- Tak – odparła Lorelai. – Powiedz temu facetowi od matmy, że mnie nie będzie.
Pociągnęła Bretta za sobą do wyjścia. Z jakiegoś powodu się nie opierał, a nawet kiedy trzymała jego dłoń – nie zabrał jej. Minęli w drzwiach głównych Harrisona; on z kolei wyglądał jakby ktoś popieścił go prądem i wnioskując po wzroku jaki posłał Lor, nadal nie wybaczył jej do końca wepchnięcia do jeziora.
Z tym będzie musiała sobie poradzić później.
- Co ty robisz? – Brett wyrwał swoją dłoń z dłoni Lorelai dopiero na parkingu.
- To, czego najwidoczniej ode mnie oczekujesz – odparła dziewczyna grzebiąc w torebce w poszukiwaniu kluczyków. – Cholera, zostawiłam je w szafce. Przyjechałeś samochodem?
Brett wymamrotał coś pod nosem i wyciągnął z kieszeni kluczyki do auta z niewielkim breloczkiem wilka przyczepionym na kółku.
- Masz lekcje – przypomniał Brett.
- I najwyższą średnią w klasie. Jeśli ty możesz ryzykować swoje stypendium, ja mogę ominąć kilka lekcji. Ale na lunch miałam ochotę – słowa wylatywały z niej tak szybko, że nawet o nich nie myślała. – Gdzie ten twój samochód?
- Ryzykować stypendium? – Brett wytrzeszczył na nią oczy.
- Samochód. Nie mamy czasu.
Brett jeździł subaru imprezą z dwa tysiące siódmego roku należącą niegdyś do jego ojca. Samochód miał kolor niebieski – typowy dla samochodów tej marki – Mica Blue. Lorelai wgramoliła się na siedzenie pasażera i dopiero teraz zorientowała się jak daleko odsunięty był fotel kierowcy.
Ah, no tak, Brett ma długie nogi.
- Dlaczego powiedziała, że idzie do mnie?
Pędzili przez Beacon Hills a wydech samochodu ryczał. Lorelai przez dłuższą chwilę nie mogła oderwać wzroku od Bretta; jego profil zarysowany ostrymi, pewnymi liniami, skupiona mina i jedna ręka na kierownicy, druga umieszczona za głową. Było w nim coś... Coś. I samochód też nim pachniał.
- Bo cię polubiła – wyjaśnił Brett kiedy mijali klinikę Deatona. – Nie wiem dlaczego, nie wiem co takiego jej zrobiłaś, ale cię polubiła.
Lorelai skupiła swoje myśli dookoła Lorilee i próbowała wpaść na cokolwiek. Gdzie nastolatka mogła wyrwać się na całą noc i nakłamać bratu. Starała się odświeżyć w głowie swoje destynacje nocnych eskapad. Wcześniej wmawiała matce, że idzie spać do koleżanki, a potem tańczyła w klubie do czwartej nad ranem opchana Adderallem i z fałszywym dowodem w tylnej kieszeni spodni.
- A nie ma chłopaka? Wiesz...
- Wiedziałbym – Brett napiął ramiona pod białą koszulą i zieloną kamizelką.
- Widać, że nigdy nie byłeś nastolatką w wieku buntowniczym – Lorelai pokazała mu język tylko dlatego, bo była przekonana, że nie zauważy. – Jesteśmy sprytne kiedy próbujemy ukryć faceta.
Jak bardzo się pomyliła.
- Nie miałem okazji. Wszystkie nastolatki pokazują język? Normalnie by mnie to kręciło ale muszę znaleźć siostrę.
Lor nie była pewna czy w tej chwili jej zaimponował czy raczej chciała go zdzielić w twarz. Biorąc pod uwagę okoliczności, prędkość pojazdu i to, że to on był kierowcą – wybrała opcje numer trzy – siedzieć cicho.
Odezwała się dopiero kiedy miasteczko zostało już za nimi i teraz przed przednią szybą samochodu rozpościerały się jedynie dwie ściany drzew i ciągnąca się między nimi droga.
![](https://img.wattpad.com/cover/291780829-288-k247539.jpg)
CZYTASZ
wolves of shadow and fire - brett talbot
Fantasy'wszystkie twoje koszmary są prawdziwe' Siedemnastoletnia Lorelai Montgomery jest kimś, a raczej czymś, zupełnie innym, niż jej się do tej pory wydawało. Kiedy zmuszona jest przeprowadzić się z New Haven do Beacon Hills,wpada w sam środek polowania...
10. To, co ogień pochłonął
Zacznij od początku