Trup pod choinką

22 4 0
                                    

Ewa uwielbiała święta. Kochała ten zimowy czas, podczas którego z nieba sypał śnieg, piekło i ozdabiało się pyszne pierniczki, gdy dekorowało się choinkę i śpiewało z rodziną pastorałki. Czuła się wtedy naprawdę szczęśliwa. Przez cały rok wyczekiwała więc tego czasu, myślała tylko o tym, jak ustroi swój dom, jakie potrawy przyszykuje i jakie prezenty kupi. Może i nie była perfekcjonistką, lecz dbała o każdy najmniejszy szczegół, zawsze jej święta musiały być idealne. Po prostu musiały, bez względu na wszystko.

Jednakże nie przewidziała, że jedna rzecz albo raczej osoba, zepsuje jej całe przygotowania. Nie spodziewała się, że pod jej choinką pojawi się trup.

Cały ten chaos, który miał później nastąpić, zaczął się tak...

Ewa stała w sklepie i pakowała do torby ostatnie potrzebne do przygotowań artykuły. Uśmiechała się, wsłuchując się w kolędy lecące z głośników, zagłuszane przez rozmowy nielicznych klientów. W końcu była wigilia, dlatego większość osób przebywała teraz z rodziną, zresztą sam sklep także mieli niedługo zamknąć. Wyszła z budynku. Śnieg skrzypiał pod jej nogami, a jego płatki przyklejały się do jej kręconych włosów i ubrań. Nie martwiła się, że wróci do domu cała mokra. Do spotkania z rodziną miała jeszcze czas, a śnieg przecież dodawał potrzebnego klimatu. Święta nie mogłyby być takie same bez tego białego puchu. Schowała więc torbę do bagażnika samochodu i pojechała, myśląc o rzeczach, które musiała jeszcze przygotować, by wszystko wyszło tak, jak tego chciała.

Zaparkowała samochód w garażu, wzięła torbę i spojrzała na swój dom z uśmiechem. Mieszkała w przytulnym osiedlu z dala od centrum miasta, gdzie jednocześnie nie musiała się martwić o dojazdy do sklepów, jak i zbędnym hałasem centrum. Jej średniej wielkości, dwupiętrowy beżowy domek odziedziczony po dziadkach, teraz zdobiły świecące się sople i starannie przyszykowane, czerwono-zielone stroiki. Ciepłe światło bijące z okien zapraszało ją do środka, więc otworzyła drzwi i ostrożnie położyła torbę na podłodze, by nic się przypadkiem nie rozwaliło. Zdjęła czapkę, szalik, rękawiczki, puchową kurtkę i zimowe buty. Krople roztopionego śniegu kapały jej z włosów, ręce i twarz miała lodowate, ale załatwiła wszystko, co trzeba było załatwić przed wigilią. Teraz już nie musiała się martwić, że czegoś będzie brakowało.

— Już jestem, kochanie! — oznajmiła swoją obecność Andrasowi, otwierając drzwi wiatrołapu i wchodząc do środka.

Bo tak, mieszkała z nim, chociaż oficjalnie nie byli zaręczeni. Ale byli parą, oczywiście, że byli. Poznali się kilka lat temu i od tamtego czasu stali się praktycznie nierozłączni, chociaż żadne z nich wolało na zawsze nie łączyć swojego życia z drugim żadnym sakramentem.

Od razu otoczył ją apetyczny zapach potraw pomieszany z czymś, czego nie mogła rozpoznać.

Andras wyszedł z kuchni i przywitał ją uśmiechem. Jego biała koszula została podwinięta w rękawach, kilka czerwonych plamek wyraźnie się na niej odznaczało.

— Ubrudziłeś się kompotem, czy co? — spytała ze śmiechem, przekazując mu torbę, by wyłożył zakupy.

Nagle Andras zrobił coś niespodziewanego. Spojrzał wprost w jej zielone oczy i powiedział poważnym tonem.

— Ewo, obawiam się, że mamy problem.

Zmarszczyła brwi, nie wiedząc, o co chodzi. Wątpliwości i niepewność dławiły ją, jakby te słowa miały oznaczać kres jej idealnych świąt.

— Zabrakło czegoś? Nie kupiłam wszystkiego? Zjadłeś wszystkie pierniki?? — odparła spanikowanym głosem.

Andras roześmiał się.

✅ Trup pod choinką | one-shotOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz