8. Druga strona róży.

Start from the beginning
                                    

Potrząsnąłem głową, wyrzucając z niej głos Madison. Myliła się. On po prostu nie zdążył. Aurora nie zdążyła. Oboje nie zdążyli się naprawić na czas. On za późno zrozumiał co czuł, a ona za późno zrozumiała, że to ją niszczy. To były właśnie konsekwencje spalania się. Ale może tego też nie zauważyli? Ogień jest ciepły i bardzo łatwo się nim sparzyć. A oni byli w siebie zbyt zapatrzeni, aby to dostrzec.

— WILLIAM, TY PIERDOLONA KURWO NATYCHMIAST MNIE...

Wziąłem mocny zamach, celując prosto w jego twarz. Poczułem ból pięści dopiero po chwili. Najpierw pojawiło się obrzydzenie do samego siebie i panika.

— Kurwa mać...— westchnął Miller, zabierając dłonie z klatki piersiowej nieprzytomnego Rivera.— Piękny cios. Robisz się w tym coraz lepszy...

Opadłem do tyłu, podpierając się dłońmi przed upadkiem i starając się złapać oddech. Skupiłem swoje rozbiegane spojrzenie na zakrwawionym nosie nieprzytomnego Rivera, leżącego na podłodze obok i starałem się jakoś przestać trząść.

— Jest z nim coraz gorzej...

Zerknąłem do góry, widząc nad sobą twarz Madison. Stała nad nami niczym jakaś bogini cierpienia. Nie płakała, nie krzyczała, nie dramatyzowała. Wyglądała jakby była przyzwyczajona do cierpienia, a każdy rodzaj brutalności nie był jej obcy. Mogłoby się wydawać, że jest nie czuła, albo obojętna, ale ja widziałem współczucie i brak pomysłów w jej głowie. Madison nigdy nie lubiła Rivera. Właściwie go nie cierpiała. Według niej tylko cały czas ranił Aurorę, na której z niewiadomego dla mnie powodu Cliffton bardzo zależało. O Aurorze można było powiedzieć wiele. Była śliczna. Bardzo kochana, czasem głupiutka, ale i pełna współczucia. Była dobrą osobą. Ale Madison widziała w niej od zawsze więcej. Pamiętam naszą każdą rozmowę na jej temat. Pamiętam jej strach o utratę jej. Nie wiem, czy rudowłosej zależało na Laurze, aż tak mocno jak na Kenvetch. Kiedyś mówiła, że zobaczyła w Ari coś, czego nie widziała nigdy w żadnej osobie dotąd. Zobaczyła czystość. To było prawdopodobne. Sam to w niej widziałem. Była jak wodospad krystalicznie czystej wody. Tylko, że według Madison, my widzieliśmy w tym piękno. A River okazję do zanieczyszczenia źródła.

— A czego się kurwa spodziewałaś?— zapytałem przez zęby, oblewając ją spojrzeniem pełnym urazy. Nie chciałem tego, ale nie umiałem kryć się z żalem. Zniszczyli się. Ale to ona nie pozwoliła im się odbudować. Westchnąłem ciężko, przykładając dłoń do kości nosowej i starając się jakoś uspokoić tętno.— A co u niej?

— Mija jej pierwszy miesiąc w klinice. Nie najlepiej, musi przywyknąć...— powiedziała, marszcząc brwi, a jej głos nie brzmiał tak pewnie jak zwykle. Zerknąłem w zielone tęczówki, skupione na nieprzytomnej, zakrwawionej twarzy Rivera, widząc w nich ogrom żalu i wyczerpania. Ogrom współczucia. Jej cichy głos rozniósł się po pomieszczeniu, a drżąca krtań nie mogła przestać się zaciskać.— Zobaczysz, zapomną... Za dwa miesiące. Daję im dwa miesiące... Wszystko będzie dobrze, William.

Obrysowałem palcem wskazującym szyjkę butelki ze swoim piwem, po czym zerknąłem przed siebie, mocno marszcząc brwi.

— Wróciła do pracy. Dzwonił do mnie Harry. Mówi, że kogoś poznała. Chłopaka. Chyba się polubili.— jej włosy mocno się iskrzyły w grudniowym słońcu, wpadającym przez okna 7Witches do środka lokalu. Madison była ładna. Bardzo.— Rozmawiali prawie półtorej godziny! Rozumiesz, Laura?! Półtorej godziny! I to z chłopakiem!

Ari nigdy nikomu z nas tego nie powiedziała, ale nie lubiła chłopców. Sama zapewne nawet o tym nie wiedziała. Widział to każdy, kto tylko na nią spojrzał. Unikała ich, nawet nie zaszczycając spojrzeniem. Nas chyba akceptowała. Mnie, Jack'a, Mike'a, Charlie'go... Ale przy kimś obcym zawsze się bała. Spuszczała wzrok, spinała ramiona i zamykała się w sobie. Ale miała takie dni, kiedy decydowała się na kogoś zerknąć. Na wysokich chłopców o brązowych włosach. Na czarne auta i na ich palących papierosy właścicieli. A potem zwykle zaczynała płakać. Tak od razu. Bez powodu. Często patrzyła się w przestrzeń, jakby była gdzieś bardzo daleko. Gdzieś daleko, albo gdzieś bardzo dawno.

Fire in the Silence Where stories live. Discover now