Epilog

107 20 40
                                    

Artemia westchnęła ciężko, patrząc w szare oczy dziecka. Były identyczne jak te, którymi poszczycić się mógł jego ojciec. Patrzyły na Artemię z uwagą, śledząc każdy jej ruch. Kobieta pogładziła złote włoski maleństwa, rozkoszując się ich miękkością, i spuściła spojrzenie. 

Nie mogła narzekać na swój los, bo krótko po wyjeździe Eugeniusza dowiedziała się, że zapisał jej on dom należący niegdyś do Ahmeda i odrestaurowany po buncie jego pracowników wraz z częścią ziem. Mieszkańcy wyspy uwielbiali Artemię i zawsze chętnie służyli jej pomocą, nie zbywało jej też na pieniądzach, jednak nie była szczęśliwa. Miała tylko ojca i swoją malutką Eugenię, dziecko śliczne jak słońce, radosne i słodkie, napełniające jej serce tkliwością, ale boleśnie przypominające Artemii o dawnym ukochanym. Bo nie przestała go kochać. I wiedziała, że już nie przestanie. 

— Mamusiu, kocham cię! — wykrzyknęła maleńka dziewczynka, wyrywając ją z zamyślenia. 

Artemia ucałowała ją w czółko i przycisnęła do piersi. Trzymała ją tak blisko, jak tylko się dało, rozkoszując się miękkością jej malutkiego, różowiutkiego ciałka. 

— Ja ciebie też, kochanie. 

— A dlaczego ja mam takie jasne włoski, a ty takie ciemne? — zapytała Eugenia. 

— Bo masz takie włoski jak twój tatuś, Żeniu. 

W jej oczach błysnęły łzy, gdy nazwała córeczkę zdrobnieniem, które tak ukochał sobie Eugeniusz. Przymknęła oczy, chcąc stłumić płacz. Nie mogła sobie na niego pozwolić w towarzystwie dziecka. Eugenia nie mogła widzieć, jak jej matka płacze. 

— A gdzie jest mój tatuś? 

— Na morzu. 

— Jak Odys? — Otworzyła szeroko oczka. 

— Tak, jak Odys. 

— I on też kiedyś w końcu do mnie wróci? Tak jak Odys do swojej żony i synka?

— Tak, skarbie. Obiecuję ci, że on kiedyś wróci. — Ucałowała dziecko w jego pucołowatą twarzyczkę. 

Żałowała, że nie może zagwarantować małej Żenii, że jej tatuś kiedyś do niej wróci. Ale życie takie już było. Artemia zdołała się nauczyć, że nie zawsze dostawało się to, czego się pragnęło, i że los potrafił płatać figle, a ludzie okazywali się zupełnymi osobami niż te, za które się podawali. Tego właśnie nauczył ją Eugeniusz. Ale dał jej też największy skarb, jaki mogła otrzymać. Za to miała mu być wdzięczna do końca życia. 

Pod greckim słońcemDonde viven las historias. Descúbrelo ahora