VII

131 18 5
                                    

Zgodnie z poleceniem Joshua wzięłam szybki prysznic i się przebrałam. Założyłam na siebie najzwyklejsze dżinsy i top. Na to zarzuciłam skórzaną kurtkę i założyłem czarne trampki. Nic wymyślnego. Jednak skłamałabym, gdybym powiedziała, że mam poczucie stylu i umiem wykombinować coś bardziej ambitnego. Poza tym całkiem szczerze nie czułam się dobrze ubrana w jakiś bardziej odznaczający się sposób. Zawsze wybierałam oczywiste ubrania i stonowane kolory. Tak by nikt nie zatrzymał na mnie wzroku przez dłuższy moment.

Wyszłam z pokoju i podeszłam do bruneta, który otworzył przede mną drzwi. Ja wyszłam z mieszkania, a ten ruszył za mną zamykając drzwi na klucz. Razem wsiedliśmy do windy i udaliśmy się do samochodu, którym ruszyliśmy w drogę do sklepu.

— Poszukamy tych mebli, a potem pójdziemy do spożywczaka. Muszę zrobić zakupy, bo w tej lodówce już nic nie ma. — Wyjaśnił, na co skinęłam głową. Miał rację. Lodówka świeciła pustkami podobnie jak szafki w kuchni. — Poza tym i tak muszę tam coś załatwić.

— Mam spytać, czy znowu powiesz, że dowiem się w swoim czasie? — Dopytałam, na co ten posłał mi spojrzenie, które wystarczyłobym poznała odpowiedź. — Jasne. Poczekam. — Mruknęłam, skupiając się na widoku za oknem.

Niby byłam przyzwyczajona, jednak byłam też niecierpliwa. I teraz w mojej głowie rodziło się milion scenariuszy tego, co ten ma do załatwienia. Oczywiście nie musiało to być nic spektakularnego. Jednak ja już stworzyłam kilka wersji tego, co przyjdzie mi przeżyć. Z czego niektóre były tak szalone, że nie powstydziłyby się ich najlepsze filmy akcji. A przynajmniej tak mi się wydawało.

Kiedy dotarliśmy na miejsce, mężczyzna zaparkował i wysiedliśmy z samochodu. Joshua po raz kolejny otworzył mi drzwi. A ja zamiast wejść zatrzymałem się i na niego spojrzałam.

— Zawsze jesteś takim dżentelmenem? — Dopytałam, a ten lekko pchnął moje plecy bym nie stała i nie blokowała wejścia.

— To nie dobre wychowanie. Gdyby ktoś chciał zaatakować, weszłabyś pierwsza. I to ciebie by zranili nie mnie. — Wyjaśnił, na co ja skrzywiłam się lekko. No tak. A czego innego ty się idiotko spodziewałaś? — Hej Megan. — Rzucił, zwracając się do dosyć wysokiej szatynki o latynoskie urodzie.

— Cześć. A ta laska to dla ciebie nie za młoda? — Spytała, wskazując na moją osobę. Widocznie nie planowała poświęcić mi ani chwili. Wolała raczej wdać się w dyskusje z najemnikiem.

— To moja siostrzenica. Jej mama zginęła w wypadku i teraz się nią opiekuje. — Wyjaśnił zresztą bardzo sprytnie. To było znacznie lepsze od prawdy. Której raczej nie mogliśmy nikomu powiedzieć. A jednak logiczne było, że ludzie będą pytać. — Teraz urządzamy jej pokój. Przyjechała wcześniej niż się spodziewałem i jestem kompletnie niegotowy.

— Ou... To moje kondolencje. Jak się czujesz? — Mruknęła, przenosząc na mnie spojrzenie. Zabawne. Kilka sekund wcześniej miała mnie kompletnie gdzieś. A teraz kiedy usłyszała, że jestem sierotą nagle z jakiejś dziwnej ludzkiej przyzwoitości zaczęła się interesować.

— Bywało lepiej. — Rzuciłam nieco od niechcenia, wzruszając ramionami.

— No cóż, zaraz coś Ci wybierzemy. — Stwierdziła, ponownie skupiając się na moim opiekunie. — A co u ciebie?

— No cóż, bywało lepiej. — Powtórzył po mnie, również wzruszając ramionami. — Muszę się opiekować nastolatką. A coś czuję, że nawet teraz nie jestem na to gotowy. Chociaż to i tak lepiej, jak jakimś gówniakiem. — Stwierdził, na co ta parsknęła cichym śmiechem. — Wtedy to nie mam pojęcia czy bym się tego podejmował.

— A ile ona w ogóle ma lat? — Spytała, tak jakby mnie tutaj nie było. Kolejna rzecz, do której byłam na tyle przyzwyczajona, że nie zwróciłam na to uwagi. Jedynie oglądałam meble, koło których przechodziliśmy. I tak nie byłam częścią tej rozmowy. Poza tym lepiej, żeby to Joshua mówił. Bez wątpienia ułożył już całkiem spójną wersję wydarzeń.

LegacyWhere stories live. Discover now