1. Rodziny i inne zjawiska tragiczne

Mulai dari awal
                                    

Lor lubi się malować i lubi ładnie wyglądać. Z natury wygląda ładnie; to odziedziczyła po matce. Alexandra Dune-Montgomery uchodzi za jedną z ładniejszych kobiet jakie Lorelai kiedykolwiek widziała. Po matce odziedziczyła kształtny nos i błyszczące niebieskie oczy. Włosy ma po ojcu, ciemne i proste. Jak na dziewczynę jest średniego wzrostu, nie za wysoka i nie za niska, ale jak twierdzi Alexandra, jest za chuda. Lor zdaje sobie z tego sprawę, ma dość kościste kolana i wystające obojczyki.

Po rozczesaniu włosów, niedawno ścięła je do ramion, Lorelai wsunęła przez głowę granatową sukienkę z długim rękawem i zbiegła na dół zapinając w pośpiechu buty. Winston czekał w holu; rozmawiał przez telefon, przez chwilę zupełnie nie zdając sobie sprawy, że Lorelai przygląda mu się ze szczytu schodów.

Kiedy ją zauważył, uciął rozmowę i schował komórkę.

- Twoja matka – powiedział, kiedy już do niego zeszła. – Weź płaszcz.

Lor zdejmując z wieszaka beżowy trencz zastanawiała się czego Alexandra nie zadzwoniła do niej. Jej rodzice rzadko kiedy rozmawiali. Właściwie ich rozmowy ograniczały się do cichych wymian kilku zdań. Na jej piętnastych urodzinach w New Haven trzymali się po dwóch stronach przyjęcia, zbyt wiele ze sobą nie rozmawiając. Jednak jeśli chodziło o Lor, nie miała wątpliwości, że kiedy rozmawiają, rozmawiają dla jej dobra.

Dopiero kiedy wsiadła do samochodu (pachniał jeszcze nowością, ojciec musiał kupić go zaledwie kilka tygodni przed jej przyjazdem), zdecydowała się zapytać.

- O czym rozmawiałeś z mamą?

Winston patrzył na drogę przez przednią szybę. W Kalifornii nawet poranny przymrozek nie wytrzymywał do drugiego śniadania. Już teraz, choć nie było nawet dziewiątej, Lorelai patrzyła na drzewa odzyskujące swoje żywe kolory, jakby cały czarno-biały film z nich spełzał.

- Pytała, czy już załatwiliśmy ci szkołę. Powiedziałem, że tak. Jeśli Beacon Hills High nie wyjdzie, będziesz się uczyć w Devenford. Możesz wpisać sobie w dokumenty nazwisko panieńskie matki.

Lor nie mogła odmówić. Opcje szkół w miasteczku tak małym jak Beacon Hills pozostawały raczej ograniczone. Kiedy Winston przywiózł ją z lotniska, na wjeździe do miasta minęli tablicę informującą o populacji Beacon Hills. W tamtym dniu wynosiła 29 879. Teraz, nawet jeśli wbrew woli Lorelai, wynosiła ona 29 880 mieszkańców.

- Miło, że przejmuje się moją szkołą – westchnęła Lorelai teatralnie i odrzuciwszy pasemko ciemnobrązowych włosów z twarzy, przyjrzała się ojcu. – Nawet jeśli wykopała mnie z domu.

- Nie wykopała.

- Jak dla mnie, to wykopała. Poza tym, nie musisz jej bronić. To nie tak, że jesteście małżeństwem, czy coś.

Nie chciała zranić Winstona. Nawet jeśli to zrobiła, ojciec nie dał po sobie poznać. Miał nieruchomą, obojętną maskę. Ciekawe, czy często myślał o tym rozwodzie. Jej ojciec pochodzi  z Anglii, matka to Amerykanka z Montpelier w Vermont. Poznali się w Londynie, Alexandra pojechała tam na staż studencki. Potem ojciec przyjechał tutaj. Urodziła się Lorelai i osiem lat później rozwiedli się we wrzasku i mnóstwie oskarżeń.

Szkoła Beacon Hills High różniła się od Hopkins School, do której uczęszczała w New Haven. Ten budynek był o wiele bardziej nowoczesny. Uczniowie, mimo całkiem chłodnego powietrza siedzieli na rozległych trawnikach, kręcili się między samochodami zaparkowanymi na obszernym parkingu albo stali poopierani o te właśnie samochody. Z kilku klas, jak zaobserwowała Lor, można było wyjść na zewnętrzne klatki schodowe. Nad budynkiem szkoły górował gmach sali gimnastycznej i zerknąwszy w lewo, Lorelai dostrzegła kawałek boiska.

wolves of shadow and fire  - brett talbotTempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang