"Elwin?"

67 4 3
                                    

Moi kochani witam was w tym rozdziale po tak długiej przerwie. Także jeśli Ala moja droga przyjaciółko to czytasz, nie czytaj tego dopóki nie przeczytasz Niewidzianych, bo są spojlery a ty za nie byś mnie udupiła :'( Ogólnie nie mam zbytnio już weny i motywacji na pisanie ale postaram coś wygrzebać z moich pomysłów. Jestem świeżo po przeczytaniu Niewidzianych (TOM 4 NEVERSEEN) i doszło mi dużo brzydkich pomysłów. Zamiast nich postarałam się trochę pozmieniać niektóre rzeczy które się działy. Mam też pomysł zrobić książkę z one-shotami lub też inną historię z Sophitz'u. Nie spodziewajcie się Sokeefe ponieważ nie przepadam za tym shipem. Bez zbędnego przedłużania zapraszam na rozdział.

+++++++++++

( Uwaga dla tych którzy jeszcze nie przeczytali Neverseen bo będą spojlery np: tożsamość pana Forkle, i o Kolektywie dokładniej o jednej postaci. Kolektyw to jest taka Rada Czarnego Łabędzia)

Sophie POV:

Kolejny dzień Foxfire z kolejnym apelem. Dobrze, że nie prowadzonym przez damę Alinę. Mam już jej dość. Magnat-Leto-Jako-Pan-Forkle zawsze podczas apelu robił wszystko bez zbędnego przedłużania. Przynajmniej to. Wszyscy rozeszli się do atrium swoich poziomów więc ja także. Polizałam ten pasek do odczytania mojego DNA i wyjęłam z szafki potrzebne rzeczy. Widać, że Elwin zapomniał ustawić jakiś smak. No i dobrze. Mam tylko nadzieję, że nie odwiedzę go tak szybko. Lekcje leciały dość szybko o tyle dobrze i był już lunch. Nałożyłam sobie jakichś dziwnych potraw i odeszłam się dołączyć do moich przyjaciół. 

- Hej wszystkim - przywitałam się i spojrzałam  na Fitza. Na moją twarz wypełz ogromny rumieniec. - Nie Keefe.

- Hej- co ja?! nic nie zrobiłem!

-I nie rób. - spiorunowałam go wzrokiem. - No więc co tam u was? - zapytałam biorąc do ust czegoś co przypominało ziemniaczki.

- A no dobrze, czekaj Soph wypluj to, szybko! - Dex zawołał 

- Czemu? - odpowiedziałam pytaniem przełykając,

- Cholera, ej Fitz szybko trzeba ją zabrać do Elwina! Keefe albo Biana biegnijcie po pana Forkle!

- hola hola hola, kolego czemu nami tak dyrygujesz? - zirytował się Fitz

- Zapomnieliście?! Dzisiaj do naszych potraw dodawali LIMBIUM!!

-Co?! - wykrzyknęłam czując piekielny ogień na języku i w gardle. Czułam jak to cholerstwo zatyka mi płuca. Poczułam silne ramiona Fitza noszące moje nieruchome ciało do Elwina. Nie mogę nic zrobić, czuję jak tracę przytomność lecz to się nie dzieje. Uderzam rękami w cokolwiek by przynajmniej zwalczyć częściowo ten ból. Boję się, z moich oczu wylewają się łzy. Jestem znowu bezbronną pięcioletnią dziewczynką, widzącą chłopca w koszulce od zbijaka. Dziewczynką która o niczym nie wiedziała. Już nie byłam "dziewczyną, którą porwano" albo "dziewczyną wychowaną przez ludzi" ( A/N: takie chyba miała jeszcze przezwisko? ) 

Wyrwałam się z tego snu i byłam w ciemnym pokoju. Szyszymora leżała koło mnie a z drugiego pokoju dochodziło światełko. Wstałam z kozetki, i cichutko podeszłam do światełka. Elwin siedział przy biurku rozmyślając nad czymś.

- Elwin? - cicho szepnęłam

- Sophie? Co ty tu robisz? Powinnaś leżeć w łóżku! Nie wiesz jak bardzo się cieszę, że nic ci nie jest no chodź... - poganił mnie Elwin.

- Co się działo jak znowu znieprzytomniałam? 

-Oh tym razem wymiocin nie było, ale- urwał - było dość czerwono - powiedział po czym wskazał na kozetkę. 

- A-aaah - skuliłam się paląc się ze wstydu. - Ktoś to widział?

- Ja, twoi przyjaciele i Magnat Leto i twoi rodzice. No dobra a teraz idź spać musisz odpoczywać.

+++++++++++++++

Przepraszam, że taki krótki po prostu nie  mam zbytnio już motywacji i ten. no baj baj

Miłego dnia/wieczoru/nocy.

Tylko niech się nie rozpadnie - SophitzWhere stories live. Discover now