ROZDZIAŁ 2

45 2 0
                                    

W Dzień Wyboru Adrianna wstała z pierwszymi promieniami słońca i jak zwykle poszła do stajni, pomóc, w karmieniu koni. Potem wróciła do sierocińca wchodząc przez okno, bo teoretycznie nie mogła tak wcześnie wychodzić z sypialni.

Właśnie kolejna cecha czekoladowookiej, brak eee... pewnego szacunku do zasad, które według niej nie miały sensu. Np. taka cisza nocna, lub zakaz wspinania się na mury, lub wymykania do lasu lub... parę innych rzeczy, które są potrzebne jak strzała rycerzowi, który nigdy w życiu nie trzymał w ręku łuku.

Po powrocie do sypialni przebrała się w prostą zieloną sukienkę (jej ulubioną), ale została w butach do jazdy konnej, bo stwierdziła, że tak będzie jej wygodniej, a resztę swoich rzeczy spakowała do chusty. Potem pościeliła dokładnie łóżko, a swój dobytek schowała w skrzyni. Chwilę później po drobnej inspekcji i stwierdzeniu, że wszystko jest czyste i stwierdziła, że pora budzić dziewczyny.

Jej współlokatorki trochę pomarudziły, bo było bardzo wcześnie, ale gdy zobaczyły Adriannę w jej ulubionej sukience, od razu sobie przypomniały co to był za dzień. Skutkowało to tym, że zaczęły się przygotowywać. Początkowo Adrianna się z nich śmiała, ale w końcu zmiękło jej serce i zadeklarowała, że je uczesze, gdy tylko się ubiorą.

Gdy w końcu Allys i Jenny były gotowe, były już nieco spóźnione na śniadanie. W tym czasie Adrianna kilkanaście razy zastanawiała się jakim cudem to zajmuje im tyle czasu. To przecież było proste zadanie, ubrać się, założyć buty, uczesać się i koniec.

W jadalni na śniadaniu dziewczyna ignorowała Horace'a, co było wszystkim na rękę, bo naprawdę nie chcieli kłótni z samego rana. Gdy udało się im przejść przez śniadanie bez żadnego konfliktu, piątka piętnastoletnich wychowanków sierocińca skierowała się do biura barona.

Wszyscy byli naprawdę zdenerwowani i to było widać. Przynajmniej dla Adrianny było to bardzo widoczne. Po niezbyt długim czekaniu, przyszedł Martin, sekretarz barona. Widocznie czerpał przyjemność z popędzania ich i krzyczenia na nich, bo robił to non stop.

Gdy nikt nie chciał wejść do komnaty barona, Adrianna wzruszyła tylko ramionami i weszła do środka pewnym krokiem. Po swojej postawie, ani minie nie chciała pokazać swojego zdenerwowania, więc przybrała maskę osoby pewnej siebie, ale nie przesadnie.

W środku Martin ustawił ich wzrostem, Adrianna była najniższa, co jej nie bardzo przeszkadzało, bo to znaczyło że będzie mogła posłuchać jak przebiega wybieranie uczniów do terminu. Zanim jeszcze ceremonia się zaczęła, do gabinetu weszli mistrzowie sztuk, a w tym samym momencie do środka wsunął się zwiadowca, niezauważony przez nikogo poza dziewczyną, którą nie dała po sobie poznać, że wie.

Na pierwszy ogień poszedł Horace, pewny siebie, poprosił o przydział do szkoły rycerskiej i został zaakceptowany. Potem Allys oficjalnie dostała termin w służbach dyplomatycznych. Potem George, któremu po raz pierwszy język związał się w supeł, dostał się do szkoły skrybów. Potem Jenny przekonała mistrza Chubba na przyjęcie ją do terminu.

Wreszcie nadszedł czas na nią. Zanim Martin zdążył na nią krzyknąć wystąpiła przed szereg i udając pewną siebie, odezwała się do barona.

- Jestem Adrianna, wasza wysokość. Nie znam dziedziny, która byłaby by dopasowana do moich zdolności i płci – powiedziała płynnie, nie jąkając się, patrząc prosto przed siebie, mimo że jedyne o czym marzyła to by się schować.

- Adrianna jaka, powiedz swoje nazwisko dziewczyno – oburzył się Martin, jednak Arald mu przerwał.

- Adrianna to szczególny przypadek – powiedział do swojego sekretarza. – Co masz na myśli, mówiąc o tym że nie znasz dziedziny w której chciałabyś się kształcić? – zapytał, szczerze zdziwiony. Szczerze mówiąc nawet mimo jej wybryków myślał, że będzie chciała zostać kurierką. W końcu to była praca dla silnych, niezależnych kobiet.

Adrianna - Pierwsza zwiadowczyniWhere stories live. Discover now