4*

128 10 16
                                    

Czerwonowłosy mężczyzna szedł oświetloną migającymi neonami ulicą.W dali słychać było odgłosy jadących aut,które zderzając się z mokrymi taflami kałuż rozpryskiwały  je we wszystkie strony,denerwując przy tym przechodzących obok  pieszych.
Jasne promienie zachodzącego słońca chowały się za wysokimi wieżowcami tak,jakby chciały się przed kimś ukryć.

- Hisoka Morrow!- Słysząc swoje imię,czarodziej obrucił się na pięcie w stronę, z której dochodził głos.

- Cóż się stało,Uvoginie?-Wysoki, umięśniony mężczyzna zrobił krok do przodu.W jego oczach malował się obłęd i czysta nienawiść.

- Miałem cię za wspólnika i brata.Jadłem z tobą przy jednym stole i wspierałem jak tylko mogłem...W czasie kiedy ty beztrosko zabawiałeś się z moją kobietą !-Głos szarowłosego mężczyzny łamał się, lecz jego wzrok  wciąż przeszywał czarodzieja tak, jakby chciał go zamordować.

Czerwonowłosy zaśmiał się,obracając w palcach pojedynczą kartę do gry.

- Wybacz,ale nie sypiam z plebsem.-Mówiąc to jego twarz wykrzywiła się w uśmiechu, który momentami przypominał raczej grymas obrzydzenia. - Chyba musiałeś mnie z kimś pomylić.

Słysząc słowa czarodzieja,wysoki mężczyzna zacisnął pięści i w jednej chwili zaczął biec w jego kierunku.

- ZARAZ ZGINIESZ,TY BEZCZELNY-Jednak szarowłosy nie zdążył dokończyć.W jednej chwili silne ramiona powaliły go na ziemię.

- Powiedz...czy mógłbyś poświęcić swoje życie dla twojej drugiej połówki ?-Zapytał czerwonowłosy,gdy wysoki mężczyzna wstał podpierając się o ścianę budynku.

- Co to za pytanie?!Oczywiście!-W bursztynowym oku czarodzieja zabłysła iskra.

- W takim razie giń.-W jednej chwili gardło szarowłosego przeszyła karta, którą Hisoka do tej pory trzymał w dłoni.Na szarym,brudnym chodniku pojawiły się plamy krwi.Bezwładne ciało mężczyzny upadło,uderzając głową o ziemię.

Czarodziej podszedł do mężczyzny,by wyjąć z jego gardła kartę poplamioną krwią.
-Widzisz?Przez ciebie mój joker się ubrudził.-Mówiąc to ruszył w stronę jednej z ciemnych uliczek Tokyo.

***

Nastał ranek.Śpiewające ptaki za oknem rozbudziły blondyna,który leżał wtulony w ciepłą klatkę piersiową Leorio.Mężczyzna nasłuchiwał spokojnego bicia serca i równomiernego oddechu ciemnowłosego.Ręka Leorio otulała w pasie delikatną sylwetkę blondyna,powodując przy tym przyjemne ciepło w jego sercu.

Nagle Kurapika poczuł jak mężczyzna obok rozbudza się.Ciemnowłosy przysunął głowę w stronę blondyna tak,że prawie stykali się nosami.Zaraz potem otworzył oczy.

- Dzień dobry.-Mówiąc to odsunął się gwałtownie,dając blondynowi przestrzeń.

- Dzień dobry.Jak ci się spało?-Na to pytanie ciemnowłosy zamyślił się.W końcu pierwszy raz,od bardzo dawana udało mu się zasnąć i bez problemu rozbudzić.

- Wyjątkowo dobrze.- Mówiąc to uśmiechnął się promiennie i wstał z łóżka.- Muszę zbierać się do pracy.Poradzisz sobie sam w domu?

- Myślę,że tak.Nie musisz się mną martwić.Dam radę.- Blondyn usiadł na łóżku.Jego przydługa koszula nocna podwinęła się,ukazując delikatne uda,na których widoczne były jeszcze blizny po wypadku.Leorio podszedł do mężczyzny i przesunął kciukiem po jednej,źle wyglądającej ranie.

- Ta jedna blizna wygląda tak,jakbyś ją sobie rozdrapywał.Czy na pewno wszystko dobrze?- Blondyn delikatnie zepchnął rękę mężczyzny z jego uda.Kurapika nie chciał o tym rozmawiać, jednak wiedział,że lekarz nie da mu spokoju.

Twój dotyk/leopikaWhere stories live. Discover now