●Rozdział Pierwszy - Nysa Levy II●

Start from the beginning
                                    

— Oczywiście, Matko — odpowiedziała brunetka i od razu zaczęła szukać rzeczy na przebranie.

— Cieszę się kochanie. — Kobieta skierowała się z powrotem na korytarz i tylko spojrzała w kierunku swojej córki — Nie wiesz, jak bardzo moje serce bije na myśl o tobie, jako przyszłości naszej firmy.

Dziewczyna popatrzyła na swoją mamę z uśmiechem i wróciła do szukania odpowiedniego stroju. Chociaż to była pierwsza okazja, przy której Nysie przyjdzie przeprowadzić ważną rozmowę, nie czuła większego stresu. Wręcz przeciwnie – kochała te momenty, w których cała uwaga jest na niej. W końcu nie dostawała wielu okazji, by wykazywać się przed rodzicami ani znajomymi, więc łapała się wszystkiego, czego mogła.

Szafa Nysy nie była wielka i obszerna, jak większość ludzi przypuszczała. Posiadała tylko ubrania, w których chodziła i kilka sukienek na specjalne okazje. Choć nie zawsze czuła się komfortowo w obcisłych ubraniach, to czasami była zmuszona takowe zakładać. Elegancja i styl były na równi z komfortem i luzem, dlatego postanowiła ubrać sukienkę z niewielkim dekoltem i długimi koronkowymi rękawami. Na całość narzuciła ramoneskę, a na dłoń nałożyła swój sygnaturowy pierścień z czerwonym rubinem. Nie ruszała się bez niego praktycznie nigdzie, był jej oczkiem w głowie. Jako pamiątka rodzinna ten pierścień był symbolem Levych, który przez pokolenia przekazywano dalej pierwszemu narodzonemu dziecku. Gdyby ktoś go ukradł, to użyłaby wszystkiego w swoim arsenale, byle tylko go odzyskać. Dlatego czekała ze zniecierpliwieniem na drugi rok w Concordii, śmiejąc się ze swojej głupoty i geniuszu w jednym.

Żeby gość dziewczyny nie czekał dłużej, Levy zrobiła ostatnie poprawki, zaczesała włosy i zamknęła pokój na klucz. Schodząc po schodach schowała klucz do ramoneski i wzrokiem szukała mężczyzny. Jej matka już dawno pojechała po siostrę, a Louise był pewnie ze swoimi znajomymi gdzieś na wagarach, więc nikt nie powinien im przeszkadzać. Gdy pojawiła się w holu ujrzała wysokiego blondyna z śmiesznie ułożoną grzywką. Odmłodziła go i to zdecydowanie, ponieważ gdy tylko dziewczyna zobaczyła jego twarz natychmiast miała ochotę wymiotować.

— Fajna grzywka. Ktoś Panu zrobił, czy sam Pan się tak skrzywdził? — rzuciła, nie mogąc powstrzymać swojego uszczypliwego komentarza.

— Ach! Panna Levy. — dziennikarz podskoczył z zaskoczenia, a jego wzrok od góry do dołu skanował dziewczynę. — Myślałem, że będzie Pani nieco starsza.

— Moja matka pojechała załatwić kilka spraw rodzinnych, dlatego wywiad przeprowadzę ja. — brunetka wyciągnęła rękę do mężczyzny, a ten złapał ją w biznesowym geście i uścisnął. — Nysa Levy II, miło mi Pana poznać, Panie Lefebvre.

Na te słowa mężczyzna ucałował Nysę kilka razy w policzki. Był to francuski gest powitalny, który był popularny wśród starszych i bardziej tradycyjnych mieszkańców. Nie przeszkadzało to dziewczynie, wręcz przeciwnie – była zadowolona, że ktoś jeszcze zachowuje te tradycje w tym domostwie. Ciężko było dorastać w domu, w którym brakowało czułości, ale nigdy nie brakowało rzeczy materialnych. Ostatni raz, gdy ktoś ją całował, był kilka lat temu, gdy wygrała konkurs debat w wieku szkolnym. Ten konkurs był adresowany głównie do licealistów. O ironio.

— Cała przyjemność po mojej stronie — stwierdził po chwili dziennikarz i spytał — Czy jest Pani gotowa? 

— Oczywiście. Proszę za mną — odpowiedziała spokojnie — Zawsze jestem gotowa — dodała w myślach.

Obydwoje przechodzili przez korytarze, które dłużyły się i zawijały. Willa Nysy miała dwa piętra i ogromną powierzchnię. Była idealnym miejscem do wydawania bankietów, bali i przyjęć firmowych. Każdy zawsze wpadał w zachwyt gdy widział marmurowe kolumny i wszystkie stare obrazy wiszące w pokojach. Kilkanaście pomieszczeń udekorowanych w każdym możliwym stylu – od gotyku, po abstrakcjonizm i ewentualnie współczesność – zapierało dech w piersiach.

Secrets Of ConcordiaWhere stories live. Discover now