~Novembre de l'année du serpent~

809 76 125
                                    

Słońce wyłaniało się powoli zza chmur, przynosząc chociaż odrobinę ciepła. Był to jeden z niewielu dni listopada, który nie był przepełniony deszczem i zimnym wiatrem. Można powiedzieć iż poszczęściło się dziś z pogodą tym bardziej wiedząc iż był to dość długo wyczekiwany termin kiedy Venti będzie mógł wprowadzić się do mojego apartamentu. Przeszczep przeszedł pomyślnie i po kilku trudnych miesiącach, płytki krwii zdążyły się odbudować na tyle, że chłopak powoli starał się wrócić do jako takiej normalności. Nadal pozostało jednak sporo czasu aż wszystko się zupełnie unormuje, ale jest co świętować.

Lato było dla mnie bardzo pracowite, podobnie jak i początek jesieni. Po pamiętnym wieczorze sprzed kilku miesięcy jak mogłem się spodziewać czekało mnie sporo zmian. Zaczęło się od poważnej rozmowy z rodzicami, która nie zakończyła się na szczęście większymi konsekwencjami. Zadziwiająco obyło się bez czepliwych komentarzy, ale szok na twarzach obojga był łatwy do wykrycia. Ojciec z dość widocznym współczuciem dorzucił mi pare kontraktów do już istniejącej sterty, dobrze wiedząc, że moja kariera nie pociągnie już zbyt długo zwarzajac na moje nowe piorytety. Matka wydawała się być niewzruszona podczas rozmowy o moim aktorstwie i grze na pianinie, ostatecznie podsumowując wszystko jednym zdaniem "Widzę, że dorosłeś".

Pozostawili mnie w ten sposób jedynie z masą pracy do zrobienia. Przez to nie byłem w stanie przesiasywać cały czas w domu, a Venti pozostał na ten okres pod opieką wynajętych pielęgniarek. Codziennie jednak starałem się składać mu wizyty i dotrzymać towarzystwa poprzez regularnie wysyłane wiadomości. Zgromdzone oszczędności poszły na leki, wypłatę dla pielęgniarek i potrzebne rzeczy, dzięki którym Venti mógłby w końcu się wprowadzić. Zdążyłem się też nauczyć wszystkich potrzebnych szczegółów, a nawet gotowania by posiłki pozostawały delikatne i świeże jak wedle zaleceń.

Zaparkowałem samochód pod sporym ośrodkiem, gdzie Venti mieszkał już od kilku miesięcy. Powietrze było tu zdecydowanie lepsze niż w centrum miasta co stanowiło duży plus zważając na sytuację. Napewno mieszkanie w centrum jest mniej bezpiecznie przez warunki, ale udało mi się przystosować mieszkanie tak by nie stanowiło to aż tak dużego problemu.

Podszedłem do furtki i nacisnąłem jej klamkę, wchodząc do sporego ogrodu, który otaczał cały budynek. Na jednej z białych ławeczek siedział Venti, bawiąc się palcami. Policzkami wduszał się w szalik, który miał nosić nawet jeśli robiło się na dworze nieco cieplej. W końcu mamy jesień, a ta podobnie jak wiosna umie zaskoczyć nagłymi napadami zimna. Cieszyło mnie niezmiernie, że Venti był już w stanie wychodzić na zewnąrz i jego samopoczucie było lepsze.

Zatrzymałem się kilka metrów od ławki, trzymając dłonie w kieszeniach. Chłopak odwrocił głowę w moją stronę po czym poderwał się z miejsca z szerokim uśmiechem i od razu rzucił się w moją stronę by wdusić się w moje ramiona. Objąłem go w pasie i pogłaskałem po plecach.

— Co tak długo? Czekam tu już 15 minuut. — Venti mruknął, spoglądając na mnie kątem oka.

— Trzeba było nie wychodzić wcześniej. — westchnąłem — Spieszyłem się jak mogłem.

Pocałowałem chłopaka w czoło i pozwoliłem mu się odkleić od mojej osoby. 

— Trzeba było się spieszyć szybciej. — chłopak odwrócił się i podniósł z ziemi sporą walizkę, którą przeciągnął w moją stronę — Jedziemy?

— Wszystko masz? — wyciągnąłem rączkę od walizki i przyciągnąłem ją bliżej.

— A nie widzisz jakie ciężkie? — Venti uniósł brew.

— No to chyba wszystko. Powinienem jeszcze wejść na chwilę by przypomnieć, że Cię zabieram.

— Nie trzeba. Już rozmawiałem z pielęgniarką. Zawsze mogą zadzwonić jakby cos im się przypomniało. Mają przecież numer.

Sons de forêt et de piano | Xiaoven Genshin Impact Where stories live. Discover now