Kawa

10 2 0
                                    

William podpisał kolejny dokument i z ulgą rzucił pióro na biurko. Od tej całej papierologii dostawał migreny, a i tak większość uzupełniali za niego odpowiedni ludzie, on tylko kontrolował i podpisywał. Wyszedł z gabinetu rozkoszując się ciszą, było jeszcze wcześnie, szczeniaki smacznie spały, jak zresztą większość stada. Mężczyzna od zawsze był rannym ptaszkiem, ale odkąd problemy ze snem zaczęły się pogłębiać, wstawał już o świcie. Zaparzył kawę i wyszedł przed dom, usiadł na schodach tarasu i nie robił nic konkretnego. To miała być chwila dla niego, nie zdążył jednak się napić a zobaczył zbliżającego się do niego Nathaniela. Blondyn usiadł bez słowa obok, tak, że stykali się biodrami i kolanami. Nie chciał przerywać ciszy poranka, wiedział jednak, że musi zdać raport. Przyjął podany kubek i upił łyk. Skrzywił się, nie lubił czarnej kawy.

- Nie wiedziałem, że już wróciłeś. Zrobiłbym ci z kawę z mlekiem - powiedział cicho ciemnowłosy i odebrał kubek. 

- Nie szkodzi, Jake prowadził, więc chwilę się zdrzemnąłem, nie jest źle. - przerwał na chwilę, a gdy William nic nie powiedział, kontynuował - To był kolejny ślepy zaułek, może nie całkowicie, bo znaleźliśmy kilka informacji, ale to bardziej plotki niż fakty, zero dowodów, wszędzie "chyba", "podobno" i "tak słyszałem". Jedyna informacja, która się powtarzała, to pogłoski o miejscu, w którym przetrzymują wilkołaki. Jakiś wariat łapie i przeprowadza badania na zmiennokształtnych. Biorąc jednak pod uwagę to, że opowiadały to nawet dzieci, to brzmi to trochę jak bajka nie inna od historii doktora Frankensteina. W okolicy nie zamieszkiwał żaden wilkołak, w ostatnim czasie żaden nawet tamtędy nie przejeżdżał. Nie mówiąc już o budynku, w którym miałby ktoś przeprowadzać te eksperymenty, brak poszlak.

- Tak przypuszczałem, mimo to, dobrze, że to sprawdziliśmy. Może dzięki temu będę spał spokojniej.

- Coś konkretnego ci się śniło?

- Od ostatniej pełni nie, ale często się budzę. Czuję napięcie i niepokój. Nie wysypiam się.

Nathaniel przymknął oczy nasłuchując czy w pobliżu na pewno nikt się nie kręci.

Co powiesz na wspólną drzemkę? Zazwyczaj pomaga jak jestem blisko.

- Później. Szczeniaki się budzą, nie chcę żeby wparowały nam do sypialni.  Ale później koniecznie.

Przekazywanie myśli było czymś niezwykle intymnym i wyjątkowym, przekazywało się wtedy nie tylko słowa, ale też uczucia i intencje.

Zgodnie ze słowami Willa, kilka minut później rzuciły się na nich szczeniaki wesoło merdając ogonami. Ciemnowłosy warknął cicho i czekał, aż wszyscy ustawią się w równym rzędzie. Uwielbiał ich, choć sam nie miał dzieci i nie planował, wszak do tego potrzebna była partnerka, szczenięta były nieodłączną częścią stada, jego radością. Jako alfa musiał jednak wyznaczać pewne zasady i pilnować dyscypliny. Przemienił się w wilka i ruszył przed siebie, a gromadka pobiegła za nim. Planował zrobić trzy okrążenia wokół terenu, po pierwszym odpadła znaczna część grupy. Gdy zaczynał ostatnie okrążenie została z nim tyko dziesięcioletnia wilczyca, Julie. Marzeniem dziewczynki było zostanie najsilniejszym wilkiem i za cel postawiła sobie trenowanie tak dużo jak on. Była jednak za młoda by dorównać jemu, pod każdym względem, był conajmniej cztery razy większy, starszy i silniejszy. Nikt ze stada nie mógł się z nim równać. Czuł, że dziewczynce kończą się siły, ale wyraźnie czuł jej determinację. Postanowił delikatnie zwolnić, bardzo stopniowo, tak aby nie zauważyła. Kiedyś popełnił ten błąd i zmienił tempo z sekundy na sekundę, obraziła się, a potem chcąc mu udowodnić, że dałaby radę, próbowała przebiec dodatkowe okrążenie, co skończyło się wizytą u lekarza i suszeniem mu głowy przez  prawie wszystkie wilczyce. Jak mógł nie dopilnować jej bezpieczeństwa? Powtarzały mu to przez trzy dni na każdym kroku. 

Tym razem Julie jednak nie zwróciła uwagi na zmianę tempa. Na koniec opadła zziajana na trawę, ciężko łapała powietrze. William zmienił się z powrotem w człowieka i obserwował dziewczynkę. Była strasznie chuda.

- Idę zjeść śniadanie, dołączysz? 

Julie pokręciła tylko głową.

- Jak wolisz, ale radzę ci jeść. Jedzenie daje siłę i energię. Jest jak... ładowarka, nie zapominasz ładować swojego telefonu, prawda?

- Nie alfo.

- To nie zapominaj o ładowaniu siebie samej. Jasne?

Julie otrzepała się z trawy i stanęła na baczność.

- Jasne! - zasalutowała, Will nie miał pojęcia dlaczego wykonała ten gest, odwróciła się na pięcie i pobiegła w stronę swojego domu.

Zaśmiał się i skierował się do budynku. Z kuchni zabrał jabłko i kolejny kubek kawy. Wahał się czy pójść znowu do gabinetu czy po prostu zostać w salonie. Oba miejsca były jednak dość ryzykowne, szybko ktoś może go znaleźć, a potrzebował chwili dla siebie. Wybór padł na sypialnie, bliskie mu osoby wiedzą, że w ciągu dnia nie sypia, a reszta stada nie śmiałaby zaglądać do jego sypialni, z wyjątkiem nagłych wypadków. Przesunął fotel bliżej okna, tak aby mieć dobry widok, odstawił kubek na stolik, nie pamiętał co zrobił z jabłkiem, musiał je gdzieś położyć, ale gdzie? Mniejsza z tym, chyba nie miał ochoty na jabłko. Na kawę zresztą też nie. Był zmęczony, źle sypiał, trwał w ciągłym napięciu i strachu. Sny były jednocześnie nadzieją i trucizną, śnił o swojej drugiej połówce. Nie mógł jej znaleźć od wielu lat. Z początku nawet nie chciał, wyśmiewał kolegów marzących o spotkaniu swojej mate. Na co to komu? Jeszcze brak możliwości wyboru, jak ją spotkasz, to musisz przy niej zostać. Chyba, że wyrzekniesz się wilka, to wtedy bierz kogo chcesz. Głupota. On chciał mieć wybór. Z czasem jednak zaczął się zastanawiać dlaczego jeszcze jej nie spotkał, czy tak bardzo przeklinał los przeznaczenia, że przeznaczenie postanowiło z niego zadrwić? Był wściekły, na nią, na świat, ale przede wszystkim na samego siebie, na swoją głupotę. Pewnego dnia przyszła akceptacja, pogodził się z tym, że będzie żył bez partnerki, miał Nathaniela, miał stado, nie potrzebował kobiety. Pełnie księżyca zaczęły przynosić niepokój, odczuwał go całym sobą. Sny podsuwały do głowy straszne obrazy, poćwiartowane ciała ludzkie i zwierzęce, ból utraty bliskiej osoby. Obrazy te mieszały się z uczuciem miłości i dopełnienia, z wibracjami melodyjnego śmiechu, który był najpiękniejszym dźwiękiem na świecie. Czuł, że ją odnalazł. Czuł, że ją stracił. W snach nie widział jej twarzy, jej otoczenia. Widział uczucia, ale nie wiedział czyje. Najpierw wcale nie rozumiał, później zaczął razem z Nathanielem wszystko analizować, łączyć kropki. Ona gdzieś tam była, ale ktoś lub coś postawiło bolesną barierę nie do przejścia. Obawiał się najgorszego, że jakimś cudem jego wrogowie dowiedzieli się przed nim kto jest jego przeznaczoną, porwali ją i sprawiali jej ból, by go osłabić. Dlatego sprawdzali wszystkie tropy podsyłane przez sny. Każdy kolejny okazywał się porażką. Nie mógł się jednak poddać. Nie mógł się poddać, bo jeśli tej dziewczynie dzieje się krzywda, to tylko dlatego, że on kiedyś wyrzekł się więzi, nie chciał jej. 

Ciche pukanie wyrwało go z otępienia. Poprawił się na fotelu i zezwolił na wejście. W drzwiach stał Olivier, jego drugi beta. 

- Tak myślałem, że cię tu znajdę alfo. Przyszedł list od pani Rebeki, postanowiłem go jak najszybciej przynieść.

- Dziękuję.

Pospiesznie otworzył kopertę łamiąc pieczęć. Zgodziła się. Zgodziła się mu pomóc, ta stara wiedźma nigdy nie wychodząca ze swojego domu, przyjedzie i spróbuje mu pomóc. Może wreszcie znajdzie przeznaczoną. Jeśli Rebece uda się ujarzmić jego sny, powinni dostać wskazówkę, prawidłową. A wtedy będzie mógł w końcu odpocząć, fizycznie i psychicznie. 

- Pani Rebeka czeka na dole i jest wyraźnie niezadowolona. Chyba list powinien dotrzeć kilka dni temu - dodał niepewnie Olivier.

Z twarzy Williama odeszła krew, o to on, wielki pan alfa bojący się własnej babci.


//Alia


You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Mar 12, 2022 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Życie, które lubięWhere stories live. Discover now