Rozdział 1

872 27 6
                                    

Usiadłam na brzegu łóżka. Była dziewiąta rano. Najwyższa pora wstać. Byłam szczęśliwa, że w końcu nadeszła sobota. Cały tydzień ciężko pracowałam nad testami w szkole. Jestem usatysfakcjonowana, więc najwyższa pora odpocząć. Czym dla mnie jest odpoczynek? Kocham rysować, pisać i chodzić do parku w pobliżu mojego domu. Gdyby ktoś chciał się mnie zapytać, co chcę robić w przyszłości, odpowiedziałabym, że chcę zostać znaną pisarką, albo chociaż artystką jakiegoś pokroju.

Zeszłam na dół. W kuchni nikogo nie zastałam. Pewnie mama poszła już do pracy. Mieszkam tylko z nią. Mam jeszcze brata, który niestety rozpoczął już studia na najlepszym uniwersytecie w Wielkiej Brytanii. Emre od zawsze miał wielkie aspiracje. Zawsze chciał być najlepszy i mu się to udawało. Mam z bratem bardzo dobre kontakty. On nie jest typowym rodzeństwem. Jest opiekuńczy i kochający, ale jest przede wszystkim moim najlepszym przyjacielem. Nie mam wielu przyjaciół. Nie jestem z tego powodu smutna czy zła. Od zawsze ceniłam sobie samotność. To ona najbardziej kształtuje naszą osobowość.

Zjadłam śniadanie, po czym spakowałam to mojego żółtego plecaka kredki, ołówki i czyste, białe kartki. Zarzuciłam na ramiona białe futerko i wyszłam z domu.

Ludzie wiele razy mówili mi, że dziwnie wyglądam. Nigdy jednak nie interesowała mnie ich opinia. Zawsze miałam swoje, wyodrębnione zdanie, którego się trzymałam. Odstawałam trochę od moich równieśników. Nie było to jednak złe. Kocham eksperymentować ze swoim wyglądem. Wszelkie zmiany są przeze mnie akceptowane. Uwielbiam farbować swoje włosy na różne, często pastelowe, odcienie. Obecnie mam jasno różowe włosy, które idealnie odzwierciedlają mój charakter i moją duszę.

Po kilkunastu minutach doszłam do mojego ulubionego miejsca w Brighton. Co najbardziej lubię w tym miejscu? Spokój. Ciszę. Śpiew ptaków. Wszystko tutaj jest magiczne. To takie moje prywatne królestwo. Brytyjczycy na ogół nie preferują życia w samotności, a ja chyba w takim razie jestem wyjątkiem.

Usiadłam na ściętym pniu drzewa i wyciągnęłam z torby kredki i ołówek. Zaczęłam szkicować. Zawsze najbardziej lubiłam rysować drzewa i zwierzęta. W dzieciństwie chodziłam z mamą i bratem do Muzeum Historii Naturalnej i rysowałam dinozaury. Już wtedy pokazał się mój talent.

Na mojej kartce powoli pojawiały się kontury wróbla, który cierpliwie siedział na gałęzi jednego z drzew, jakby wiedział, że dla mnie pozuje. Po niecałych trzydziestu minutach mój rysunek był w pełni gotowy. Uśmiechnęłam się sama do siebie. Podniosłam głowę do góry. Ptaka jednak już tam nie było. Przynajmniej udało mi się skończyć moje dzieło.

Na popołudnie umówiłam się z moimi najlepszymi przyjaciółmi- Tylerem i Cameronem. Tyler jest bardzo podobny do mnie. Zmienia kolor włosów tak często, jak robię to ja. Chłopak ma dużo przyjaciół, ale w tym całym natłoku zajęć oczywiście znajduje czas dla mnie. Z Tylerem znamy się od siedmiu lat. On świetnie mnie rozumie. Natomiast Cameron? On jest typowym outsiderem. Nie lubi ludzi. Tak przynajmniej twierdzi. Nie jestem jednak do końca pewna, co do jego uczuć. Cameron kilka lat temu przeszedł załamanie nerwowe, ponieważ jego rodzice zginęli w tragicznym wypadku. Chłopak po tym wszystkim zamknął się w sobie. Od tego czasu stał mi się bardzo bliski. Cam jest delikatny i zawsze muszę na to uważać. Łatwo go urazić. Jest w nim jednak nuta tajemniczości. Zawsze chciałam odkryć tę tajemnicę. Będę musiała jeszcze jakiś czas poczekać. Jest jeszcze jedna bardzo ważna rzecz dotycząca tego człowieka. Cameron mi się podoba. Nie potrafię pozbyć się uczucia, jakim go darzę. Znam go od czterech lat, jednak zawsze był dla mnie tylko przyjacielem. Do czasu. Rok temu poszłam z nim na taką jakby randkę. Wtedy oboje się sobie nawzajem zwierzaliśmy. To były magiczne chwile.

Spojrzałam na tarczę zegarka, który nosiłam na lewym nadgarstku. Wskazywał godzinę dwunastą. Nie spieszyłam się. Z chłopakami byłam umówiona dopiero na szesnastą. Wstałam i spakowałam do torby wszystkie moje przybory. Zarzuciłam plecak na ramię i ruszyłam przed siebie. Szłam powolnym krokiem. Podziwiałam piękno natury. Tak naprawdę, pokochałam bardziej otaczający mnie świat przez jedno wydarzenie. Pewnej nocy przyśniło mi się coś dziwnego. Nie było to normalne. To było... ponadczasowe. Snu dokładnie nie pamiętam. W mojej głowie rysują się tylko pewne zarysy. Śnił mi się inny świat. Był on zniszczony. Wszystkie budynki płonęły. Świat zaczął znikać. Nadchodził koniec. Jednym ratunkiem, odskocznią, była natura i niebo, w które się spojrzałam. Podczas, gdy ogień pokrywał wszystko, co zbudowane było przez człowieka, jedynie ptaki, które przyleciały, pokazywały piękno, które naprawdę jest ważne.

Zatrzymałam się na pomoście. Patrzyłam się na rzekę, która płynęła powoli i spokojnie. Po kilku minutach ruszyłam dalej. Szłam ścieżkami, które wydeptałam ja, podczas tych kilku lat, od których tu przychodzę. To moja prywatna oaza. Zupełnie niespodziewanie zza drzewa wyszedł człowiek, którego widziałam tutaj pierwszy raz. Zmarszczyłam brwi, patrząc się na niego niepewnie.

-Cześć.- powiedział, patrząc mi się prosto w oczy. Brunet stał kilka metrów ode mnie. Ubrany był w czarne, opinające nogi jeansy i biało- czarną bluzę w paski.

-Witaj.- odpowiedziałam nieznajomemu, który wpatrywał się we mnie, niczym w piękny, rzadki obraz w muzeum.

-Tak właściwie, to zgubiłem się tutaj. Przyszedłem na spacer, a utknąłem między tymi drzewami.- rzekł, lekko się do mnie uśmiechając. Brunet podszedł bliżej mnie i podał mi rękę.- Jestem Nathan.

-Becca. Miło mi cię poznać, Nath.- powiedziałam. Chłopak się zaśmiał.- Jeśli tylko mogę tak cię nazywać...

-Oczywiście, że tak. To całkiem przyjemne.- odparł. Uśmiech nie znikał z jego twarzy.

-Przyszedłeś tutaj, nie znając w ogóle terenu?- spytałam. Chciałam tylko oderwać się od myśli o Nathanie. Był piękny. Elegancki, spokojny. Ideał.

-Właściwie, to tak. Lubię nieznane.

-Niech zgadnę. Mam cię stąd wyprowadzić, tak?- zadałam mu kolejne pytanie. Nath nieporadnie pokiwał głową.

-Byłoby mi bardzo miło. Jesteś moją ostatnią deską ratunku.- rzekł. Pokiwałam twierdząco głową i odwróciłam się plecami do bruneta. Chłopak szedł posłusznie za mną przez jakiś czas, jednak niedługo potem mnie wyprzedził.

-Lubisz tutaj przychodzić?- spytał.

-To moje ulubione miejsce. Uwielbiam tutejszy spokój.- powiedziałam.

-Ja też nie jestem duszą towarzystwa, uwierz mi.

-Nigdy cię nie widziałam w Brighton.- rzekłam. Byłam ciekawa wielu rzeczy o chłopaku.

-Mieszkam tutaj od dwóch miesięcy. Skończyłem szkołę i przeprowadziłem się tutaj. Chcę tu studiować, ale na razie robię sobie rok przerwy od nauki.

-To tak samo jak ja. Może nawet będziemy studiować to samo. Myślałeś już, co chcesz robić?- zadałam mu pytanie.

-Szczerze? Nie. Jestem wolnym strzelcem. Nie lubię wybiegać w przyszłość. Liczy się tylko to, co dzieje się teraz.- powiedział. Po kilku minutach byliśmy już na obrzeżach lasku. Nie ukrywam, zasmuciło mnie to. Nathan zaimponował mi i poniekąd mnie zaintrygował.

-Może chcesz do mnie wpaść? Mieszkam kilka przecznic stąd.- rzekł, uśmiechając się do mnie. Tak, mogłam się tego spodziewać. W mojej głowie malowały się wszystkie "za" i "przeciw". Wygrały jednak "za".

-W porządku.- odparłam. Po chwili byliśmy pod domem bruneta.


Heaven & Nature ➳  Nathan SykesWhere stories live. Discover now