rozdział 7

735 58 66
                                    

Moje tęczówki natrafiły na te ciemniejsze, krzyżując nasze spojrzenia. Camilo uśmiechnął się do mnie, ukazując rząd białych zębów, a ja czułam jakbym miała nogi z waty.

— ¡Buenos Días Alicia! — Julieta przywróciła mnie z powrotem na ziemię, witając się. Odwróciła się do mnie przodem, posyłając mi promienny uśmiech. — Co cię do nas sprowadza?

Otworzyłam usta, by coś powiedzieć, jednak kątem oka ujrzałam wpatrującego się we mnie bruneta, którego zachowanie tylko mnie peszyło. Założyłam kosmyk kasztanowych włosów za ucho, co mogę uznać za jeden z moich tików nerwowych. Kobieta dalej czekała na odpowiedź, więc próbowałam ułożyć jakiekolwiek zdanie, jednak cały czas chłopak świdrował mnie wzrokiem. Rozejrzałam się po pomieszczeniu, szukając ratunku.

— Przyszła po jedzenie dla chorego brata. — wtrąciła się znikąd Mirabel, stojąca za moimi plecami, a ja chciałam ją wycałować i podziękować za wybawienie z odpowiedzi. Zaśmiałam się nerwowo, zauważając jak Julieta zaczyna gotować danie. 

Odwróciłam głowę w stronę dziewczyny w okularach, a ta puściła mi oczko. Speszyłam się owym gestem, a na mojej twarzy pojawił się grymas o stwierdzeniu, że dziewczyna uważa mnie i swojego kuzyna za kogoś więcej. Jednak mi nawet na myśl nie przyszło o zawarciu z chłopakiem głębszej relacji niż znajomość lub przyjaźń. Zagryzłam policzek od środka, czekając niecierpliwie na przygotowywaną potrawę. 

Próbowałam wyglądać naturalnie, jednak gdy chciałam potajemnie spojrzeć na Camilo, on dalej się na mnie patrzył. Od razu spojrzałam przez najbliższe okno. Założę się, że wyglądałam jak dojrzały pomidor.

— Cztery arepy dla panny Alicii. — zwróciła się do mnie kobieta, a do moich nozdrzy dopiero dotarł piękny, przyjemny zapach, którego nie potrafiłam określić. — Jejku! Wszystko w porządku? — niemal wykrzyczała, pojawiając się tuż przy mnie, trzymając mały koszyczek z potrawą w środku. — Jesteś cała czerwona! 

Zrozumiałam o co jej chodzi, wiedziałam, że tak się to skończy. Przyłożyła mi otwartą rękę do czoła, a ja wzięłam koszyczek i odsunęłam się niepewnie do tyłu. 

— Oczywiście! Wszystko w jak najlepszym porządku! — uśmiechnęłam się do niej, udając super szczęśliwą. Sama przekonywałam siebie, że to przecież tylko zwykła, codzienna sytuacja. Usłyszałam cichy chichot Camilo, co wybiło mnie z rytmu, skamieniałam, a moje usta zacisnęły się w prostą linie. — Pójdę już.

Nie czekając na jakikolwiek odzew, wymknęłam się z kuchni, a następnie wybiegłam z domu, po drodze o mało nie strącając glinianych ozdób. 

Promienie słoneczne otuliły moją skórę, na której poczułam ciepło. Lekki, wiosenny wiaterek rozwiał trochę moich włosów, które pogładziłam, nie chcąc wyglądać jak roztrzepaniec. Śpiew ptaków towarzyszył w przechadzaniu się po miasteczku, dodając uroku temu miejscu. Machałam koszykiem, chcąc jakoś rozładować emocje. Już wiedziałam, że konieczne będzie udanie się do biblioteki. 

Nim się obejrzałam, wchodziłam na swoją posesje, obdarzając spojrzeniem również różnokolorowe kwiaty. 

— ¡Por favor! — westchnęłam po wejściu do domu, stawiając podarunek przed rodzicielką. 

— Wspaniale! A masz może — drzwi wejściowe trzasnęły, sygnalizując moje wyjście. 

Nie miałam na nic ochoty, poza przeczytaniem kolejnej książki, która pozwoli mi chociaż trochę się zrelaksować. 

***  

  Wybrałam lekturę, której ostatnim razem nie udało mi się przeczytać. W bibliotece był dzisiaj większy ruch niż zwykle, dlatego nie chcąc się tutaj dusić, wyszłam na zewnątrz, by czuć się komfortowo. Jednak tutaj również dużo stolików było zajętych.

Zauważając pojedynczą ławkę na uboczu, nad którą rozciągały się wysokie gałęzie pobliskich drzew, uznałam, że to tam odbędzie się mój spoczynek. Ułożyłam się wygodnie na jasnym drewnie, chcąc zająć się sobą, jednak moją uwagę przykuła kręcona, brązowa czupryna, zmierzającą prosto w moją stronę.

Nie musiałam zastanawiać się kto to. 

Spanikowałam, nie chcąc widzieć, ani rozmawiać z chłopakiem. Otworzyłam książkę na byle jakiej stronie, następnie udając, że jestem bardzo skupiona na owej czynności. Zasłoniłam ją moją twarz. Miałam nadzieję, że brunet zauważając jaka jestem zajęta, przejdzie bokiem, nie zwracając na mnie uwagi. Jednak stało się zupełnie inaczej. 

Camilo dwoma palcami odsunął lekturę od mojej buźki, przez co byłam zmuszona na niego spojrzeć. Patrzył się na mnie, skanując każdy skrawek mojej skóry, która już zapewne nabrała kolorów. Uśmiechnął się do mnie, przez co musiałam odwrócić wzrok, spuszczając go na swoje buty.

— Co robisz? — zaśmiał się, zasiadając obok, na co moje mięśnie się spięły, a ja próbowałam dalej udawać moje zainteresowanie książką. 

— Czytam. — wyszeptałam, próbując z całych sił się nie zająkać. 

— Trudno jest czytać, gdy trzyma się książkę na odwrót, nie uważasz? — wybuchł śmiechem, niemal spadając z ławeczki. Zmarszczyłam brwi, następnie zwracając uwagę na odwrócone zdania. Jęknęłam, zamykając lekturę z trzaskiem, następnie chowając twarz w dłoniach.

Jestem ułomem, że nie zauważyłam tego wcześniej, ale jednak miałam wrażenie, że przedmiot był obrócony w dobrą stronę. A może to brązowooki zamieszał mi w głowie? 

— Nie wstydź się, wczorajszy pocałunek w policzek był okej, może to za wcześnie, jednak był on na pożegnanie. — wzruszył ramionami, gdy już opanował swoją głupawkę, a ja poczułam, jak kamień spada mi z serca. Odetchnęłam głośno. 

— Nie wiem co wtedy miałam na celu. — wyznałam, wymuszając delikatny śmiech. Przekręciłam również lekko głowę w stronę chłopaka, dostrzegając jego zadowoloną minę. 


Little shy girl | Camilo MadrigalWhere stories live. Discover now