1.Te wszystkie dni.

Zacznij od początku
                                    

— Jesteś dziś rozmowna...— zauważyła delikatnie dziewczyna, na co odwróciłam od niej spojrzenie.— Czemu zwykle się nie odzywasz?

Wbiłam wzrok w dziedziniec pełen ludzi, ale i tak skupiłam się na dziewczynie, która jako jedyna siedziała na ławce w ogrodzie sama. Była grubsza i miała kręcone, rude włosy. Ładne piegi. I zero jakiegokolwiek towarzystwa. Patrzyłam na to jak drapie się po przedramieniu i mocno krzywi, jakby ją to zabolało. Obserwowałam ją z góry. Jak Bóg, który patrzył na świat, który tak bardzo się rozpadł, i którym tak bardzo się brzydził.

— Bo kiedy się milczy, każdy szept wydaje się słyszalny.— szepnęłam, gasząc papierosa na wnętrzu dłoni i czując przyjemny żar, palący moją skórę.— Nawet ten nigdy niewypowiedziany.

Stanęłam na prostych nogach, po czym schyliłam się po swój plecak i wyciągnęłam dłoń w stronę dziewczyny. Liv schowała do swojego plecaka butelkę wody mineralnej, splatając ze sobą nasze najmniejsze palce.

— Chodź.— powiedziałam, zwilżając dolną wargę.— Spóźnimy się na zajęcia.

***

— Kiedy w końcu się ze mną prześpisz? Widzisz mi kupę kasy, Aurora. Idę Ci na rękę. Powinnaś to docenić.

— Myślałeś kiedyś o drzewach?— spytałam cicho, patrząc na gęste korony, wraz z silnym, długimi, mówiącymi do mnie gałęziami. Nad ich linią pobłyskiwało pomarańczowo-czerwone niebo, oraz ogniście karmazynowe słońce. Lubiłam patrzeć na zachody słońca. A lubiłam bardzo mało rzeczy.— To piękne jak są ze sobą powiązane. Są jak jedna, wielka rodzina...

Mocno zacisnęłam powieki i przyłożyłam dłoń do policzka. Po całym aucie rozniósł się nieprzyjemny dźwięk, agresywnego uderzenia skóry o skórę, a chłopak obok pociągnął nosem, wracając na swoje miejsce. Moje oczy lekko się załzawiły przez uderzenie, ale nie czułam bólu. Uniosłam prawy kącik ust do góry. Po prostu czułam... Czułam...

— Zapytałem cię o coś. A ty wtedy odpowiadasz.— przypomniał mi zimno, na co otworzyłam oczy i ponownie spojrzałam na zachód słońca, który był dość niewyraźny przez zacieki na przedniej szybie jego auta.— Pierdolona ćpunka...

Zerknęłam na chłopaka siedzącego obok mnie. Miał na sobie niebieską bluzę z kapturem i brudne jeansy. Jego buty się rozpadały. Konkretnie ten lewy, w którym z przodu odchodziła podeszwa. Jego dolna warga, wraz ze szczęką z kłującymi włoskami mocno drżała, a zęby uderzały o siebie. Zielone oczy czegoś rozpaczliwie szukały, a czarne, lekko zakręcone włosy były roztrzepane.

— Może być jutro?— spytałam, powoli unosząc spojrzenie na jego twarz. Uniosłam prawy kącik ust to góry, w geście sympatycznego uśmiechu.— Dzisiaj jest zbyt...

Dzisiaj jest zbyt smutny dzień na takie rzeczy. Dzisiaj nie jest dobre ciśnienie powietrza jak na Październik. To smutna wiadomość.

— Wypierdalaj już stąd.— warknął chłopak, na co uniosłam dłoń na klamkę, żeby otworzyć drzwi.— I pamiętaj. Jutro.

Zamknęłam za sobą drzwi, stawiając stopy odziane w vansy po drobnych, białych kamyczkach. Szybko po nich przeszłam, oglądając się za siebie. Dźwięki moich kroków uderzyły o mury szkoły, brzmiąc jakby ktoś mnie śledził i wołał moje imię. Szybko przebiegłam po parkingu, w końcu stając na betonie. Tu było bezpieczniej. Tu już nikt za mną nie szedł.

— "Zostaw grata, odbierz furę... Skup aut u Mike'a Faltona..."— szepnęłam cicho, myśląc o reklamie, którą słyszałam osiem dni i trzydzieści jeden minut temu.

Szybko przeszłam przez główne drzwi, nienawidząc ich. Cholerne, paskudne drzwi i schody! Zawsze kazały mi zamykać mocno oczy i myśleć o zachodach słońca, których również nienawidziłam! Weszłam do środka, mocno wycierając lewą dziurkę od nosa i zaczęłam wspinać się po marmurowych schodach, nieśpiesznie kierując się w stronę pokoju o numerze dwadzieścia dwa. Dotknęłam opuszkiem palca marmurowej barierki schodów i szybko zabrałam palec, czując jak przez moje ciało przechodzą mocne dreszcze. Nie lubiłam, gdy coś mnie dotykało.

Fire in the Silence Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz