Rozdział 07

152 3 0
                                    

"PIERWSZE KŁAMSTWA"

Minął dokładnie tydzień odkąd Karolina wróciła do domu. Jej rodzina bardzo się z tego powodu ucieszyła. Przez pierwsze dni zaczynała się uczyć żyć na nowo, zupełnie jak Tadeusz, gdy ją stracił.

Karolina mało wychodziła z domu, ponieważ zarówno jej rodzina jak i ona sama nie wiedziała pod jakim nazwiskiem miała być rozpoznawalna. Oficjalnie była uznana za zaginioną. Przez to nie wiedzieli jak należało tę sprawę rozwiązać. Ostatecznie Tadeusz załatwił jej, że miała to samo imię i nazwisko, ale w papierach była jego kuzynką, a nie siostrą. To było jedne z lepszych rozwiązań.

Karolina przez ten tydzień czuła się dziwnie. Jadła ciepłe posiłki, gotowała i sprzątała. Miała "nieograniczony" dostęp do wody pitnej. Było to dla niej czymś miłym. Odwykła od tych udogodnień.

Starszy Zawadzki wraz z córką bardzo się cieszyli. Odzyskali w sobie zapał. Byli pewni, że już nie zobaczą Karoliny. Gdy przebywali w domu nie odstępowali jej na krok.

Tadeusz często przesiadywał w swojej kamienicy. Na pewno więcej niż w poprzednich dniach. Mimo to i tak wychodził codziennie. Często do domu wracał z przyjaciółmi. Rudy i Alek nie denerwowali jej tak jak wcześniej. Bywały dni, że nie mogła na nich patrzeć. Teraz cieszyła się, że ich widziała i nie wyobrażała sobie inaczej. Nie wiedziała co zrobiłaby, gdyby ich straciła.

Nagle usłyszała pukanie do drzwi. Karolina podeszła i spojrzała przez wizjer. Od kluczyła drzwi i wpuściła młodych chłopaków do środka.

— Cześć. — Przywitała się z chłopakami. Widziała ich zaledwie wczoraj, ale już zaczęła za nimi tęsknić. Byli oni tak radośni, można by powiedzieć, że szczęśliwi i optymistyczni. Mało istniało takich ludzi jak oni. Chłopacy byli po prostu niesamowici.

— Serwus — powiedział Rudy. Podszedł do niej, przytulił ją i pocałował w policzek. Dziewczyna lekko się zarumieniła. Nadal mężczyźni działali na nią tak samo jak w dniu, w którym wróciła.

Zośka ścisnął usta w wąską kreskę. Odczuł lekką zazdrość. To była jego młodsza siostra. Wiedział, że najpewniej ona znajdzie niedługo jakiegoś kawalera. Nie podobało mu się to, ale wiedział, że nie ma na to wpływu.

Alek, lekko zszokowany gestem przyjaciela podszedł do Karoliny.

— Cześć. — Powiedział. Chwycił jej rękę i ucałował jej wierzch dłoni. Dziewczyna znowu się zarumieniła. Wiedziała, że jak tak dłużej będzie, to przy nich stanie się chodzącym buraczkiem.

Kiedy Alek poszedł do salonu, Zośka przytulił się do siostry. Gdy była w jego ramionach niemal nie wytrzymywał z zachwytu. Po tak długiej rozłące w końcu byli razem.

Rodzeństwo ruszyło w kierunku salonu.

— Ugotowałam dla was obiad. — Powiadomiła ich dziewczyna.

Chłopacy ruszyli za nią do kuchni. Karolina nalała zupy do czterech głębokich talerzy. Gdy skończyła, pozanosiła je na stół. Młodzi mężczyźni chcieli jej pomóc, ale ona się nie zgodziła.

Karolina usiadła do stołu.

— Smacznego. — Powiedzieli chórem.

Każdy z nich był pochłonięty jedzeniem. Nie było go dużo, ale wystarczająco. Między nimi panowała cisza. W pewnym momencie odezwał się Alek.

— Bardzo dobra. Z czego ją przygotowałaś? — Zapytał chłopak łyżką wskazując na zupę w jego talerzu.

— Z wszystkiego co miałam. — Posłała mu delikatny uśmiech. — Na pewno jest lepsza niż ziemniaki. Na prawdę, nie znudziły wam się?

Chłopacy się zaśmiali. Dziewczyna była tu zaledwie tydzień, a już przestawały jej smakować. Karolina doskonale pamiętała jak przed trafieniem na Pawiak potrafiła się nimi zajadać. Jadła je dosłownie dzień w dzień, w tej samej postaci. Teraz, po tygodniu zaczęły się jej nudzić. To wszystko przez to, że dziewczyna podczas wędrówki była zmuszona jeść to, co było jadalne. W lesie musiała się żywić borówkami, malinami i innymi owocami. Gdy znalazła jakąś jabłoń to z radości mogła się popłakać. Przez rok dziewczyna diametralnie zmieniła swoje żywienie. Towarzyszyły jej głównie owoce i mięso. Podszkoliła się trochę w polowaniu, przez co potrafiła złapać dzikie zające. Teraz, gdy była we Warszawie, ziemniaki jej niemal cały czas towarzyszyły. Ciężko było się postarać o owoce, nie mówiąc już o mięsie.

— Znudziły. — Powiedział Janek z lekkim uśmiechem. Nie poznawał siostry Tadeusza. Bardzo się zmieniła. Teraz miała charakterek. — Ale co zrobić? Taka rzeczywistość wojenna.

Karolina poczuła się dziwnie. Przez ostatni rok słyszała wybuchy, widziała wiele strzelanin, ale nigdy jej bezpośrednio nie dotyczyły. We Warszawie natomiast, każdy mógł ją zabić. Musiała się mieć cały czas na baczności.

— Co dzisiaj robiliście? — Zapytała dziewczyna.

Rudy, Zośka i Alek natychmiast się spięli. Jej brat zakazał swoim przyjaciołom mówić o Małym Sabotażu. Najlepiej by było, jakby nic nie wiedziała o ich akcjach. Zośka bał się, że znowu mógł ją stracić. Miał nadzieję, że niewiedza dziewczyny ją uratuje, dlatego nie mówił jej prawdy.

— Nic ciekawego. — Powiedział Alek. Starał się brzmieć naturalnie. Nie chciał dać po sobie poznać, że kłamał. — To co zwykle.

Karolina domyśliła się, że chłopak kłamał. Doskonale wiedziała co robili, a przynajmniej tak jej się wydawało. Wiedziała też, że jej brat był zamieszany w zachowanie Alka.

— Czyli? — Dopytała z lekkim uśmiechem. Była ciekawa co jeszcze powie.

— Byliśmy u Hali i pomagaliśmy jej. Potrzebowała naszej pomocy. — Powiedział Rudy. Zrobił to tak pewnie, że Karolina była skłonna w to uwierzyć.

Gdy skończyli jeść, wspólnie posprzątali po obiedzie. Następnie poszli do salonu. Karolina usiadła się na kanapie. Obok niej znalazł się Alek i Zośka. Na fotelu zasiadł Rudy. Przyjaciele byli pochłonięci rozmową. Przypominali sobie stare czasy.

— A pamiętasz jak spadłeś z drzewa? — Zapytał się Alek Rudego ze śmiechem. Dziewczyna się roześmiała. To był przepiękny czas. Beztroskie dzieciństwo było jej ulubionym wspomnieniem.

— Ręka bolała mnie przez kilka dni, a rodzicom nie chciałem się przyznać co zrobiłem. — Zaśmiał się chłopak na myśl o tym wspomnieniu.

— Udawałeś, że cię nie boli, a tak naprawdę starałeś się nie ruszać tą ręką. — Zaśmiała się Karolina i przypadkiem dotknęła dłoni Alka. Cofnęła ją i udawała, że nic nie zrobiła. Mimo tej krótkiej chwili poczuła jego ciepło na swojej dłoni. Z kolei on na pewno odczuł chłód.

Alek spojrzał się na dziewczynę. Była piękna, a gdy się uśmiechała nie równała się z żadną, inną istotą chodzącą na ziemi.

Karolina również się na niego spojrzała. Czuła, że chłopak patrzył się na nią. W jego oczach ujrzała ciepło, które przez rok było dla niej obce.

Dziewczyna przytuliła się do Tadeusza. Chwilę go trzymała, a on odwzajemnił gest. Następnie przytuliła się do Alka.

— Nawet nie wiecie jak się cieszę, że do was wróciłam.

 "Jak piersi nieba chcę być wolny,
W chmury się wbić w koronach drzew."

— Krzysztof Kamil Baczyński

Wywieziona | Kamienie na szaniecOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz