VI

116 18 5
                                    

Otworzyłam oczy, słysząc pukanie do drzwi. Nieco zdziwiona podniosłam się do siadu, odgarniając poplątane włosy z twarzy. Zapewne wyglądałam koszmarnie jak co rano. Jednak teraz się tym nie przejęłam. Zmarszczyłam brwi zdziwiona. Nie byłam przyzwyczajona do tego, że ktoś puka. Zazwyczaj ludzie po prostu wparowywali do mojego pokoju, kompletnie nie szanując mojej prywatności. Jednak widocznie Joshua miał dla niej więcej szacunku.

— Proszę. — Rzuciłam, kiedy przez dłuższą chwilę drzwi się nie otwierały.

Brunet wszedł do pokoju. Miał na sobie przepocony dres co sugerowało, że już dzisiaj trenował. Jego skóra była zaczerwieniona a on widocznie zmęczony. Tylko o której ten człowiek wstaje?

— Dzień dobry. — Rzucił, na co ja jedynie skinęłam głową nie będą w stanie nic z siebie wyrzucić. — Wstań i zrób mi kawę. Czarną bez mleka i cukru. Potem zrób jakieś śniadanie i przynieś mi na górę.

— Jasne. — Mruknęłam lekko. Czułam straszną suchość w gardle, przez którą ciężko mi się mówiło.

Mężczyzna opuścił pokój, zamykając za sobą drzwi. Ja podniosłam się z materaca. Wstałam i od razu udałam się do łazienki. Napiłam się wody z kranu i skorzystałam z toalety. Łazienka była w dużo lepszym stanie niż pokój. Nie była graciarnią no i była ukończona.

Upięłam niedbale włosy i ochlapałam twarz zimną wodą, by nieco się rozbudzić. Wytarłam skórę ręcznikiem i wyszłam z łazienki. Otworzyłam walizkę i ubrałam na siebie szare dresy. Na górę założyłam dużą koszulkę a na stopy skarpetki. Tak wyszłam z pokoju i od razu udałam się do kuchni.

— No i teraz gdzie co jest? — Spytałam samą siebie, otwierając po kolei kilka szafek.

Nastawiłam wodę w elektrycznym czajniku i wróciłam do poszukiwać. Na szczęście szybko znalazłam słoik z kawą. Wsypałam ją do dwóch kubków. Nie bardzo lubiłam jej smak. Jednak jakoś musiałam się rozbudzić.

Moje umiejętności kulinarne wolały o pomstę do nieba. Dlatego zdecydowałam, że szybko zrobię kanapki. Wyjęłam masło z lodówki i położyłam je na blacie. Oczywiście było zmrożone na kamień dlatego musiałem poczekać, by w ogóle moc je rozsmarować. W tym czasie zalałam kawę i znalazłam jeszcze kilka rzeczy na kanapki. W międzyczasie, już wypijając swoją.

Kiedy już udało mi się je umęczyć i kilka zjeść w końcu wzięłam talerz i jeden kubek. Weszłam po schodach na górę, by znaleźć Joshua.

Kiedy pokonałam schody, rozejrzałam się po pomieszczeniu. Górne piętro było jednym wielkim pokojem z wydzieloną jedna niewielką częścią zapewne na łazienkę. Po lewej stronie znajdowała się część sypialniana. Z łóżkiem i kilkoma meblami. Po prawo znajdowała się część biurowa. Z biurkiem i szafką, na której poukładane były dokumenty. Podobnie jak reszta mieszkania wszystko utrzymane było w stonowanej kolorystyce i minimalistycznym wystroju.

— Daj to. — Polecił, wyrywając mnie z zamyślenia. Podeszłam do niego, a ten przesunął kilka rzeczy robiąc miejsce na biurku. Położyłam na nim talerz i podałam mu kubek.

— Co mam teraz zrobić? — Spytałam, chcąc wiedzieć co dalej. Mimo wszystko miałam być pomocą domową i rozumiałam, że oczekuje ode mnie, że będą coś robić.

— Dobrze, że masz na sobie dres. — Oświadczył, na co ja skrzywiłam się lekko nie rozumiejąc, o co chodzi. — Biegaj po schodach w górę i w dół, póki nie powiem inaczej. Mam trochę pracy, ale potem pojedziemy do sklepu. Trzeba w końcu coś wstawić do tego pokoju.

— Po co mam biegać po schodach? — Spytałam nie rozumiejąc, o co chodzi. Joshua nie wydawał się wariatem. Jednak w tej sprawie mogłam się bardzo mylić. — Miałam tu sprzątać nie trenować.

— Po prostu zrób, o co cię proszę Dan. — Poprosił, na co ja skinęłam głową. Stwierdziłam, że nie ma potrzeby się stawiać. A lepiej cieszyć się tym, że nie każe mi robić czegoś bardziej niekomfortowego.

Podeszłam do schodów i zaczęłam biegać w górę i w dół zgodnie z poleceniem. Moja kondycja nie była aż tak tragiczna. Głównie dlatego, że latami uciekałam przed braćmi. Kiedy tym im się nudziło, często delikatnie mówiąc mi dokuczali. A ja jedyne co mogłam to przed nimi uciekać. Co zbudowało u mnie nieco lepszą kondycję.

— Zjadłaś śniadanie? — Spytał nagle, kiedy po raz kolejny dobiegłam na górę. Już na tym etapie czułam, jak zaczynam się cała pocić.

— Tak. — Zapewniłam, rzucając to gdzieś między głębszymi oddechami. Nie rozumiałam, skąd wzięło się to pytanie. Jednak jakoś szczególnie nie miałam ochoty się nad tym zagłębiać. — Od kiedy zabójcy robią tyle papierkowej roboty? — Spytałam, biorąc kolejny głębszy wdech.

— Chodź tutaj. — Polecił a ja na nic nie czekając, do niego podeszłam. Starałam się brać dosyć płytkie wdechy, by ukryć to, że o mało nie wyplułam płuc. Może jednak moja kondycja wcale nie była taka dobra. — Ugnij się na kolanach i połóż na nich dłonie. Bierz głębokie wdechy ustami i wypuszczaj powietrze nosem. — Polecił, a ja zrobiłam co mi kazał. Byłam dobra w wykonywaniu poleceń. — Lepiej? — Spytał po chwili.

— Tak. — Zapewniłam, stając koło niego.

— Wszystko trzeba dobrze dokumentować. Każde wykonane zadanie, bo to twoja wizytówka. Karta przetargowa i wszystko, co masz. — Wyjaśnił, przeglądając jakieś papiery. — Poza tym musisz dobrze wybierać zlecenia, by sama siebie nie udupić. I przy okazji wykonywać zadania, które już przyjąłaś. W byciu najemnikiem nie wystarczy przyjąć zadania chwycić karabin iść i zabić. Trzeba szukać. Wybierać dobre miejsca do wykonania zadania. To bardziej skomplikowane niż się wydaje.

— Masz go zabić? — Spytałam, pokazując zdjęcia przypięte do tablicy korkowej. Wokół niego przypięte były różne bardziej i mnie wyostrzone zdjęcia z kamer monitoringu i innych źródeł. Jakieś artykuły i inne rzeczy, które pewnie były dowodami czy tam poszlakami.

— Znaleźć. To syn jednego z szefów mafii. Pierworodny. Zwiał porzucając rodzinę, czym wkurzył tatuśka. — Wyjaśnił, na co skinęłam głową.

Czułam się przy nim wyjątkowo swobodnie i powoli testowałam granice tego, co przy nim mogę. Tak bym wiedziała na ile mogę sobie pozwolić. To pomagało mi się odnaleźć w nowej sytuacji. I przy okazji jakoś nakreślało mi obraz tego, w jakim kierunku zmierzała nasza relacja.

— Rozumiem, że szybko go znajdziesz. Przyprowadzisz po ciuchu. On go zabije lub wmówi ludziom, że go porwano by chronić swój honor? — Dopytałam, przenosząc na niego spojrzenie.

— Dobrze znasz zasady tej gry. — Zauwżył, na co wzruszyłam ramionami. Wychowałam się, będąc częścią tej rozgrywki. I chociaż robili ze mnie idiotkę, to ja poznałam pewne zasady. Mimo wszystko byłam częścią tego świata i jak bardzo by tego nie chcieli, nie mogli w pełni mnie z niego wykluczyć. — Idź się umyj i pojedziemy do tego sklepu. I tak muszę coś załatwić.

— Jasne. — Rzuciłam, ruszając na dół.

I wtedy jeszcze nie przypuszczałam, że wszystko tak się skomplikuje.

LegacyDove le storie prendono vita. Scoprilo ora