. – I czym się będzie konkretnie zajmować?

Trash Boy (zostanie wydany)Where stories live. Discover now