Wooden Heart

246 31 53
                                    

piątek

Literatura z panem Hamiltonem zaczęła się dziesięć minut temu, a Deana wciąż nie było, nie pojawił się w klasie i nic nie wskazywało, by szybko miało się to zmienić. Maszerując na zajęcia Cas nie spotkał go nigdzie na korytarzu, Winchester chyba w ogóle nie przyszedł do szkoły, choć przed literaturą miał jeszcze w-f. Może cios Hargensena wyrządził mu większą szkodę niż ta rozbita brew, ojciec powinien był zawieźć go na ten ostry dyżur, mógł doznać jakiegoś wewnętrznego urazu, niewidocznego na pierwszy rzut oka, wstrząsu mózgu! Pochylony nad podręcznikiem do literatury Castiel White z zagryzioną wargą przebierał palcami, obracając w nich długopis. Jeśli Dean nie zjawi się do końca dnia, jak ustali, czy wszystko z nim w porządku? Nie znał jego numeru, nie wiedział, gdzie dokładnie mieszka, może gdyby znalazł jego tatę, pana Winchestera, może on podałby mu jedno albo drugie, telefon albo adres? Mógłby go po szkole odwiedzić. Dean chyba nie miałby nic przeciwko?

Okazało się, że martwił się niepotrzebnie. Dean wpadł do klasy na koncie mając piętnastominutowe spóźnienie, szybko się wytłumaczył, cóż, miał w głowie szwy, pan Hamilton dał mu spokój i kazał usiąść. Cas powiódł za nim wzrokiem, blondyn uśmiechnął się do niego, przechodząc do swojej ławki puścił do niego oko.

Tematem lekcji byli amerykańscy laureaci literackiej Nagrody Nobla. Castiel odwrócił głowę, spojrzał na blondyna, wypakowującego książki na blat – ciekawszy widok niż pan Hamilton zapisujący na tablicy nazwisko Williama Faulknera. Dean miał na sobie oliwkową hoodie; rozpakował się, rzucił plecak pod ławkę i opadł na oparcie krzesła, przegarniając ręką jasne włosy, tego dnia w o wiele większym nieładzie niż normalnie. Chyba zaspał, wyglądał jakby zbierał się na lekcje w dużym pośpiechu.

Ich oczy spotkały się na moment.

Lekcja trwała, zinterpretowali jedną z piosenek Boba Dylana (dostał Nobla w 2016), a potem pan Hamilton oznajmił, że musi wyjść zadzwonić i zadał im ćwiczenia do wykonania. Ledwo zamknęły się za nim drzwi, klasa totalnie olała amerykańskich noblistów – wszyscy poodwracali się, jeden do drugiego, powyjmowali komórki. Zrobił się szum. Castiel westchnął, jako jedyny spuścił wzrok na książkę i przebiegł nim po treści polecenia. Wymienił długopis na ołówek, poprawił podręcznik na blacie i zaczął podkreślać w tekście potrzebne rzeczy.

– Hej, Cassie – usłyszał za sobą, ołówek prawie wypadł mu z ręki. Nie zarejestrował, kiedy Dean wstał, kiedy podszedł do niego i przysiadł na parapecie tuż za jego plecami. – Znasz odpowiedź na pierwsze pytanie?

Cas zmierzył go lekko.

– Ernest Hemingway.

– Oczywiście, że on – Dean zamknął swój podręcznik, przyniósł go ze sobą z ławki. – Co słychać, Cas? Jak twój poranek, co dobrego jadłeś na śniadanie?

– Uhm, tosta – brunet odłożył ołówek. – Jak twoja brew?

– Bywało gorzej. Tata odpuścił mi w-f, ale tylko dzisiaj, zgaduję że ciebie lubi bardziej – Winchester zaśmiał się, opuszczając podręcznik, zaciskając dłonie na krawędzi parapetu. – Szczerze mówiąc sądziłem, że będzie miał większy problem z faktem, że zaprosiłem cię na bal. Nic nie powiedział, nic negatywnego, w każdym razie – wzruszył ramionami. – To powiesz mi, co zrobił ten Hemingway, żebym mógł to zanotować? – na powrót sięgnął po książkę, zgarnął ołówek z blatu White'a. Otworzył na właściwej stronie.

– Był oszczędnym w słowach minimalistą, kierował się zasadą „góry lodowej". Uważał, że pisarz powinien tylko nakreślić o co chodzi, żeby czytelnik mógł dotrzeć do reszty sam.

Blondyn zerknął na niego znad notowanej odpowiedzi.

– Z natury jesteś taki inteligentny czy ciężko na to pracujesz? – spytał, uniósłszy zdrową brew. Cas zarumienił się lekko. Jedno i drugie, brzmiałaby prawidłowa odpowiedź, miał wrodzony talent do logicznego myślenia i zapamiętywania, i dużo czasu by się uczyć. – Przejdź się ze mną na spacer – Dean oznajmił, jak gdyby nigdy nic, White zmarszczył czoło. – Po szkole, jest piątek. W piątki nie trenujemy, jutro nie ma zajęć, to oznacza wolne. Chciałbym pokazać ci jedno miejsce – spojrzał na niego, wprost na niego, prosto w jego błękitne oczy. – Przejdziesz się ze mną? – powtórzył, całkowicie na poważnie. – Na spacer?

CARRIE (DESTIEL AU)Место, где живут истории. Откройте их для себя