13. Stay, Stay, Stay

478 30 1
                                    

- Umówiłam się na randkę z Harrym. - Mówi uśmiechnięta.
Zaraz, co?!
- Z Harrym? - Pyta ze zdziwieniem jej brat.
- Coś ty taki zaskoczony? - Również się dziwi - Przecież znasz Harry'ego bardzo dobrze.
- No tak, ale wy znów, coś? - Pyta a ja mogę wyczuć zdenerwowanie w jego głosie.
- Nie wiem. - Hana wzrusza ramionami.
Szybko zdejmuję rękę z jej talii i podchodzę zły do moich przyjaciół.
Dyskutują o nowej piosence, a ja tylko się im przyglądam. Przez ten szajs z Libby, a teraz na dodatek z Stylesem, odechciewa mi się wszystkiego.
- Chłopcy! - Podchodzi do nas cała w skowronkach.
W tej sytuacji mogę się z nią zgodzić - w tej chwili jest moim totalnym przeciwieństwem.
- Więc tak, jedziemy teraz do domu. Ja wyszykuję się na moją randkę, a wy zostaniecie z moim bratem. Nie wiem, zamówcie sobie jakieś jedzenie, filmy albo idźcie na miasto - mówi, żywo gestykulując.
- A co z teledyskiem? - Pyta James
- Jutro go skończymy, uzgodniliśmy to z reżyserem. - Odpowiada i zaczyna zakładać kurtkę.
Po chwili siedzimy wszyscy w samochodzie. Oczywiście chłopaki kochają mnie torturować; i dzięki temu sadzają mnie obok niej. Żadne z nas nie odzywa się do siebie ani słowem. Co jakiś czas spoglądamy na siebie, po czym prędko odwracamy wzrok.
Typowe.
Droga dłużyła się się niemiłosiernie, ale w końcu docieramy do domu i gdyby nie to, że mama nauczyła mnie pewnych zachować, pierwszy wleciałbym do domu. Jednakże kończy się tak, że wychodzę z niego ostatni i to jeszcze bardzo powolnym krokiem. Zauważa to Connor, który wraca się do mnie.
- Coś się stało? - Pyta uprzejmie.
Może i jest z nas najmłodszy, ale troszczy się o nas jak mało kto. Zawsze służy pomocą i nigdy jej nikomu nie odmówił.
- Jestem idiotą, to się stało. - Fukam nieprzyjemnym tonem głosu, choć wcale nie powinienem.
On chce mi tylko pomóc.
- Może zamiast jęczeć o tym, spróbuj coś z tym zrobić. - Uśmiecha się delikatnie
- Niby co, mam sabotować ich randkę? - Śmieję się z głupoty tego pomysłu
- A czemu by nie? - Blondyn również się śmieje, a jego niebieskie oczy świecą się, co oznacza, że wpadł na jakiś pomysł.
Zaczyna robić się ciekawie.

And I said:
Stay, Stay, Stay
I've been loving you for quite some
Time, Time, Time

- Co masz na myśli? - Wchodzimy do domu, po czym kierujemy się do mojego pokoju.
Tristan jest wtajemniczony w moje uczucia, więc planowanie przy nim nie będzie tak skryte, jakie mogłoby być, gdybyśmy robili to przy Jamesie. Ale i tak wkrótce muszę mu to powiedzieć.
- Co się dzieje, moje piękne dziewki? - Wita nas rozwalony na swoim łóżku Tris.
- Con wpadł na pomysł swojego życia. Musimy go tylko zrealizować. - Wyjaśniam i również siadam na łóżku.
- Jeśli nic nie wybuchnie, jak ostatnim razem, wchodzę w to. - Zgłasza się ze śmiechem.
Poprzednim razem, Connor miał pomóc Tristanowi w zorganizowaniu randki dla niego i jego dziewczyny, ale tak obaj piekli ciasto, że piekarnik zaczął się dymić.
- Myślę, że nie. - Uśmiecha się szeroko, po czym objaśnia nam plan "sabotażu" .

***

- Więc, co zakładasz na dzisiejszy wieczór? - Pyta wesoło Tristan, podczas gdy ja i Connor stoimy pod drzwiami i podsłuchujemy o czym rozmawiają.
- Myślałam o tej kwiecistej sukience, wiesz której. - Odpowiada a czuję się, jakby ktoś wbijał mi nóż w serce.
Ja wiem, o którą sukienkę jej chodzi.
Wiem, aż za dobrze.
- Ta, na której byłaś na randce z Bradem? - Pyta zaskoczony
- Czemu nie? Ładna jest przecież!
- No tak, ale to trochę głupie.
- Przesadzasz. Poza tym, to moje spotkanie i zakładam to, co chcę. Wybacz, ale muszę zacząć się szykować. - Łapie za klamkę a my w popłochu uciekamy spod jej drzwi, do mojego pokoju, który jest naprzeciw jej.
Po chwili słychać dźwięk zamykanych drzwi od łazienki, czyli możemy działać. Cichutko, jak nigdy, przechodzimy do jej pokoju, z którego nie wyszedł jeszcze Tristan. Stoi na środku pokoju z wieszakiem i sukienką w ręku.
- Skąd, ty? - Pyta Connor, ale Tris go ucisza:
- Magia.
Prędko wybiegamy z jej pokoju i wracamy do naszego. Chowamy sukienkę na dnie naszej szafy, tak by jej na pewno nie znalazła. Connor jeszcze raz wraca się do jej pokoju, by przestawić zegarki, by wydawało jej się, że się spóźniła.
Wiem, że ten plan może wydawać się dziecinny, ale na wojnie i w miłości wszystkie chwyty dozwolone.
- Oo, hej Johny! - Zaczepiam jej brata na korytarzu
- Witaj Brad, coś się stało? - Pyta, uśmiechając się.
Uśmiechają się identycznie.
- Może jestem nieco wścibski, ale odebrałem telefon twojej siostry i dzwonili z kanalizacji i prosili by wyłączyć wodę na tej ulicy, bo robią coś pod ziemią i nie chcą być zalani. - Mentalnie daję sobie w twarz za to kłamstwo.
Jest beznadziejne, ale mam nadzieję, że mi uwierzy.
- Znowu?! - Jęczy i krokiem od niechcenia kieruje się do pomieszczenia, w którym - podejrzewam - są różne przewody i inne sprzęty. Chłopak przełącza coś, a po chwili dochodzi nas krzyk jego siostry:
- Co żeście zrobili z wodą?!
Wylatuje z łazienki w krótkim, białym szlafroku i mokrymi włosami.
- Dzwonili do Ciebie z kanalizacji i mówili, że znów musimy wyłączyć wodę. - Wzdycha jej brat
- Boże mój, akurat teraz! - Wyrzuca ręce w powietrze a ja w środku przybijam sobie piątkę. Czasem warto posłuchać Connora.
- Na szczęście już się umyłam. - Uśmiecha się promiennie.
Cholera!
- Ale prąd jest?
- Tak - podchodzi do niej - Weź się ubierz! - Popycha ją z powrotem do łazienki, po czym zostajemy sami, na korytarzu.
Ja to jednak jestem głupi! Prąd!
Szybko wracam do mojego pokoju i mówię o tym chłopakom.
Tris spontanicznie radzi, bym odciął jeszcze prąd, ale Connor od razu zaprzecza. Fakt faktem, to byłoby trochę zbyt dziecinne z mojej strony. Poza tym i tak przecież nie będzie miała się w co ubrać i jest "spóźniona" .
Słyszymy jak wychodzi z łazienki, nucąc jakąś melodię. Kiwamy do siebie głową i po kolei wychodzimy z pokoju jak gdyby nigdy nic. Udajemy, że rozmawiamy o zespole, choć tak naprawdę czekamy na jej reakcję.
Nagle wychodzi z pokoju swojego brata ubrana w czarny sweter, obszyty złotymi niciami i czarną spódniczkę.
Co do diabła?
- Dobrze, że schowałam u Ciebie moje rzeczy, bo gdzieś posiałam tamtą sukienkę. - Śmieje się do niego i przechodzi obok nas, podczas gdy my zbieramy nasze opadnięte szczęki z podłogi. Nie powiem, zatkało mnie.
- Już siódma! Nie może być! - Krzyczy, gdy jest już w swoim pokoju.
Przybijamy z chłopakami piątkę, choć nadal mamy niewinne minki.
- Jasna cholera! Jeszcze telefon mi padł! Ugh! - Wrzeszczy zdenerwowana i gdy Connor już ma wejść do jej pokoju, ubiega go James.
- Co tak tu stoicie? - Pyta - Też słyszeliście te krzyki?
- Tak, właśnie miałem iść, zapytać się, czy coś się nie stało. - Wyjaśnia mu Connor i już otwiera drzwi do jej pokoju, ale James wchodzi pierwszy. Nie, nie, nie!
- Co się dzieje? - Pyta zmartwiony
- Moja randka poszła się bujać. - Burka - Już dziewiętnasta a Hazza miał być wpół do szóstej.
O cholera!
- Ale jest przecież dopiero siedemnasta! - Dziwi się blondyn.
- Chłopaki, odwrót. - Szepcze do nas Tristan i zaczynamy powoli się wycofywać.
Gdy w końcu znajdujemy się w pomieszczeniu, łapię za wazon z kwiatami i przymierzam się do rzucenia nim w ścianę.
- Możemy mu ewentualnie przebić opony. - Rzuca uśmiechnięty Szkot, lecz ja rezygnuję.
- Fajnie było, ale już nic nie możemy zrobić. - Odkładam wazon i upadam na łóżko, twarzą w poduszki. - Mam nadzieję, że będą się dobrze bawić.
Przez chwilę w pokoju panuje grobowa cisza, lecz już za moment czuję jak panowie Evans i Ball skaczą na mnie, próbując poprawić mi tym humor.
Lecz prawda jest taka, że tylko osoba, przez którą jesteś smutny, może sprawić, że poczujesz się lepiej.

Hurt || Bradley Simpson [COMPLETED]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz