7 | the exceptionalness

256 28 24
                                    

— Chyba musisz położyć to tutaj. Tak mi się wydaje. — Amber tylko wskazała jej kierunek, a Eula odłożyła papierową torbę z zakupami na wyspę kuchenną w przestronnym mieszkaniu Jean i Lisy. Brązowowłosa poruszała się po domu jakby znała jego rozkład na pamięć, a ona sama tylko stała w miejscu i bała się chociaż poruszyć w strachu, że jakikolwiek drobny ruch pociągnie za sobą serię innych i w rezultacie coś zepsuje. A tego by nie chciała. 

Eula co prawda od rana czuła się mocno średnio. Nie wiedziała, czy to powód jej nocnych wspomnień czy po prostu złego samopoczucia, ale wcale nie pomagało jej w tym bolące kolano i uczucie jakby "uciekało", za każdym razem gdy próbowała postawić pewniejszy krok. Nie powinno tak być, bo cały czas trzymała je w ciężkim stabilizatorze, więc szybko stało się to powodem do zmartwień. 

Jedynym, co mogło ją od tego na razie odciągnąć, był obraz szczęśliwej Amber, biegającej po nowoczesnym mieszkaniu w swoim żywiole. Jean dzisiaj wychodziła ze szpitala, więc to właśnie jej, Euli i Kaeyi przypadła rola przygotowania przyjęcia powitalnego, a Diluc występował w roli kierowcy. Młodszy z braci nadal się nie pojawił, a miał się on zająć najważniejszym, czyli ciastem. 

— Musimy przygotować coś wyjątkowego! — obwieściła Amber w międzyczasie, szukając dwóch fartuchów po szufladach w kuchni. — O! Ten jest mój! Tyle go szukałam… — westchnęła i schyliła się, sprawdzając dolne szafki. — Mam! — Wyłoniła się zaraz spomiędzy garnków i patelni, trzymając w dłoni błękitne okrycie zabezpieczające przed ubrudzeniem się w kuchni. — Tutaj masz zapasowy.

— Nie wiem, czy mogę…

— Oczywiście, że tak! Wiesz, mieszkałam z Jean i Lisą przez jakiś czas i tego akurat nie używają do gotowania. Więc myślę że nie będzie żadnego problemu. Zresztą, robimy im niespodziankę, więc się nie obrażą!

Eula nie była do końca przekonana, ale ostatecznie zawiązała sobie fartuch z tyłu i podwinęła rękawy bladoniebieskiego swetra. Amber w międzyczasie rzuciła się do toreb z zakupami, wyjmując wszystko po kolei i albo odrzucając niektóre produkty, albo kładąc je na wyspę kuchenną, która była ich miejscem pracy.

Wykorzystała ten czas, żeby rozejrzeć się odrobinę po mieszkaniu. Podobnie jak u Amber kuchnia była połączona z salonem, ale tutaj wszystko wydawało się większe, może też dlatego, że apartament był położony wyżej i z okna było świetnie widać centrum Mondstadt. Poza tym, u brązowowłosej nie było wyspy kuchennej, ani ogromnego salonu z szerokim narożnikiem, ani też wielkiego telewizora wiszącego na ścianie. Wszystko wydawało się jakieś takie… duże, zwłaszcza dla Euli, która swój dom często znajdowała w hotelowych pokojach i ostatnio małym wynajętym mieszkanku w porcie Liyue.

— Jean najbardziej lubi pizzę, więc robimy pizzę. Mogę zająć się ciastem, a ty możesz pokroić warzywa! Jeśli chcesz, oczywiście — oznajmiła dziewczyna, wciskając jej deskę do krojenia w dłonie, a Eula tylko popatrzyła na pudełko pieczarek, paprykę, czerwoną cebulę i kukurydzę, które znajdowały się przed nią na blacie.

— To nie za dużo? Tych wszystkich warzyw.

— Za dużo? Czemu? — popatrzyła na nią pytająco.

— To będzie dobrze smakować razem?

— Nigdy nie jadłaś pizzy? No jasne, że będzie! Taki właśnie jej urok, cokolwiek tam dasz, będzie dobrze smakować!

— Poza ananasem.

— Żartujesz?! — Amber odwróciła się do niej oburzona, a Eula nie mogła się powstrzymać od szerokiego uśmiechu. Jakby jej serce przez chwilę zabiło mocniej, na moment zapomniała całkowicie o bolącym kolanie i o tym, że znajduje się właśnie w ogromnym mieszkaniu swojej przyjaciółki z dzieciństwa i powinny się zacząć przygotowywaniem pizzy, a nie kłótniami o ananasa na pizzy. — Ananas na pizzy to błogosławieństwo! Tylko niektórzy są w stanie to docenić.

sk8er girl | eulamberDonde viven las historias. Descúbrelo ahora