~Murs blancs~

970 104 56
                                    

Głęboki wdech na rozbudzenie, przypomniał mi tylko jak fatalną decyzję podjąłem kilka dni temu. Pobudki z samego rana stały się praktycznie codziennością, odkąd obiecałem Ventiemu, że pozwolę mu spędzać czas z moją osobą. Raczej wyglądało na to, że to ja zawsze wlokłem się gdzieś za nim. Całe moje ciało wręcz krzyczało o odpoczynek, a piesze wycieczki zmieniały moje mięśnie w obolałą masę. Z pewnością powinienem myśleć o pozytywach, ale jest to szczególnie trudne, tym bardziej kiedy jest na tyle wcześnie.

- Xiao, no chodź. Nie ociągaj się. - brunet zaczął mnie pośpieszać bym nie zostawał ponownie w tyle.

Szczerze powiedziawszy nie mam nawet pojęcia gdzie idę, więc daję się prowadzić niczym piesek na smyczy. Jestem chyba zbyt ufny w stosunku do ludzi, przynajmniej w ostatnich dniach. Mimo wszystko i tak pilnuję się w jego towarzystwie. Nie mam pojęcia co siedzi mu w głowie i jakie ma zamiary.

Rozejrzałem się powoli nie do końca przytomnym wzrokiem. Las. Czyli typowo. Zapowiada się na jakiś scenariusz z filmu grozy z morderstwem pośród drzew.

- Przypomnisz mi może gdzie my w zasadzie idziemy? - mruknąłem.

- Nie słuchałeś mnie wogóle? - chłopak się zatrzymał i wlepił wzrok w moją osobę.

- Jestem zmęczony. Ciągasz mnie tak bez celu praktycznie cały czas i to jeszcze z samego rana. Zwyczajnie się wyciszyłem.

- Idziemy w magiczne miejsce.

- I to magiczne miejsce to nie jest jakiś opuszczony szpital wypełniony ćpunami, nie?

- A mają taki szpital w okolicy? Nie miałem pojęcia... - zamyślił się.

- Kiedyś przez Ciebie wyląduję w czarnym worku na zwłoki.

- Też w takim skończę. Przeznaczenie. - uśmiechnął się i złapał mnie za rękaw od bluzy, tylko po to by znów zacząć mnie ciągnąć przed siebie.

Przewróciłem jedynie oczami w akcie desperacji i dałem się ciągnąć bez większych oporów. Na twarzy chłpaka promieniał szeroki uśmiech, pozbawiony jakichkolwiek oznak zmęczenia. Czasem zastanawiam się kiedy on wogóle sypia. Z pewnością musi to robić, ale patrząc jak aktywną jest osobą, z nieskończonym pokładem energii, mam tylko wizję jak wypija litry energetyków przed wyjściem z domu. O ile jakikolwiek dom ma. Nie jest mu tam raczej spieszno.

Chłodne powietrze sprawiało, że czułem jak moje zatoki przypominają o sobie. Nie miałem z nimi aż tak dużych problemów, ale w dzieciństwie od zimna często miewałem bóle głowy. Chociaż równie dobrze mogę o to obwinić sam stres, którego nigdy mi nie brakowało.

Chłopak zatrzymał się przy jakimś rowie, po czym przeskoczył na jego drugą stronę, lądując na czworaka w trawie. Westchnąłem cicho i przeszedłem na drugą stronę, zwyczajnie idąc przez zagłębienie rowu. Venti nie czekając jednak na mnie ruszył szybkim krokiem w jedynie sobie znanym kierunku. Jak tak dalej pójdzie to pewnie i tak rozdzielimy się w połowie drogi, a później zacznie się szukanie i nici z 'wycieczki'.

Wyciągnąłem papierosa z kieszeni i zacząłem przeszukiwać swoje ubrania z nadzieją na znalezienie zapalniczki, której jakimś cudem nigdzie nie było. Zrezygnowany zmuszony byłem zwrócić peta do opakowania i ruszyć za brunetem, równie zrezygnowany co wcześniej.

- Masz jakąś zapalniczkę czy coś? - mruknąłem, kiedy udało mi się dogonić, nieco zdyszanego chłopaka.

- Oddam Ci twoją wieczorem.

- Zaraz... Skąd wziąłeś moją zapalniczkę i po co Ci ona? - uniosłem brew, starając się zlokalizować jakąś kieszeń w ubraniu Ventiego.

- Jak po co? Na mojej warcie nie ma palenia. Pierwsza zasada na wycieczkach szkolnych. Bez używek. - uśmiechnął się dumny z siebie.

- Skończyłem już szkołę. Nie mam 10 lat by się przejmować takimi bzdurami.

- Cicho. Teraz patrz. - Venti wyciągnął rękę przed siebie wskazując na coś w oddali.

Udało mi się wypatrzeć spore drzewo na dość pustej polanie. Wyglądało raczej jakby uschło dość dawno temu, jednak na pojedynczych gałęziach dawało się znaleźć pojedyncze liście i nieduże pączki kwiatów. Chłopak zadowolony z siebie rzucił się biegiem w kierunku drzewa, pozostawiając mnie daleko w tyle. Powoli podążyłem za nim, nieco sztywnym krokiem. Atmosfera nie była taka zła, pomijając jak wilgotna była trawa pod nogami. Jak tylko uda mi się wrócić, będę musiał zabrać się za jakieś pranie, bo nogawki od spodni aż się o to proszą. Na domiar złego wygląda na to, że zanosi się na deszcz, jeśli jeszcze akurat trafi się burza, nie będzie za ciekawie.

Venti dobiegł aż do pnia i wyprostował się dumnie, krzycząc coś w moją stronę. Z odległości jednak mało co dało się usłyszeć, więc zwyczajnie puściłem to mimo uszu. Chłopak obszedł drzewo do okoła i gdy w końcu udało mi się zbliżyć, ten jakby rozpłynął się w powietrzu. Powoli kłębiące się w głowie teorie o duchach zostały jednak przerwane przez chwyt nadgarstka i nagłe ściągnięcie mojej osoby w dół. Jak się okazało drzewo było praktycznie puste w środku, a chłopak wygodnie usadowił się we wnętrzu sporej dziupli, do której udało mu się mnie wciągnąć.

- I jak? Fajna kryjówka? - uśmiechnął się, kurcząc bardziej nogi bym mógł się zmieścić.

- Nie pamiętam byś mówił coś o grze w chowanego, tym bardziej, że i tak jesteśmy tu już oboje.

Oparłem głowę na kolanach i wlepiłem swój wzrok w postać chłopaka. Do moich uszu dotarł szum połączony z cichym stukaniem, co jak się okazało było jedynie dźwiękiem deszczu, który jak na zawołanie zaczął lać.

Venti zawiesił wzrok gdzieś w oddali, patrząc jedynie na las, w którym jeszcze przed chwilą mieliśmy okazję przebywać. Zapanowała przez to dość nietypowa atmosfera, kiedy towarzyszyła nam zupełna cisza, oprócz oczywiście samego deszczu. Westchnąłem cicho i oparłem się plecami o cieńką ściankę pnia za sobą. Czy tak właśnie wygląda bycie znajomymi? Chodzenie po różnych miejscach bez większego sensu, spędzanie czasu na głupotach? W zasadzie chyba tak, chociaż nie miałem wiele doświadczeń tego typu. Pomimo tego wszystkiego, udało mi się poczuć dziwny spokój. Trochę jakby problemy ulatywały ze mnie i zwyczajnie odpuszczały.

- Podobam Ci się czy coś, że się we mnie tak wpatrujesz? Zaraz mi dziurę w policzku wypalisz. - Venti spojrzał na mnie, przerywając przy tym ciszę.

- Poprostu o czymś myślałem. - odwróciłem wzrok i spojrzałem na swoje buty, które jak mogłem się spodziewać były w opłakanym stanie.

- Tłumacz się tłumacz, wiem swoje. - uśmiechnął się i ziewnał.

Chłopak oparł głowę na moim ramieniu i przymknął oczy. Przeszedł mnie dreszcz, kiedy oddech chłopaka owiał niespodziewanie skórę na mojej szyi. Westchnąłem cicho i spojrzałem na niego kątem oka. Gdyby nie fakt, że ciągle ma jakieś dziwaczne pomysły i nieustanne gadanie, byłby nawet dość uroczy. Z łatwością znajdzie sobie kogoś, kto dotrzyma mu towarzystwa, którego tak bardzo się domaga.

Po chwili siedzenia w bezruchu i wpatrywaniu się w chłopaka, zorientowałem się, że już od jakiegoś czasu śpi. Dość kiepski moment na sen, patrząc na pogodę ale w deszczu i tak nie mam zamiaru wracać.

Może to i lepiej, przynajmniej przeczekamy ten deszcz bez większych dyskusji. Chociaż kto wie...

Sons de forêt et de piano | Xiaoven Genshin Impact जहाँ कहानियाँ रहती हैं। अभी खोजें