XII

563 41 105
                                    

Zima nadeszła bardzo gwałtownie, bo w połowie listopada. Już na początku grudnia śniegu było po pas i trzeba było odśnieżać parę razy dziennie. 

Siedziałem właśnie w swoim biurze i planowałem najbliższe odebranie broni. Zapowiadało się to cięższe niż wcześniej, bo trudno było szybko odebrać ładunek i nie dać się złapać przy takim śniegu. Od razu wykreśliłem z planu Janka. Dobrze wiedziałem, że może mu się to nie spodobać. 

Gdy skreślałem nazwisko chłopaka z kartki, właśnie wszedł. 

- Chodź już spać Zosiu - zamknął drzwi i podszedł do biurka - Już po 24. 

- Za chwilę. Potem przyjdę. Nie mam czasu - sortowałem jakieś papiery. 

- A ty jak zwykle - westchnął - "Nie mam czasu, nie mam czasu, nie mam czasu" - zaczął naśladować mój głos. 

- Wcale tak nie mówię - zaśmiałem się. 

- Wcale - przewrócił oczami - Czy ty widzisz o co ja się ostatnio staram? 

Otworzyłem szeroko oczy i spojrzałem na chłopaka. Powoli pokręciłem głową na "nie". 

- Zawsze, ale to zawsze gdy chce dostać buziaka, albo się przytulić to ty nic nie reagujesz! Nic, a nic! 

Czy ja dobrze słyszę? Starałem się nie śmiać i oparłem swoją brodę o rękę. 

- Janeczku...ale ty tak robisz gdy jesteśmy przy Olku - zacząłem się śmiać. 

- Co...nie...nieprawda - spuścił wzrok - A co do Aleksandra, to czemu on dalej u nas mieszka? 

- Bo nie ma domu. Miałem go wyrzucić? Nie bądź już takim zazdrośnikiem. 

- W sumie to tak...mogłeś go wyrzucić. 

- Janek - powiedziałem już poważnym tonem. 

- Dobra, dobra. Już się tak nie gniewaj. 

Rudy usiadł na moich kolanach, tyłem do mnie. 

- Co tam robisz? - zaczął przeglądać papiery. 

- Nic takiego - przytuliłem go od tyłu i zacząłem całować go po szyi. 

Chłopak cicho zaczął mruczeć, ale po chwili obrócił się przodem do mnie. 

- No powiedz - powiedział błagalnie. 

- Przygotowuje batalion do odebrania broni, już pojutrze przyjeżdża amunicja. 

- To czemu nic nie mówisz! 

- Bo ty nie jedziesz Rudy. Jest tyle śniegu i jeszcze trudno przez niego się przedostać. Coś ci się stanie i koniec. Musisz to zrozumieć - pocałowałem go w policzek. 

- No Zosiuuuuuu - bawił się moimi włosami z tyłu głowy. 

- Nie zosiuj mi tu. Po prostu się martwię - powiedziałem matczynym głosem. 

- A co za to będę miał? 

- Co tylko zechcesz - zaśmiałem się. 

Po chwili Janek zawadiacko się uśmiechnął. Dał mi buziaka w usta i zszedł ze mnie. 

- Jeszcze pomyślę - puścił mi oczko - A teraz chodź spać i nie ma, że nie - wziął moją rękę. 

- Już idę. 

Poszliśmy do sypialni i wtuleni w siebie, szybko zasnęliśmy. 

                                                                      ***

I Love You So //RośkaWhere stories live. Discover now