Shisu

37 2 0
                                    

Dantius położył jej dłoń na przedramieniu i pokręcił przecząco głową.

Shea popatrzyła na niego zdezorientowana ale opuściła łuk, a strzałę wsadziła na powrót do kołczanu.

Wojownik powoli podszedł do leżącego pod drzewem zająca.

Zwierzę leżało na boku, ledwo oddychając. Siwa sierść wokół pyszczka wskazywała na sędziwy wiek niedoszłej kolacji dwójki Płomienistych.

- Twoja podróż dobiega końca bracie. Pozwól że będę ci towarzyszył w tych ostatnich chwilach

Następnie zgiął się w głębokim, pełnym szacunku ukłonie.

Shea patrzyła na to wszystko z ustami otwartymi że zdumienia.

Dantius prawie uderzający czołem o ziemię przed byle zającem? Ten sam Dantius który potrafił bez żadnych skrupułów ośmieszyć najwyższych dowódców armii rebeliantów, tylko dlatego że miał gorszy humor? Ten sam Dantius który nie szanował nikogo poza sobą i szedł może nie po trupach, ale po ludzkiej krzywdzie do celu?

Wojownik tymczasem przysunął się bliżej zwierzęcia i pogładził palcem malutką główkę.
Stworzonko otworzyło przymknięte oczy i spojrzało na Dantiusa, po czym słabo trąciło jego dłoń.

Wtedy wojownik powoli podniósł zająca, oparł się o drzewo i położył zwierzę na swojej piersi, nadal delikatnie je głaszcząc.

Shea powoli podeszła i usiadła obok wojownika, nadal nie mogąc uwierzyć w to co widzi. Miała wrażenie jakby to była zupełnie inna osoba.
Delikatna, czuła, troskliwa i wrażliwa na cudzą krzywdę.

- Jego życie z pewnością było trudne. Nie ma sensu dokładać mu strachu i bólu na sam koniec - głos Dantiusa był tak cichy, że Shea musiała się mocno nachylić aby wyraźnie wszytko słyszeć - Całe życie był ofiarą i jego jedynym wyjściem aby przeżyć była ucieczka. Całe życie na prawie samym dnie łańcucha pokarmowego...

Na chwile w niewielkim zagajniku zapadła cisza.

Bok zająca nadal unosił się wolno, ale teraz wyraźnie więcej powietrza docierało do malutkich płuc.

- Dlaczego masz tyle szacunku do byle zająca który i tak zaraz zdechnie? Traktujesz go jak jakiegoś swojego starego i dobrego przyjaciela, a większość dowództwa armii rebeliantów traktujesz gorzej niż śmieci.

Dantius nawet nie raczył na nią spojrzeć, całą swą uwagę skupiając na stworzonku leżącym na jego piersi.

- Nie umniejszaj śmierci tego weterana. On nie zdycha. On umiera, bo długim jak na jego rasę życiu.

W powietrzu znów zapadła cisza, przerywana jedynie cichutkim szumem liści nad ich głowami.

Nagle temperatura powietrza wyraźnie podniosła się o kilka stopni, gdy czarno-purpurowe płomienie Dantiusa zaczęły powoli unosić się wokół nich.

Shei znów opadła szczęka. Żeby używać Dvahu dla zwykłego zająca, aby ten miał ciepło? Dantius nawet w potyczkach rzadko to robił, a co dopiero w zwykłych codziennych sytuacjach.

- Nie wiem czy zauważyłaś, ale duża część dowództwa ma w głębokim poważaniu główny cel tej wojny.

Po raz pierwszy od wielu minut wojownik oderwał wzrok od zająca i spojrzał na Shee.

- Oni nie chcą odzyskania utraconych ziem, czy powstrzymania wyzwolenia Otchłani. Nie obchodzi ich los tych którzy są pod ich rozkazami. Martwią się tylko o swój tyłek.

- A ty niby tak nie robisz? - parsknęła dziewczyna - martwisz się tylko o siebie, mimo że jesteś jedną z najważniejszych osób w armii. Ludzie widzą w tobie bohatera zesłanego nam przez Arlö'Ovhö, a ty myślisz jedynie o tym jak tu obejść przysięgę i zniknąć.

- Przysięgę którą na mnie wymuszono - odpowiedział spokojnie Dantius - ja rozumiem, że dla ciebie robienie wszystkiego pod groźbą śmierci, tortur czy innych tego typu bzdur jest normalne, ale przypominam ci, że chyba właśnie dlatego prosiłaś mnie abym wziął cię pod opiekę. Żebym pomógł ci uporać się z mentalnością niewolnika.

Shea zacisnęła usta, ale nic nie odpowiedziała.

- I tak. Mam o wiele więcej szacunku do tego staruszka tutaj, niż do tych dupków w namiocie dowodzenia. A wiesz czemu? Bo nienawidzę tego wszystkiego w co się wplątałem. Wojny, politycznych gierek, żałosnych sporów między plemionami i szczepami. Uciekłem do tego świata aby uciec od tego samego w czego centrum teraz jestem. Zwykły cyrk na kółkach, ale cyrk przynajmiej bywa śmieszny.

- Co to cyrk? - Shea zmarszczyła brwi, ale Dantius tylko machnął ręka.

Wojownik ciężko westchnął i znów skupił się na zającu.

Zaczął cicho nucić jakąś melodię.

Dało się w niej usłyszeć niewysłowioną tęsknotę, ale też nadzieję i coś nieuchwytnego, na dźwięk czego serce Shei kurczyło się boleśnie.

- Spoczywaj w pokoju bracie. Oby twoje długie życie sprawiło by każdy drapieżnik spuścił przed tobą głowę, gdyż zabrała cię dopiero starość. Dziękuję, że mogłem być przy tobie.

Shea otrząsnęła się z letargu w jaki wpadła przez piosenkę Dantiusa. Spojrzała w dół, na malutkie stworzonko.

Czarne jak węgiel oczka straciły swój blask, a klatka piersiowa jakby się zapadła, przez co zwierzę wydawało się o wiele mniejsze.

Dantius podniósł się, obejmując malutkie ciałko, które teraz wydawało się tak delikatne i kruche, iż miało się wrażenie, że wystarczy najlżejszy podmuch wiatru, by rozsypało się w proch.

- Trzeba wykopać mu grób.

Shea tylko kiwnęła głową. Nie wiedział czemu, ale zbierało się jej na płacz, gdy patrzyła na martwego zająca w ramionach Dantiusa.

Niespełna godzinę później, zając spoczął w głębokim dole między korzeniami drzewa pod którym wyzionął ducha.

Zanim ziemia zamknęła się nad zającem, Dantius złożył przy jego główce niewielki kawałek drewna, z nakreślonym na nim nieznanym dziewczynie runem.

- Nie oznaczysz jakoś jego grobu? - gdy Shea wstała, łzy bez udziału woli zaczęły spływać jej po policzkach.

- Przecież już jest oznaczony... - głos Dantiusa był zachrypnięty, a gdy Shea na niego spojrzała, przez fale smutku, przebiła się pojedyncza iskra zaskoczenia.

Wojownik również ronił łzy.

- Całe to drzewo jest jego pomnikiem - Dantius uniósł głowę i spojrzał na rozłożyste gałęzie, pień, tak gruby że aby żaden mężczyzna nie byłby go w stanie objąć - Pomnikiem stworzenia, które zaśmiało się swojemu przeznaczeniu w twarz.

Dantius uśmiechnął się przez łzy, po czym spojrzał na Shee

- Powinien zginąć pożarty przez lisa, wilka, czy innego mięsożerce. Nie miał takich możliwości zmiany swojego losu jak ludzie. Nie mógł w żaden sposób zmienić układu sił. Zamiast tego znalazł inny sposób aby nie grać według ustalonych reguł. Nie został pożarty. Dopiero Śmierć we własnej osobie musiała się o niego upomnieć.

Shea po chwili także uśmiechała się przez łzy.

- co to był za run, który przy nim zostawiłeś?

Uśmiech Dantiusa się poszerzył.

- Ktoś kto oszukał własny los, nie powinien umierać bez imienia.

Dzieje Otchłani Where stories live. Discover now