Dzień drugi

53 10 0
                                    

Kiedy rano Dick się obudził, autobus był w ruchu. Zamrugał, zdając sobie sprawę, że za oknami jest bardzo jasno, a za kotarą bez problemu można było usłyszeć przyciszone dźwięki „We are Family", ulubionej piosenki Kory.

Powoli usiadł i opuścił stopy na drżącą podłogę. Czuł się lekko oszołomiony, jakby spał dłużej, niż zazwyczaj i tak pewnie było. Zamrugał, stając z trudem na własnych nogach, opierając się o górną pryczę piętrowego łóżka.

Wyszedł do dziennej części campera i zastał wszystkich przy stoliku z kubkami oranżady, którą wybrała Rachel z Connerem, teraz siedzącym za kierownicą.

- Dzień dobry. - powiedział wciąż zaspany i opadł na kanapę. - Dlaczego mnie nie obudziliście?

- Daliśmy Ci pospać przed śniadaniem. - Kory wzruszyła ramionami. - Znaleźliśmy w sieci niezły bar, a przynajmniej Gar znalazł. Ma całkiem porządne opinie. Poza tym dzisiaj nie prowadzisz.

Powiedziała to, jakby nie było w tym nic nadzwyczajnego. Od tak, zwyczajne zdanie.

- Zaraz, ale przecież... - zaprotestował, ale Kory zgromiła go takim spojrzeniem, że natychmiast się uciszył. Miał zamiar powiedzieć, że nie znają dobrze trasy, mimo że wszystko zaplanował w specjalnym dzienniku, wklejając do środka skserowaną mapkę dojazdów i notatki o punktach na trasie wartych odwiedzenia.

- Nie ma „ale", widzieliśmy jaki byłeś wczoraj padnięty. Zasnąłeś nawet po podwójnej kawie, co tylko świadczy o Twoim zmęczeniu. - powiedziała stanowczo Kory, tonem nieznoszącym sprzeciwu. - Dzisiaj odpoczywasz. Ja i Conner też możemy prowadzić, więc nie ma nawet o czym mówić. Dzisiaj jedyne, co masz do roboty to odpoczywać i grać z dzieciakami w planszówki.

Wiedział, że na nic zdadzą się jego protesty, że wcale nie jest zmęczony, bo dopiero co przespał jakieś dziesięć godzin. Co może znaczyć, że wcześniej był bardziej zmęczony tak długą jazdą niż wcześniej, ale to tylko szczegół.

Tak naprawdę nie pamiętał kiedy ostatnio funkcjonował bez pobudzającej adrenaliny pulsującej w żyłach, ale musiał przyznać, że to uczucie było odświeżające. Mógł spędzić ten czas z rodziną. Ze swoją rodziną, którą przygarnął i wziął sobie za obowiązek zaopiekowania się tymi dzieciakami, a teraz jeszcze i Timem, który chociaż już ukończył dwadzieścia jeden lat, na jego oko nadal wymagał troski.

Przypomniał sobie, że to Tim rzucił wszystko, żeby z nimi wyruszyć. Co prawda propozycja wyszkolenia go na nowego Robina była główną motywacją opuszczenia Gotham i jego prawdziwej rodziny, ale tak naprawdę nie zastanawiał się przed podjęciem tej decyzji.

Spojrzał na chłopaka, który gawędził z Garem przy oknach. Między nimi leżało jakieś stare, czarno-białe zdjęcie, pewnie z jego osobistych notatek. Jedno z jego śledztw. Przypomniał sobie wieczór, w którym go poznał. Rozłożył na stole kopie z materiałami jego śledztwa i wytłumaczył mu krok po kroku jak odkrył ich tajne tożsamości, mając jedynie wycinki z gazet i filmy z monitoringu rodzinnej restauracji. Przez chwilę próbował go oszukać, mówiąc, że się myli, ale na nic się to zdało. Nie dał się odwieźć od tego, co wywnioskował.

- Kory, możemy chwilę porozmawiać? - poprosił ją, teraz już nieco otrzeźwiony.

- Jasne. - pokiwała głową i opuściła swoje miejsce.

Odeszli do oddzielonej przestrzeni z łóżkami, zasuwając za sobą kotarę. Zanim Kory zaciągnęła zasłony, Dick zdołał jeszcze zauważyć jak Rachel odwraca się w stronę chłopców.

- Dick, jeśli chcesz mnie przekonywać, że nie potrzebujesz aż tyle odpoczynku, niż mi się wydaje, a odciągnąłeś mnie tutaj tylko żeby nie kłócić się ze mną przy dzieciach...

44 godziny || DC Titans on MaxWhere stories live. Discover now