~Parce que les fantômes de la forêt ont aussi des sentiments~

914 104 106
                                    

Minęły dwa dni, dokładnie dwa dni, zanim nie usłyszałem pukania w okno z samego rana. Akurat kiedy udało mi się zasnąć chociaż na chwilę, natarczywe pukanie, musiało doszczetnie zrujnować mój idealny plan wyspania się chociaż raz w życiu. Otworzyłem powoli ociężałe powieki i podniosłem się do siadu, zwracając wzrok w stronę okna. Po drugiej stronie szyby stał uśmiechnięty Venti, który na domiar złego jeszcze mi pomachał. Najzwyczajmniej w świecie o 6 nad ranem. Otworzyłem okno i spojrzałem na niego unosząc brew.

— Czego chcesz? — mruknąłem.

— No wiesz. Tak sobie myślałem, że skoro się zaprzyjaźniliśmy to może pójdzie...

— Nie. — przerwałem mu i zamknąłem okno.

Ułożyłem się wygodnie na łóżku, odwracając się plecami do okna i okrywając szczelnie kołdrą. Przymknąłem oczy, ziewając. Chłopak znów zaczął pukać, więc nakryłem sobie twarz poduszką by zagłuszyć dźwięki z otoczenia. Po chwili nie słyszałem już jakiegokolwiek pukania więc wysunąłem głowę spod poduszki. Westchnąłem cicho.

Usłyszałem dziwny dźwięk skrzypiącego metalu ze strony wyjścia na taras. Szybko zerwałem się do siadu i owiniety w kołdrę, ruszyłem do szyby. Venti po drugiej stronie próbował coś majstrować i otworzyć drzwi. Spojrzał na mnie i uśmiechnął się jakby nic się nie stało.  Otworzyłem drzwi i spojrzałem na niego.

— Możesz mi pozwolić się wyspać? — mruknąłem.

— No weź, nie jest aż tak wcześnie.

— Co jest aż tak ważne by próbować mi wyłamać zamek o 6 nad ranem? — oparłem się o framugę, owijając się szczelniej kołdrą.

— No więc... — chłopak przerwał po chwili zaglądając do wnętrza pokoju — Pianino? Grasz?

Uśmiechnął się szeroko, a oczy zdawały się wręcz błyszczeć z podekscytowania. Wparował mi do mieszkania i zaczął oglądać instrument z każdej możliwej strony. Odwróciłem się przodem do niego, śledząc jego osobę wzrokiem.

— Przyszedłeś o 6 nad ranem, budząc mnie, tylko po to by oglądać moje pianino? — westchnąłem.

— Więc twoje. Czyli grasz. — usiadł przed instrumentem i wlepił wzrok w klawisze — Może mnie nauczysz... Zawsze chcia...

— Nie. A teraz robisz odwrót i wychodzisz.

— Xiao. No chodź. Będzie fajnie. — nabrał powietrza w usta, nadmuchując policzki.

— Tak fajnie, że z tej fajności skończę na dnie jeziora jako karma dla rybek.

— Tu chyba nie ma rybek... — mruknął.

— Akurat tej części zdania nie musiałeś się przyczepić.

Podszedłem w stronę szafy i wycinąłem z niej ubrania. Nawet jeśli nigdzie nie wychodzę, nie ma szans, że znów uda mi się zasnąć, nie mogę już na to niestety liczyć. Oczywiście na obecną chwilę muszę sobie poradzić jedynie z kołdrą, bo jak widać współczesne pokolenie nastolatków nie szanuje prywatności ani przestrzeni osobistej.

— Wiesz gdzie są drzwi. Teraz daj mi się ubrać. — mruknąłem.

— I tylko po to mam wychodzić? — ziewnął i wstał.

— Tylko? — uniosłem brew.

— Nie jestem jakimś zboczeńcem czy coś. Nie zgwałcę Cię przecież.

— Polemizowałbym. — mruknałem cicho.

— Jak to się nazywa jak nieletni by zgwałcił pedo... — zaczął mruczeć pod nosem kierując się w stronę drzwi prowadzących do korytarza.

Sons de forêt et de piano | Xiaoven Genshin Impact Tahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon