Rozdział 13

5.1K 119 11
                                    


~LILLY~

Wbiegłam do pracy spóźniona, a obok mnie dreptał zadowolony Alex.

Zgredek, za nic w świecie nie chciał iść do żłobka. Będąc już na miejscu, krzyczał i płakał, że nie nigdzie nie idzie. A ja, jak to ja. Jeżeli chodzi o niego kompletnie brak mi asertywności. Młody, chyba o tym wie i zaczyna to bardzo dobrze wykorzystywać.

Mała bestia.

 I tak oto, teraz jadę spóźniona ponad pół godziny windą  z śpiewającym u mojego boku Alexem. Dobrze, że chociaż on jest zadowolony z obrotu spraw. Jak tak dalej pójdzie, to nie będzie miał żadnych kolegów w swoim wieku. I w wieku 18 zamiast chodzić na imprezy, będzie grał w bingo z emerytami. 

Wychodząc z windy wpadłam na Willa. Jeszcze tego tu brakowało. Nie ukrywał swojego zdziwienia, gdy zobaczył z kim jestem. 

-Cześć. -przybił piątkę z Alexem i spojrzał na mnie.- Nie mówiłaś przypadkiem jakiś czas temu, że powinien się integrować ze swoimi rówieśnikami. Z tego co wiem, tutaj raczej nie znajdzie żadnej uroczej trzylatki.

-Nic nie mów. - powiedział przez zęby. - Już miałam dzisiaj awanturę o żłobek. Zaczął mi się okres i skończyły tampony. Słyszałam dzisiaj już ze sto razy Baby shark. Dodatkowo przez tą małą bestie spóźniłam się do pracy. A uwierz mi, że mam jej dużo, zważając na zbliżający się bankiet, który robię sama bo nie ma kto mi pomóc! - pod koniec już prawie na niego krzyczałam.- Powiedz chociaż jedno słowo, a nie ręczę za siebie.

Spojrzałam na niego spod brwi. Will uniósł ręce w geście poddania i cofnął się kilka kroków do tyłu. Czasami jednak myśli.

-Okey... To jest ten moment. -wymruczał pod nosem. Podszedł do Alexa i wziął go na ręce.- Chodź, Boo. Mama chyba potrzebuje dzisiaj zostać sama.

Weszli do windy i zjechali do lobby. Wiem, że Alex nie będzie mu przeszkadzał, bo kilka razy już razem „pracowali''.  A nawet jeśli, sam wziął małego więc nie zamierzam mieć wyrzutów sumienia. Według Davisa, mój syn przyciąga więcej klientów. Nie wnikam, ważne nic złego mu się nie dzieje. 

Wiedząc, że co najmniej do lunchu mam trochę ciszy i spokoju, zabrałam się do pracy. Uwielbiałam , kiedy Alex tu ze mną przychodzi. Ale nie dzisiaj. Jak tylko wstałam i zauważyłam, że dostałam okresu, wiedziałam, że to nie może być dobry dzień. Potem mała awantura pod żłobkiem i jeszcze ta przeklęta piosenka, którą Boo śpiewa cały czas. Nawet nie wiem skąd on to zna. W moim domu jest zakaz słuchania czegoś takiego. Szału można dostać.  Ten, kto wymyślił to, powinien smażyć się w piekle. Ale przecież nie zabronię mu się rozwijać. Może zostanie kiedyś jakimś piosenkarzem. 

Ostatni raz sprawdziłam listę zaproszonych gości na bankiet, przed wysłaniem jej. Wykonałam jeszcze kilka telefonów do firm cateringowych, które miały zaopatrzać całą imprezę i dogadałam się z dekoratorami, kiedy wchodzimy na salę. Wszystko było, praktycznie dopięte na ostatni guzik. Jeszcze tylko kilka niedociągnięć i będę mogła odpocząć. 

Bolała mnie głowa, o brzuchu nie wspomnę.

Odkładałam właśnie telefon, kiedy drzwi to mojego biura się otworzyły iwpiegł przez nie Alex, a za nim David.

Westchnęłam ciężko i opadłam na fotel w chwili gdy Alex wskoczył mi kolana. I to dosłownie.

-Alex, miałeś być z Willem. - zaczęłam głosem, który miał brzmieć choć trochę karcąco. - Gdzie on właściwie jest?

-Rozmawia z Lukasem. - odpowiedział mój szef siadając na fotelu naprzeciwko biurka przyglądając się nam. 

-Z kim? - nie kojarzyłam żadnego Lukasa.  Jeżeli znowu wykorzystywał mojego syna jako lep na facetów, urwę mu jaja. 

Tylko mnie pokochajWhere stories live. Discover now