Dziewięć

1.6K 173 19
                                    

BURZA 

Po moim ostatnim spotkaniu z Adą w Buenos okazało się, że znają ją wszyscy, z wyjątkiem mnie. Nawet cholerni pracownicy wiedzieli, kim jest Ada, bo ponoć pracowała w branży, w restauracji z włoską kuchnią, położonej nieopodal naszej spelunki.

Nie chciałem tak bezpośrednio wpraszać się na jej teren, więc zadziałałem pod przykrywką i umówiłem się w jej miejscu pracy na spotkanie ze swoim adwokatem.

Pazzo oznacza po włosku "szaleństwo". Wygooglowałem to. Sprawdziłem wszystko, kierując się tym, jak postąpiłaby Ada. W sumie byłem też po prostu ciekawy, z jakim miejscem była związana. No i chciałem może trochę przypominać inteligenta. W normalnych warunkach po prostu bym tu wszedł i miał wszystko w dupie, ale z jakiegoś powodu, chciałem tym razem nie przedstawiać się jako totalny cham bez krzty ogłady. 

Maks jak zwykle był tuż po spotkaniu z innym klientem, miał na sobie świetnie skrojony garnitur od Brioni, taki z wyższej półki, w który wchodził dosłownie jak w masło. Wyglądał jak totalna szycha. Miał ciemne blond włosy,  starannie ogoloną twarz, skórę jakby lekko opaloną i parę najbardziej złotych piwnych oczu, jakie w życiu widziałem. Chłop ogólnie wyglądał jak chodząca sztabka złota. Ubrany był cały na czarno – koszula i ten garniak, wszystko w kolorze smoły, a także eleganckie buty. Naprawdę rzadko go widywałem w czymś innym, niż ciuszki pierwszej klasy. Poznaliśmy się już w momencie, gdy kończył aplikację prawniczą i nawet wtedy nie stronił od drogich, schludnych rzeczy materialnych.

Żeby nie wyglądać przy nim jak wieśniak, też ubrałem koszulę, też była czarna, ale miałem wrażenie, że i tak wyglądam jakoś ubogo. Rękawy podwinąłem do łokci, założyłem zegarek na brązowym skórzanym pasku i ciemnoszare jeansy. To taka trochę lepsza wersja mnie, kiedy się postaram. 

W restauracji było tłoczno. Kilka stolików, które świeciły pustkami, przyozdobiono prostą miedzianą plakietką "rezerwacja". 

Wnętrze było takie całkiem przyjemne, choć przewidywalne. Nie znałem się jakoś specjalnie na trendach w aranżacjach, ale bywałem od czasu do czasu w restauracjach i wszystkie wyglądały jakoś podobnie. Ta też. Dużo czerni i drewna, betonowy, antypoślizgowy gres na podłodze i gdzieniegdzie na ścianach. Sekcja barowa była świetnie wyposażona, ściana licznych alkoholi błyszczała za dwójką barmanów, uwijających się niczym mrówki nad koktajlami. Kelnerzy i kelnerki również byli ubrani na czarno w przylegające do ciała bluzki z logo restauracji. 

Oczywiście, że chciałem, by obsłużyła nas właśnie Ada. Byłoby zabawnie. 

– Co mogę podać? – Głos wysokiego, dobrze zbudowanego kelnera był uprzejmy i wyważony. 

Zamówiliśmy coś do jedzenia, ja skusiłem się na włoską pizzę i nie było to żadnym zaskoczeniem, ale Maks zamówił to samo tylko w innej wersji i tym trochę zbił mnie z pantałyku. Spodziewałem się po nim małż świętego Jakuba albo innej ośmiornicy. Nigdy chyba jeszcze nie jadłem z nim w żadnej knajpie. Z każdą chwilą naszego spotkania, gdy rozmawialiśmy o życiu i pierdołach, coraz bardziej się rozluźniał, jakby wychodził ze swojej roli. Po dwudziestu pięciu minutach, gdy sączył gin z tonikiem, nawet rozpiął marynarkę i dwa górne guziki koszuli, po czym usiadł wygodniej na krześle. 

– Co się tak ciągle rozglądasz? – rzucił rozbawiony, uśmiechając się kącikiem ust. 

– Znajoma tutaj pracuje – odparłem wymijająco. – I tak zerkam, czy może jest w robocie. 

– Mhm. – Maks potaknął, a pizze pojawiły się na stole. 

– Mogę prosić jeszcze jedno bezalkoholowe? – spytałem kelnera, a ten zerknął na mnie, jakbym trochę go zaskoczył, ale skinął głową. 

Burza (Synowie Chaosu #1) [+18]Where stories live. Discover now