7. Chłód bólu.

3.8K 169 468
                                    

Kiedy nie wiemy kogo nienawidzić, nienawidzimy samych siebie. Świata. Wszystkiego. Szukamy tak naprawdę czegokolwiek. Byle tylko poczuć zawiść. Nie wiedziałam dlaczego czułam to akurat do niego. Ale w końcu, czy przeciwieństwem miłości, nie jest nienawiść?

I to właśnie on mi pokazał jak bardzo byłam w błędzie. Bo przeciwieństwem miłości od zawsze była chłodna obojętność.

I to bolało zdecydowanie bardziej.

***

— I wtedy właśnie zadźgałem tego skurwiela. Wiesz, dostał trzy razy między żebra i chyba dwa razy udało trafić mi się w płuco. Nie żebym się chwalił...— powiedział jakiś brudny, śmierdzący i zarośnięty pan, plącząc się w kajdankach obok mnie.— A ty za co tu siedzisz?

— Zostałam zgwałcona.— powiedziałam, obserwując tych wszystkich funkcjonariuszy, którzy biegali to w jedną, to w drugą stronę. Pomachałam swoimi nogami to do przodu, to do tyłu i westchnęłam, posyłając radosny uśmiech bezdomnemu panu.

— Fajnie...— mruknął, odsuwając się ode mnie delikatnie i uważnie skanując przy tym moje ciało z niepewnością.— Wracając; mówiłem tym jebańcą, że zrobiłem chujowi przysługę... Ślepy Joe był naprawdę ogromnym skurwielem... Nie jeden byłby w stanie go powalić, a to jednak mi się udało, bo...

— Masz ochotę na gorącą czekoladę?— spytałam, mrużąc oczy, gdy dostrzegłam pewien automat stojący w rogu pomieszczenia.

— A masz coś mocniejszego?— spytał pan bezdomny w podartych, brudnych i naprawdę okropnie cuchnących ubraniach.

— Nie.— stwierdziłam krótko, wciąż machając w powietrzu nogami i nie zdejmując spojrzenia z automatu.

— To może być.

Uśmiechnęłam się delikatnie i wstałam na równe nogi, ale natychmiastowo upadłam z powrotem na ławkę, bo jedna z moich dłoni była przypięta do jej metalowej części. Mruknęłam pod nosem i rozejrzałam się po pomieszczeniu, szukając gdzieś jakiegoś wolnego funkcjonariusza. Dostrzegłam jednego naprzeciwko nas. Opierał się o białe, duże i zabudowane biurko kolegi i śmiał się z jego żartu.

— Przepraszam pana...— powiedziałam, na co jego spojrzenie od razu się zmieniło z roześmianego, na pełne irytacji i złości. Mężczyzna po chwili odwrócił się do kolegi i coś mu powiedział.— Panie policjancieee... Halooo... Panie... Policjancie?

— No co?! Co?! Czego znowu chcesz?!— spytał w końcu mężczyzna, którego już dobrze ale jednak chyba kojarzyłam. Może to ten sam, którego spytałam czy mają tu łazienkę? I po ile są tu obiady... No i czy może włączyć klimatyzację... A no i jeszcze czy lubi pomarańcze.

— Mógłby pan mnie na chwilkę rozpiąć?— spytałam, uśmiechając się do niego sympatycznie.— Ja i mój przyjaciel... — mocno zmarszczyłam brwi i spojrzałam na pana bezdomnego, siedzącego obok mnie. Wyglądał jakby nie lubił mojego drugiego przyjaciela, czyli pana policjanta.— Jak właściwie się nazywasz?

— Manuel.— warknął, nie spuszczając wściekłego spojrzenia z funkcjonariusza na choćby sekundę.

— Ouuu, hiszpańskie?— spytałam zachwycona, żywo zwracając się w jego stronę.— Mój przyjaciel, Charlie pracował w Hiszpanii przez pewien czas. To prawda, że macie tam pełno żmij, jeździcie konno i zajmujecie się kowalstwem?

— Mówisz o Texasie?— spytał nieco zdziwiony.

— Nie, mówiłam przecież, że chodzi mi o Argentynę...— zaśmiałam się i machnęłam na niego dłonią, zwracając się ponownie do Pana policjanta.— Ach ci Brazylijczycy... Rozumie pan...

Fire in the Silence Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz