5. You've got a girl at home

855 41 3
                                    

- Gotowi na podbój LA?! - Krzyczy radośnie z dołu.
Od ostatnich wydarzeń minęło kilka dni, choć nic szczególnego się nie działo. Odkąd graliśmy razem w 20 pytań, traktuje mnie z dystansem. Wymieniła ze mną może kilka zdań, a tak to siedzi albo w swoim pokoju sama, albo z którymś z chłopaków. Ale nigdy ze mną. Na początku było to frustrujące dla mnie, bo naprawdę mi się podoba. Ale potem gadałem z Jamesem, że może po powrocie z LA wróciłbym do domu i wyjaśnił z Liberty nasze sprawy. Oczywiście, jak to on, myślał, że może chcę się z nią pogodzić, bo przecież nie mógłbym być z Haną. Nie mam pojęcia, czemu tak bardzo ją "chroni" . W jego bajkę o dobrych warunkach w pracy na pewno nie uwierzę.
- Dajesz Brad, pośpiesz się! - Głos Trisa wyrywa mnie z moich zamyśleń.
- Już, już - odpowiadam i ściągam swoją walizkę po schodach. Wszyscy już są na dole, oczywiście, tylko ja się spóźniam.
- Wszystko zabrane? Wszyscy gotowi? - Pyta dziewczyna
- Oczywiście! - Odpowiada za nas James - Możemy jechać!
Wychodzimy z domu, a tam czeka na nas prawdziwe morze paparazzich. Jak im nie jest zimno? Co jak co, ale pogoda w Wielkiej Brytanii nigdy nie była szczególnie zadowalająca. Zwłaszcza w okresie zimowym. Raz pada śnieg, by później padał deszcz. Raz świeci słońce, a po chwili jest błoto.
A oni stoją tutaj, przemarznięci ze swoimi aparatami, których flesz mnie oślepia.

- Jak się czujesz z kolejnymi nominacjami do Grammy?

- Czy teraz wybierasz karierę w zespole?

- Czy któryś z nich to twój chłopak?

- Zostałaś skrytykowana przez Miley Cyrus, jak się z tym czujesz?

- Internauci nazywają Cię czarną wdową boysbandów, czy z The Vamps będzie to samo?

To tylko jedne z pytań, które udało mi się usłyszeć. Czuję jak ktoś popycha mnie do czarnego samochodu, w którym po chwili siedzę i obserwuję jak paparazzi znikają.
- Mój Boże, co to było? - Łapię się za głowę
- Od teraz to będzie was za codzienność. - Odzywa się Hana
- To było okropne - komentuje Connor
- Przyzwyczaicie się. Zawsze najgorzej jest przed domami, czy jakimś studio. Tam zawsze jest najwięcej paparazzi. - Mówi jej brat
- Najfajniej jest na lotniskach czy po prostu na ulicy, gdy spotyka się fanów. Są uroczy. - Uśmiecha się i choć nie powinienem, również to robię. Nie mogę się jej oprzeć.
- Więc tak, moi drodzy. - wyjmuje z torebki jakiś kalendarz - Dziś dolecimy na 19 tamtego czasu, więc już mamy dzień w plecy. Jutro i pojutrze mamy dzień wolny, więc proponuję jakiś spacer albo coś, by pokazać wam trochę LA. - Mówi - Następnie w czwartek mamy wywiad w radio i jakiejś telewizji, więc dzień pracy. Następnie w piątek i sobotę mamy kilka godzin prób, a w niedzielę jest rozdanie nagród Grammy. - Oznajmia, chowając kalendarz.
- Mamy? - Pyta oszołomiony Tristan
- No tak, przecież podpisaliście kontrakt. Teraz działamy razem. - Śmieje się Hana
- Wciąż nie mogę w to uwierzyć! - James zakrywa twarz dłońmi - To jest takie nierealne. Byłem fanem twojej muzyki od niepamiętnych czasów, a teraz siedzę z tobą w samochodzie, mało tego, lecę z tobą do LA a w niedzielę będę występował z tobą na Grammy! Con, uszczypnij mnie! - Mówi dziewczyńskim głosem, przez co każdy z nas się śmieje.
- Taylor też tam będzie. - Hana szturcha go w ramię
- Chłopaki, mam zawał - mówi z poważnym tonem, przez co wybuchamy jeszcze większym śmiechem. Jej śmiech jest idealny.
Może James jest czasem sztywny, ale myślę, że przez to, iż czuje się za nas odpowiedzialny, bo jest z nas najstarszy. Ale w środku jest naprawdę spoko.
- Lotnisko Heathrow. - Odzywa się kierowca.
- Dziękuję - odpowiada i jako pierwsza wychodzi z pojazdu. Wraz z otwarciem przez nią drzwi, moje uszy atakuje dźwięk rozwrzeszczanych fanów Hany. Jak ona to wytrzymuje?
- Hana, kocham Cię! - Słyszę wokół siebie. Po chwili dziewczyna obraca się w naszą stronę, a gdy dostrzega, że wszyscy wyszli z samochodu, staje obok grupki fanów i zaczyna robić sobie z nimi zdjęcia. Na szczęście było ich mało, może z 15 osób, więc po dłuższej chwili dziewczyna prowadzi nas na odprawę, a następnie znajdujemy się w samolocie.
- Wybacz Brad, ale na dziś potrzebuję Tristana dla siebie. - rzecze James i siada razem Evansem w fotelach. Dobra, przecież jest jeszcze Connor.
Rozglądam się wokół siebie w poszukiwaniu Szkota, lecz widok jaki zastaje, sprawia, że robi mi się słabo. Usiadł z jej, cholera, bratem. W wolnym tłumaczeniu znaczy to, że będę siedział z nią.
Cieszyć się czy nie? Kogo będę oszukiwać, oczywiście, że się cieszę. Może i ona mnie unika, ale teraz na bank się jej to nie uda.
Z triumfalnym uśmiechem na twarzy odwracam się do tyłu, by dostrzec jej drobną osobę, robiącą sobie zdjęcie ze stewardessą. Serio, nawet one są jej fankami?!
- Tori, wolisz usiąść od okna czy jak? - Pytam niewinnym tonem głosu.
Ta szybko miota wzrokiem po samolocie w poszukiwaniu brata, lecz gdy wreszcie go odnajduje, zamiera w bezruchu.
- Od, od okna. - Jąka się i przychodzi do mnie
- Proszę - pokazuję jej ręką by usiadła, a po chwili robię to samo. - Możemy pogadać? Tak normalnie?
- Jasne. - Spogląda na mnie. Jej oczy są takie piękne.
- O co ci wtedy chodziło, w kuchni. Nie wiem jak mam to wszystko rozumieć.
- Ja.. Po prostu to wszystko co robiłeś... Ja, nie chcę ci dawać nadziei na coś, co jest niemożliwe. - Szybko odpowiada
- Niemożliwe? Dlaczego? - Jestem zdezorientowany
- Tak, bo, cholera! - Jąka się, przez co automatycznie się denerwuje. Czy to przeze mnie?
- Zapewniam Cię, że na nią nie choruję. - Chichoczę
- Nie o to chodzi. Po prostu od zawsze byłam samotna i taki tryb życia mi odpowiada. - Wyjaśnia
- Ale przecież wcześniej miałaś chłopaków i nic złego się nie działo.
- Ale z nimi zerwałam. Od dwóch lat jestem sama i jak najbardziej mi to odpowiada.
- Dlaczego z nimi zerwałaś?
- Bo miłość jest nie dla mnie. - Odwraca wzrok - Hej, przepraszam - łapię ją za rękę.
- Spokojnie, nic mi nie jest. - Uśmiecha się - Dobrze, że sobie to wyjaśniliśmy. Wiemy, czego od siebie oczekiwać.
- Ja nadal mogę dać ci to, o czym mówiłem. - szepczę. Boże Brad, co ty robisz!

While she waits up
You chase down the newest thing and take for granted what you have

- Przestań - delikatnie uderza mnie w ramię - Nie jestem dziewczyną dla Ciebie.
- Jak to nie? Jesteś...- Zaczynam
- Jestem bezuczuciową suką. - Wtrąca się, wprawiając mnie w osłupienie. Szczerze mówiąc, żadna dziewczyna używała przy mnie takiego słownictwa.
Zwłaszcza Liberty, ona to jej przeciwieństwo.
Libby jest przede wszystkim zwykłą dziewczyną. Jest śliczna i miła, ale ostatnio stała się kapryśna i nie potrafi niczego docenić. A Hana jest równie śliczna, miła, utalentowana, ale nie wiedzieć czemu odpycha mnie od siebie.
Ale już moja w tym głowa by się dowiedzieć.
- Dobranoc. - szepcze. Nawet nie zauważyłem kiedy wyjęła swój telefon i podłączyła do niego słuchawki. Opiera swoją głowę o ścianę samolotu i wybiera piosenkę Taylor.
Serio, słucha swojej przyjaciółki?
Ona nigdy nie przestanie mnie zadziwiać .

* * *

- Wstawać gołąbeczki - świergocze mi nad uchem Tristan. Podnoszę swoje ciało ale coś ciągnie mnie na prawo.
- Uważaj. - Podśmiewa się blondyn. Co do cholery?! Spoglądam w tamtą stronę i co widzę?
Czarną czuprynę, opartą o moje ramię. To mogłaby być codzienność.
- Za parę minut lądowanie, więc niech się budzi. - Mówi i wraca na swoje miejsce. Zaczynam delikatnie pukać ją w ramię.
- Hej, wstawaj. - Szepczę. Po chwili ma już otwarte oczy.
- Już jesteśmy? - Pyta zaspana, lecz wciąż urocza.
- Zaraz lądujemy. - Informuję ją.

* * *

Pokoje na szczęście były rozdzielone normalnie - ja i Tristan, James i Connor, Hana i Johny.
Każdy z nas był w swoim pokoju, próbując przestawić się na tutejsza strefę czasową.
Nagle dzwoni mój telefon.
- Halo? - Rozpoczynam rozmowę, lecz po chwili Libby na mnie naskakuje:
- Co ty sobie myślisz?! Na Twitterze jest pełno zdjęć! Zgadnij czyich?! Mojego chłopaka z tą lafiryndą! - Krzyczy
- Możesz jej nie obrażać? - Syczę - Poza tym to chyba nie powinno Cię dziwić, od teraz razem pracujemy. - Przypominam jej
- Jakiś ty miłosierny! - Słyszę jak uderza dłonią w stół w akcie frustracji - Nie zdziwiłabym się jakbyś już miał swoje usta na jej!
- A wiesz, że masz rację? Całowałem ją! - Warczę do słuchawki.
Tristan wysyła mi pytające spojrzenie, ale nie reaguję na to.
- Wiedziałam! Jak mogłeś Bradley? - Krzyczy do telefonu - Nie było Cię w domu przez tydzień i już mnie zdradzasz?!
Stało się. Jestem taki jak on.
Teraz Liberty przeze mnie płacze.
- Libby, kochanie, ja...- Boże, jak ja żałośnie brzmię.
- Żadnego kochanie. - Szlocha - Rób co chcesz. Z nami koniec. - Krzyczy przez łzy
- Liberty! - Również krzyczę ale jest już za późno. Rozłączyła się.
- Ej, stary, wszystko okej? - Pyta Tristan
- Liberty ze mną zerwała. - Warczę
- Z kim się całowałeś?
- Z Haną. - mówię cicho. Przeczesuję dłonią włosy.
Hana mnie nie chce, Liberty ze mną zerwała, czy ten dzień może być jeszcze gorszy?!
- Módl się, żeby James się nie dowiedział, przecież on Cię zabije. - Podśmiewuje się
- Pieprzcie się wszyscy. - Pokazuję mu środkowy palec i wychodzę z pokoju.

* Hana P.O.V *

Leżę na łóżku i płaczę.

Zawsze będziesz sama.
Nikt Cię nie zechce.
Mogłam Cię gdzieś zostawić, gdy byłaś noworodkiem, nie miałabym kłopotu.

Dlaczego ona mnie tak nienawidzi? Co ja jej zrobiłam? Wiem, że nie zasługuję na nic, co dobre, ale nie musi przypominać mi tego codziennie.
Muszę się jakoś pozbyć tego bólu ze mnie. Już nawet wiem jak.
Powoli wstaję i podchodzę do mojej kosmetyczki, gdy nagle ktoś wchodzi do mojego pokoju. Ja pierdolę, akurat teraz?!
- Płaczesz? - Pyta zdziwiony
- Co Cię to obchodzi?! - Syczę. Niech lepiej stąd wyjdzie.
- Zależy mi na tobie. - szepcze, patrząc mi prosto w oczy. Jasne.
- Zależy? Na mnie? - Płaczę - Skoro tak bardzo ci na mnie zależy, to daj mi spokój!
- Dobrze! Chciałem ci tylko pomóc! - Bradley wymachuje rękoma - Nic dziwnego, że jesteś samotna! Wszystkich od siebie odpychasz! - Krzyczy a po chwili zakrywa sobie usta - Tori, ja...- Zaczyna ale nie chcę go słuchać.
- Wyjdź. - Wskazuję na drzwi. Nie rusza się. - Wyjdź stąd! - wypycham go z pokoju.
Trzaskam głośno drzwiami.
Muszę to zrobić.

Hurt || Bradley Simpson [COMPLETED]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz