Poranek

16 1 0
                                    

Motywem przewodnim poranków Alice było słuchanie intuicji, płynność i swoboda. Oczywiście nie brakowało kilku stałych elementów, bez których nasza bohaterka nie mogła się obyć. Porządne przeciągnięcie, zarzucenie ciepłego swetra na nagie ramiona i spacerek do kuchni, aby zagrzać mleko, koniecznie roślinne, najlepiej owsiane. Od zwykłego automatycznie zaczynał boleć ją brzuch, co jej zdaniem było jakimś nieśmiesznym żartem, ale przywykła. Bywały dni gdy z gorącym kubkiem wracała do łóżka i spędzała tam jeszcze z dwie godziny, leżąc, głaszcząc kota i popijając gorący napój. Czasami siadała w fotelu, wypijała mleko i rozpoczynała jeden z bardziej produktywnych dni, wciąż trzymając się zasady, że nigdzie jej się nie spieszy. 

Poranki, niejednokrotnie rozciągające się na większą część dnia, były czasem tylko dla Alice, spacerowała, jadła dobre śniadanie, czytała książkę, oglądała serial, bawiła się ze swoim futrzastym współlokatorem, na cokolwiek miała ochotę, podążała za tym pragnieniem, rozpieszczała samą siebie. Popołudnia przeznaczała na kontynuację poranków, ewentualnie zakupy, rzadko spotkania na mieście. Wieczory i noce spędzała w pracy, którą polubiła bardziej niż mogła się kiedykolwiek tego spodziewać. Alice, uwielbiająca ciepło własnego łóżka, ciszę swoich czterech ścian i bezpieczne, nieludzkie towarzystwo w postaci swojego kota... polubi prace jako barmanka w klubie ze striptizem. Śmiech na sali. A jednak, o to ona, siedzi na podłodze i zawiązuje swoje ukochane trampki, mimo, że na zegarku nie wybiła jeszcze nawet dziesiąta, a ona nie odbyła swojej obowiązkowej randki z kubkiem gorącego białego płynu. Choć to jeszcze nie jest stracone, pierwszą rzeczą, którą zrobi jak przekroczy próg klubu, będzie skierowanie się za bar i przygotowanie mleka. 

Uzupełniła jeszcze miskę z jedzeniem kota i wybiegła z mieszkania. Do pracy nie miała daleko, nie opłacało się nawet brać deskorolki, co prawda nie miała deskorolki, ani nie umiała jeździć, ale to był taki tam mały szczególik. Odległość była idealna na spacer, szczególnie jak miało się dobry humor. Telefon Alice zawibrował kolejny raz, co oznaczało, że dostała kolejną wiadomość od swojego szefa. Prychnęła zirytowana. 

- Dzień dobry Alice!

Dziewczyna spojrzała na starszą panią i szeroko się uśmiechnęła. Również życzyła kobiecie miłego dnia i kupiła u niej trochę owoców. Pani Julia to najkochańsza osoba, którą Alice spotkała w tym mieście, była właścicielką małego warzywniaka i jej sąsiadką z piętra niżej. Z lepszym nastrojem dziewczyna ruszyła dalej, podjadała nawet maliny. W oddali zobaczyła samochód jadący z dużą prędkością, w okolicy nie było praktycznie nikogo oprócz niej i sprzedawców krzątających się przed swoimi sklepami. Zachowanie kierowcy było cholernie lekkomyślne, korciło ją by poczekać aż pojazd się zbliży i rzucić mu w szybę torbą z owocami. Szkoda jej było jednak owoców, były pyszne, a ten debil i tak nic by nie zrozumiał. Zresztą widziała już budynek, w którym mieścił się klub. 

Usłyszała pisk opon tuż obok, spojrzała zażenowana w stronę samochodu, przyciemniane szyby, klasyk. Przewróciła tylko oczami i weszła do budynku. W lokalu było dość ciemno, ale dziewczynie to nie przeszkadzało. Dokładnie pamiętała rozkład wszystkich mebli, nierówności podłogi, a ponadto miała świetny wzrok. Skierowała się prosto za bar i włączyła ekspres. 

Niech maleństwo się porządnie rozgrzeje, a ja pójdę sprawdzić gdzie podziewa się Thomas.

Znalazła go w gabinecie. Siedział za biurkiem pochylony nad jakimiś papierami i marszczył przy tym brwi. Thomas zbliżał się do pięćdziesiątki, przynajmniej tak przypuszczała Alice. Był dumnym właścicielem klubu, dziewczyna niewiele wiedziała o jego życiu prywatnym, ale nie pytała, on też jej nie pytał. Nie byli przyjaciółmi, ale łączyła ich bardzo specyficzna i bliska relacja, mogli na sobie polegać w trudnych sytuacjach. Mężczyzna zawsze ubierał się w skrojone na miarę garnitury, prezentował się nienagannie. Cóż, zazwyczaj, aktualnie wyglądał jak kupa nieszczęścia. Alice delikatnie zapukała w uchylone drzwi. Thomas się spiął i natychmiast wyprostował, ale gdy zobaczył blondynkę natychmiast się rozluźnił i posłał jej delikatny uśmiech.

- Nie słyszałem jak wchodziłaś.

Zignorowała tą uwagę i podeszła do biurka.

- Nad czym się tak męczysz? Wyglądasz jakby ktoś cię zeżarł, wypluł i tak kilka razy...

Thomas spojrzał przerażony na swoją koszulę myśląc, że jest pognieciona lub pobrudzona. Gabinet wypełnił dźwięk delikatnego śmiechu.

- Chodziło mi o wyraz twojej twarzy, strój masz nienaganny jak zawsze.

- Ah, nie mam głowy do tych wszystkich papierów, coraz więcej tych tabelek i liczenia, powinienem kogoś do tego zatrudnić, ale nie ufam księgowym ani innym obcym ludziom, muszę się z tym uporać, a mam zaraz ważne spotkanie.

- Jak skończę w magazynie to mogę to przejrzeć.

Thomas się ożywił i spojrzał na dziewczyne z jeszcze większym uśmiechem, poczuł ogromną ulgę.

- Byłoby wspaniale... A czy ty dziś nie masz wieczornej zmiany? Zadzwonię do chłopaków, żeby ktoś się z tobą zamienił na godziny albo ściągnę Jake z urlo...

- Spokojnie, w miarę się wyspałam, poradzę sobie. Zresztą jestem ci to winna.

- Przestań, już dawno jesteśmy kwita, ty też mi wiele razy pomogłaś. Cholera! Już jest tak późno? Spotkanie już powinno się zacząć, a ja nawet ekspresu nie włączyłem.

- Jest włączony, śmigam do magazynu, a ty nie zejdź na zawał. 

Alice opuściła gabinet i skierowała się za bar, by przygotować swój ukochany napój. Wzięła pierwszy łyk i mruknęła zadowolona. Zdziwiona spojrzała na stojącego przed nią mężczyznę. Tak skupiła się na napoju, że nie usłyszała jak wszedł do klubu.

- Chyba ci smakuje, czy to mleko?

- Mleko i zielona herbata. A ty co, śledzisz mnie? Stęskniłeś się od naszego ostatnio spaceru do mojego mieszkania?

- Może, może - podszedł bliżej i nachylił się do jej ucha - zabrzmiało to w twoich ustach dość dwuznacznie, nie sądzisz?

Prychnęła i odsunęła się od Nathaniela. Wzięła kolejny łyk.

- Jest Thomas? 

Alice nie kryła zdziwienia. Czemu pyta o jej szefa? Oooh, pewnie to z nim miał się spotkać.

- Przed chwilą rozmawiałam z nim w jego gabinecie, idę do magazynu, to go zawołam.

- Alice, będzie jeszcze kilka osób, poznałabyś mojego kumpla

- Kumpla ducha? Innym razem, mam dużo pracy, muszę zrobić przegląd wszystkiego co mamy w magazynie i to pospisywać, a wieczorem będę za barem. Innym razem.

Posłała mu przepraszający uśmiech i zniknęła na zapleczu. Prawie w tym samym momencie pojawił się Thomas. Wskazał ręką na jeden ze stolików, a sam poszedł przygotować kawę dla wszystkich. Nathaniel usiadł na jednym z krzeseł i wpatrywał się w drzwi, za którymi zniknęła blondynka. Była tak drobna, pełna gracji i ciepła, a jednak czasem udało mu się dostrzec ogromny smutek i ból kryjący się w jej błękitnym spojrzeniu. Chciałby móc jej pomóc, jednak Alice trzymała go na dystans, ich znajomość opierała się głównie na nocnych spacerach i niezobowiązujących rozmowach, w których dziewczyna nie zdradzała żadnych informacji o swoim życiu. Rozmyślenia blondyna przerwał dźwięk otwieranych drzwi i głosy znajomych. Zerknął na mężczyznę idącego na samym końcu i szczerze się uśmiechnął. Serce Nathaniela zabiło mocniej, gdy przyjaciel odwzajemnił uśmiech.

/Alia

Życie, które lubięWhere stories live. Discover now