~2~

1.7K 149 182
                                    

2.

Archie wziął sobie do serca rady Marcusa i postanowił zaliczyć jak najwięcej prac społecznych przed czekającymi go treningami i sezonem. W poniedziałek wieczorem z ciężkim sercem nastawił alarm w telefonie na siódmą piętnaście rano i poszedł spać do pustego łóżka.

Czerpiąca garściami z chwili niesamowitej popularności Haile udała się na sesję zdjęciową do Brazylii. Cała afera dała jej w końcu to, czego tak pragnęła — media co rusz się o niej rozpisywały w kontekście partnerki alkoholika-rozrabiaki i nagle wszyscy chcieli ją mieć w reklamie swojego produktu bądź na okładce magazynu. Przynamniej z tego całego nieszczęścia wynikł jeden pozytyw.

Chyba.

Archie już sam nie wiedział, która wersja Haile działała mu bardziej na nerwy — ta jęczoco-prosząca, aby znowu gdzieś wyszli wieczorem czy zapatrzona w ekran telefonu, głośno czytająca poszczególne fragmenty artykułów poświęconych wypadkowi i jej osobie.

We wtorek rano był nieswój. Nie szedł mu jego codzienny poranny trening, a śniadanie smakowało jak tektura. Pogrążony w nieciekawych myślach, nie zauważył, że wskazówki zegara dawno wskazały ósmą czterdzieści. Klnąc pod nosem, złapał za swój portfel, a później stanął nagle w miejscu.

— Kurwa. — Uderzył się w czoło otwartą dłonią, uświadamiając sobie, że przecież jego prawo jazdy zostało mu zabrane na okres sześciu miesięcy.

W pośpiechu zadzwonił po taksówkę i zaczął nerwowo stukać palcami o drewniany blat szafki stojącej w korytarzu. Wiedział, że się spóźni. Miał nadzieję zrobić dobre wrażenie na właścicielce schroniska, może lekko ją zbajerować i poprosić o dopisanie kilku godzin ekstra, ale teraz przez własną głupotę jego plany szlag trafił.

Żółty samochód w końcu podjechał pod bramę i po ostrym dźwięku klaksonu Archie zerwał się jak poparzony. Podbiegł do auta i szybko władował się na tylne siedzenie. Podał adres schroniska i ze szczenięcym oczami poprosił kierowcę o wciśnięcie pedału gazu.

— Pan Archie „Brzytwa" Denly? — Gdy byli w połowie drogi starszy ciemnoskóry taksówkarz, zaczął zagadywać mężczyznę.

— Tak. — Archie przytaknął szybko i zaraz dodał: — Nie można odrobinę szybciej? Naprawdę się spieszę.

Kierowca zacmokał i wskazał na drogę.

— Jesteśmy w zabudowanym — dwadzieścia pięć mil na godzinę. — Mężczyzna uśmiechnął się pogodnie, a Archie jęknął cicho. — Ostatnio głośno o panu. — Staruszek dalej niespiesznie ucinał sobie pogawędkę. — Wielka gwiazda przeprowadziła się do naszego miasta.

Denly z nietęgą miną obserwował jak inne auta wyprzedzały jego taksówkę, najwyraźniej inni nie przejmowali się aż tak przepisami ruchu drogowego. Tylko jemu trafił się ostatni uczciwy kierowca w mieście...

— Tak, wasze Orly wypożyczyły mnie na ten sezon — przyznał niechętnie i wsunął się głębiej w skórzane siedzenie samochodowej sofy.

— Mhm — wymruczał kierowca. — To chyba nie jest dobry omen jak słabsza drużyna wykupuje zawodnika tej silniejszej? — myślał na głos, a siedzący z tyły Archie miał ochotę strzelić sobie w łeb. — Ale co ja tam wiem. Całe życie oglądam koszykówkę, przecież u nas nigdy nie ma śniegu! — zaśmiał się głośno i zerknął w lusterko, aby puścić sportowcowi oczko.

Denly uśmiechnął się wymuszenie i zerknął na ekran telefonu. Chryste, było już dwadzieścia po dziewiątej. Miał być w schronisku równo kwadrans po.

— Sprawia pan sobie pieska? — Głos kierowany znowu zaczął mu brzęczeć gdzieś koło uszu.

— Nie — odpowiedział dość sucho.

Na cienkim lodzie *WYDANE 10.10.23*Where stories live. Discover now